Od tygodnia leżę w łóżku. Lekarka sugerowała szpital, ale umówiłyśmy się, że do lutego jestem na L4 i jeśli nadal będę tak wyczerpana, to może rozważę szpital. Dostałam antydepresant.
A zaczęło się tak. Po świętach wróciłam do pracy całkiem wypoczęta. Pierwszy tydzień był spokojny, niewiele nadal się działo. Coś tam robiłam, ale nie było takiej presji jak zwykle.
W między czasie zaczęłam mieć kłopoty ze snem, do tego stopnia, że oprócz 400 kwetaplexu brałam dodatkowo 400 ketrelu, by móc zasnąć. Nie czułam żadnego pędu w głowie, żadnego takiego pobudzenia, a jednak sen nie przychodził. Pod koniec tygodnia poczułam się dziwnie wyczerpana. W piątek wieczorem zajechała do mnie siostrzenica z mężem i dziećmi. To mnie też zestresowano, właściwie od momentu gdy zadzwonili w czwartek, że mogliby do mnie zajechać, w drodze na ferie do babci.
Jakoś mnie to wybiło z rytmu. Troszkę dlatego, że nie miałam pieniędzy by ich ugościć jak trzeba, bo cienko przędę z kasą. W każdym razie zrobiłam zakupy, siedzieliśmy do późnej nocy a w sobotę przed południem odjechali. Wówczas jak stałam tak padłam. A nie, poszłam jeszcze nakupić słodkości do cukierni i się obżarłam do granic wytrzymałości. W poniedziałek ledwie się podniosłam, poszłam do pracy a tam takie zmęczenie, że aż drżały mi mięśnie, jakby ciało nie mogło mnie utrzymać w pionie. Wtedy po raz pierwszy odkąd tu pracuję pomyślałam, że wychodzę z pracy i nie przychodzę na drugi dzień, ani kolejne. Ciężko mi było zadzwonić we wtorek do L. i powiedzieć jej, że źle się czuje i zostaję w domu. Bardzo ciężko, ale odebrała to z troską w głosie. Jestem jej za to wdzięczna.
Wróciłam do domu i spałam do czwartku. W czwartek poszłam do mojej lekarki psychiatry i wszystko jej opowiedziałam. Potem znów telefon do L. i znów wstyd i lęk przed oceną, że się migam od pracy. Kiepska sprawa, ale L. znów przyjęła wiadomość o zwolnieniu lekarskim przychylnie.
Przez to mogłam ze spokojem wyłączyć się z życia.
Najdziwniejsze w tym było, że nie czułam ani smutku, ani jakichś takich depresyjnych przytłaczających myśli. Raczej w kierunku rozdrażnienia jeśli już. Promienie słoneczne doprowadzały mnie do szału. Więc gdy tylko wychodziło słońce zaciągałam rolety.
Dzisiaj mija tydzień mojego leżenia. Do wczoraj zero mycia się, sprzątania, tylko spałam i spałam.
Ledwie wstawałam dawać jeść kotom. Wczoraj podniosłam się z łóżka. Zrobiłam porządek ze sobą i wokół siebie, a dzisiaj dalej w łóżku.
Poprosiłam G., z którym nie widziałam się od listopada, by podrzucił moje zwolnienie do pracy.
Nie czuję się na siłach by pójść i w ogóle wyjść z domu.
Coś o tym wiem... Współczuję.
OdpowiedzUsuńJak z Tobą jest teraz?
Teraz dobrze, choć głównie śpię. Zbierałam siły na wyjazd do Liverpoolu w weekend. Miałam bilety kupione, szkoda było ich nie wykorzystać. Wezmę jeszcze dwa tygodnie wolnego, żeby zrobić sobie porządny reset.
UsuńA Ty jak sobie radzisz?
Koszmarnie jest.
OdpowiedzUsuńA masz jakieś wsparcie? Leki? Ludzi?
UsuńNie
OdpowiedzUsuńWczoraj napisałam do warszawskiego stowarzyszenia Aktywnie przeciw depresji z propozycją stworzenia grupy samopomocowej dla osób w depresji. Napisałam o tym więcej w dzisiejszym wpisie. Myślę, że powinna taka grupa istnieć, byśmy sami mogli sobie na wzajem pomagać. Chętnie dotrzymałabym Ci chociażby towarzystwa lub w czymś pomogła.
Usuń