Siedzę i opycham się słodyczami. Jestem już spokojniejsza. Jednocześnie czuję się wypompowana.
A było do dzisiaj tak dobrze. Było złudnie, niebezpiecznie dobrze.
To koszmarne jak zaburzone jest moje rodzeństwo i jak ja się zaburzam, gdy mnie atakuje. Okropne.
Nie wolno mi do nich jeździć, nie wolno mi się z nimi spotykać. Moi terapeuci i moje lekarki, wszyscy wiedzieli o czym mówią.
Myślałam, że czas, coś zmienił. A one są tak samo przerażające jak kiedyś.
Kiedyś dawno psychia powiedział - "proszę nie utrzymywać kontaktów albo sprowadzić do minimum, to jedyne wyjście".
OdpowiedzUsuńNo i u mnie było to samo. Terapeuta, terapeutka, trzy lekarki, wszyscy, którzy prowadzili mnie od momentu, gdy zaczęłam chorować, czyli od 19 roku życia.
UsuńTrzeba się zająć sobą i zadbać o siebie. Rodzina nie widzi w sobie problemu i nigdy go nie zobaczy. Niektórzy tak mają, że do ich świadomości nigdy nie dociera ich wewnętrzny bałagan. Czy jest im lepiej? Nie mają szeregu dramatycznych i bolesnych objawów, nie czują bólu, ale prawdopodobnie dlatego, że już od dawna są wewnętrznie martwi.
OdpowiedzUsuńNie dopuszczą nigdy do siebie, że w czymś zawinili.
OdpowiedzUsuńMasz rację, choć w dzisiejszym wpisie opisałam pewną rodzinną anomalię :) Szok
Usuń