Dzisiaj dopadł mnie kryzys. Zmęczenie wszystkim co działo się ostatnio ale przede wszystkim mam ogromny problem z zapanowaniem nad obowiązkami związanymi z nową pracą. Mój poprzednik pozostawił wiele rzeczy niezałatwionych, niedopilnowanych. Moje przemęczenie powoduje, że nie jestem w stanie patrzeć na to wszystko zadaniowo. Każdego dnia dowiaduję się, że jest jeszcze coś i jeszcze coś. Zaczęłam się objadać, przez ostatnie dni wydałam mnóstwo pieniędzy. Znów zaczęłam tyć, a w związku z tym nastrój i poczucie własnej wartości poszły mocno w dół. Za dwa tygodnie mam wesele siostrzenicy. Przygotowywałam się do niego. Kupiłam nawet jakieś ubrania, ale wolałabym je zwrócić, poza tym nie mam jeszcze butów, a i tak pozostaje doprowadzenie siebie do porządku jakąś kosmetyczką i fryzjerem. Bilety na pociąg, prezent dla młodej pary, prezenty dla dzieci. W tej chwili jestem już na minusie ponad 2800, z weselem i innymi wydatkami dobiję do ok 4000, bo muszę zrobić jeszcze zakupy dla kotów i dożyć do końca miesiąca z szalejącą bulimią. Wkurzam się, bo nie mogę powstrzymać obżarstwa. Kupuję wszystko co mam pod ręką. Jem, objadam się, nawet nie rzygam, po prostu jem, wciąż i wciąż.
Byłam dzisiaj na komisji orzeczniczej, otrzymałam częściową niezdolność do pracy, ale moje zarobki przekraczają ZUS-owski próg 3200 brutto, z renty zostanie mi jakieś 300 zł. Gdyby nie te ostatnie tygodnie byłoby ok z tą nową pensją, a tak... nie wiem, nie umiem sobie tego teraz rozplanować, wyjścia z tego długu i przestania jeść. Zadania mi się rozjeżdżają, rzeczy, które muszę załatwić, pomysły na nie. Tego wszystkiego jest po prostu za dużo. Jestem kurewsko przemęczona. Jeszcze sytuacja z G. mnie mocno wymęczyła i ciągle męczy.
Nie wiem czy jest sens odwołać się w ZUS-ie do renty o całkowitą niezdolność i szukać pracy na pół etatu. Obecnie mam częściową, ale gdy nadmiar obowiązków i problemów zaczyna mnie przytłaczać wszystko wymyka mi się spod kontroli. Czuję jak pęka mi głowa, a myśli krążą kompletnie splątane. Boże, tak bardzo chcę odpocząć. Chcę przestać martwić się o tak wiele rzeczy na raz. Muszę utrzymać tę pracę, a z dnia na dzień rodzi się we mnie frustracja, która kusi by pierdolnąć to wszystko i po prostu zacząć krzyczeć, że już mam dość!!!
Wszystko się zwaliło naraz, bo i napięcie przed komisją też na pewno było. A najbardziej wykańczają emocje, to nie dziwię się, że organizm odreagowuje kompulsywnym jedzeniem. Z tego, co piszesz, to w pracy na Twoim stanowisku od dawna były zaległości, nie załatwisz wszystkiego od razu, nie wyprowadzisz od razu na prostą, może dałoby Ci ulgę porozmawianie/poinformowanie o tym kogoś z przełożonych?
OdpowiedzUsuńDokladnie. Napisałam szefowej maia, bo napisała do mnie z urlopu z pytaniem jak mi idzie. To napisałam, ze wszyscy chcą mieć już wszystko na zaraz a ja wiem, ze się tak nie da. W każdym razie kontroluję sytuację i myślę, ze być może do końca września wszystko nadrobimy.
OdpowiedzUsuńJeśli wyjdzie tak, ze jednak jest tu jakiś chaos mimo wszystko, to będę się martwic. Projekt potrwa jeszcze rok, a oni i tak do tej pory nie byli w stanie znaleźć nikogo na miejsce mojego poprzednika, który odszedł na poczatku maja. Mysle, ze wspólnymi siłami z pomocą mojej szefowej ogarniemy to wszystko. Tylko muszę tych ludzi nauczyć, że nie da się wszystkiego na raz.
Musisz im to wbić do głów. Od maja to bardzo długo, a poza tym nie wiadomo, czy poprzednik nie miał już zaległości. Trzymaj się :)
OdpowiedzUsuńOj tak. Okazało się, że miał ogromne zaległości. Niektóre rzeczy nie były zrobione od początku trwania projektu, czyli od półtora roku. Na szczęście, to już nie jest mój problem.
Usuń