sobota, 23 listopada 2024

Kolejny etap pracy z traumą

Po załamaniu, które przeszłam w lutym tego roku, około lipca zaczęłam zaliczać wzrost pokryzysowy.

Był to czas, w którym trudno mi było dalej zajmować się tematem traum, choć terapia w tym kierunku wciąż była na wczesnym etapie. Jednak widać psychika sama nas prowadzi i tak też naturalnie czułam, że na ten moment już mi wystarczy dotykania tej tematyki. Był to czas całkiem przyjemny.  Dużo odpoczywałam. Wciąż przebywałam na zwolnieniu lekarskim, potem urlopie i znów na zwolnieniu. Jako, że pracodawca po moim załamaniu z lutego, postanowił nie przyjmować mnie z powrotem do pracy,  choć początkowo było dla mnie dość przykrym doświadczeniem, w efekcie zaowocowało u mnie jeszcze bardzie wytężoną pracą nad tym, czym chciałabym się zajmować zawodowo w swojej dalszej drodze życiowej. 

I tak podjęłam studia psychologiczne. Znalazłam pomysł na zawód jako interwent kryzysowy. Wszystko to przy uważnej współpracy z doradczynią zawodową i moją terapeutką. 

I wreszcie na jakiś czas zapanował spokój. Aż dwa miesiące temu, życie znów upomniało się o siebie i pojawiły się kolejne wyzwania, a wraz z nimi nadszedł czas aby znów powrócić do przeżytych traum i tego jak wpłynęły na całe moje życie.

I tak oto znów wywołało to silne emocje, a te przywołały flashbacki emocjonalne. I znów pojawiło się silne pobudzenie. Znów zaczęłam mierzyć się ze szczególnie trudną dla mnie do przeżywania emocją jaką złość. 

Dopiero teraz, po raz pierwszy udaje mi się jako tako dotykać złości. Złości wynikającej z tego jak wiele absurdalnych, nieprawdopodobnych, niedorzecznych, nielogicznych, niesprawiedliwych, podłych rzeczy spotkało mnie od momentu bycia jeszcze w łonie matki, aż do 23-roku życia.

I właśnie próbuję to wszystko jakoś w sobie pomieścić. Jakoś przetworzyć. 

Rozprawiam się obecnie ze stosunkiem mojej rodziny do mnie. Odkąd pamiętam bardzo wrogo do mnie nastawionej. Skąd taka wrogość rodziny? Co zrobić z atakami na mnie, gdy zaczęłam ujawniać traumy? 

Ostatecznie uznałam, że odcinam się od rodziny całkowicie. Tak jak wiele lat temu moja lekarka i terapeuta zakazali mi jeździć do domu. Teraz, pomimo wielu prób wyjścia na przeciw mojej rodzinie lub pojedynczym jej członkom, w końcu nadszedł czas na całkowite zaprzestanie kontaktu. Tak niestety będzie dla mnie zdrowiej. Dla nich też. Jest mi z tą decyzją o wiele lepiej.

Jeszcze pozostaje mi rozprawić się ze złością, którą blokowałam w sobie przez dziesięciolecia.

Jedno jest pewne. Cieszę się, że mam siebie. Mam wspaniałych ludzi w swoim życiu, których wybrałam sobie sama na moją rodzinę. Na moich bliskich. Mam bardzo silne autorytety w postaci specjalistów, którzy mi towarzyszą w mojej drodze. Ich wsparcie dodaje mi pewności, że prowadzę siebie w dobrym kierunku. Bez nich samo wsparcie przyjaciół nie miałoby takiej mocy oddziaływania.

Mam nadzieję, że na 50-urodziny, będę jeszcze bardziej poukładaną osobą, z konkretnymi osiągnięciami na moim koncie. A teraz póki co, towarzyszę sobie łagodnie i siebie asekuruję. Mam bardzo dużo zaufania do siebie. Troska o siebie, łagodność wobec siebie, współczucie dla siebie ale bez dramatyzmu, to moje nowe osiągnięcia. Jakie to wspaniałe uczucie czuć się bezpiecznie ze sobą. 

2 komentarze: