Całą niedzielę spędziłam nad morzem w West Kirby i New Brighton. Powietrze cudowne, widoki, przyroda, architektura, ludzie. Jak mi było dobrze.
Dopiero po powrocie zrozumiałam, o co chodzi z tym smogiem. Bo jak tu w Warszawie cały czas siedzę nie wyjeżdżając z niej wcale, to nie czuję różnicy, zwłaszcza, że głównie kursuję praca dom i tyle. A tam to powietrze, ta bryza. Już w samym Liverpoolu jak tylko wysiadłam z samolotu.
Towarzystwo moje potencjalne jak nie było po przeziębiane to w pracy, ale dla mnie to było akurat w to graj, bo pojechałam tam gdzie chciałam i na ile chciałam. A prawdę mówiąc towarzyska to ja teraz nie jestem. Więc, bardzo dobrze mi było samej w tej Anglii. O rety. I to jak.
A na koniec wczoraj do kina poszłam, też jeszcze w New Brighton. Na Jumanji. Akurat grali, to sobie pomyślałam, że jak nie zrozumiem to pewnie tam więcej akcji niż tekstu i tak było. Ku mojemu zaskoczeniu dialogi były tak proste, że po raz pierwszy w życiu obejrzałam film rozumiejąc niemal w całości. Wyśmiałam się. Za mną siedziała jakaś para i były jeszcze może ze cztery rodziny z dzieciakami. Familijnie, śmiechowo, lekko. Wyszłam z kina to jeszcze chwilkę, bo już było po 21.00 promenadą się przeszłam a potem w autobus i do Liverpoolu.
Bardzo, bardzo odpoczęłam. Ogromna różnica.
Powiem szczerze, że jak wróciłam do Warszawy to dostałam lekkiego lęku. Jechałam autobusem i zastanawiałam się, co mogę zrobić? Gdzie pójść, żeby w domu nie siedzieć, ale zero chęci, natchnienia. No bo gdzie? Do lasu sama nie, w mieście byle jak, szaro, korki, tłumy w komunikacji miejskiej. Kompletna niemoc. To znaczy, dzisiaj to ja w domu, bo odsypiam też trochę, bo lot powrotny miałam nad ranem i spałam tylko w samolocie.
To życie nie może tak wyglądać. Nie może. Chorujemy, bo żyjemy byle jak. A ja jestem dziewczyna wychowana na wsi, wśród lasów, rzek, łąk, pól. Mnie ciągnie do przyrody i bez niej umieram, usycham. Nawiązałam kontakt bliższy z jedną z koleżanek, jest szansa, że będę miała partnerkę do wypadów za Warszawę na choćby spacery, rowery. Muszę tylko być konsekwentna i podtrzymywać tę znajomość.
Jutro psychoedukacja. W czwartek psychiatra.
Dzięki za zdjęcia. Cudny klimat tych miejsc. Moje dzieciństwo i młodość po części też wśród pól, łąk, lasów i nad strumykiem. Tęsknię do szumu drzew, fioletowych leśnych dzwoneczków, głosu ptaków, do zwykłych kłosów i zbierania grzybów. I można tak wymieniać jeszcze długo.
OdpowiedzUsuńFajnie, że będziesz miała z kim wypaść za miasto.
Pięknie opisałaś. Usycham z tęsknoty za tymi widokami.
UsuńZastanawiam się, co mogłabym zrobić by móc wrócić do tego.
Nic nie przychodzi mi do głowy.
Sowo, a czy nie masz mozliwosci zamieszkac na wsi? Moze byloby Ci lepiej wsrod pol i lasow...
OdpowiedzUsuńTrzymaj sie cieplo, wiosna nie za gorami.
Niestety już nie mogę...
OdpowiedzUsuńDzięki za troskę.