środa, 11 grudnia 2024

Jak mogłoby być?

Miałam napisać zupełnie o czymś innym ale moje rozmyślania poprowadziły mnie w nieco innym kierunku. 

Gdy nie posiadałam wiedzy o tym, co właściwie mi dolega, poza późniejszymi błędnymi i krzywdzącymi diagnozami, żyłam we własnym więzieniu, które moje mechanizmy obronne stworzyły, by mnie chronić, ale by także wołać o pomoc. To było dobre na tamten czas. Tak,  bym mogła przetrwać w niesprzyjającym, często zagrażającym środowisku.

Ale gdy dorosłam, stałam się zakładniczką niezrozumiałych dla mnie i mojego otoczenia własnych impulsów. Co najsmutniejsze, jako 19-latka zgłosiłam się po pomoc do psychologa, a następnie psychiatry. 

Myślę sobie teraz o tym z pozycji 47-letniej kobiety, którą obecnie jestem, jaki to był zdrowy odruch. Jaki mądry. Te niemal 30 lat temu. 

Dzisiaj nadal mało kto odróżnia psychologa od psychoterapeuty lub malo kto wie, kim właściwie jest psychiatra. Wspaniała świadomość. Wybaczcie, ale chcę oddać szacunek tej młodej dziewczynie sprzed lat. 

A jednak spotkało ją takie nieszczęście. 

Bardzo mi przykro. To naprawdę cholernie smutne, że mimo zwrócenia się o pomoc do możliwie najlepszego źródła, a następnie kolejnych i kolejnych, nikt nie udzielił jej odpowiedniego wsparcia.

W ten sposób przez dziesięciolecia doświadczałam powtórnej traumatyzacji. 

Ale nie piszę tu tego, by się żalić, tylko po to, żeby dodać otuchy tym, którzy być może skłonni są myśleć, że na coś w ich życiu jest już za późno lub nie warto walczyć o siebie.

Nieprawda. Oczywiście, że musiałam przeżyć żałobę nad tymi utraconymi latami. Było mi bardzo trudno. Szczególnie na początku tego roku, gdy postawiono mi diagnozę kompleksowej traumy.

Chciałam się poddać. Naprawdę w pierwszym odruchu zapragnęłam umrzeć. W pewnym symbolicznym sensie nawet umarłam. Ale umrzeć wcale nie jest łatwo. Szczególnie gdy ma się w sobie instynkt życia.

Wszyscy mamy ten instynkt by trwać, ale także by iść do przodu. Jesteśmy tak skonstruowani biologicznie. Nikt nie chce umrzeć. Gdy ktoś postanawia zakończyć swoje życie, nie kończy z życiem, tylko z cierpieniem, które uniemożliwia mu trwanie przy życiu i poradzenie sobie z kryzysem, który go spotkał. 

Właściwie można powiedzieć, że właśnie ci, którzy chcą umrzeć, najbardziej pragną żyć.

Żyć prawdziwie, najpełniej. To pragnienie przeżycia życia, a nie trwania w nim, by jakoś to było. W przymusie, licznych powinnościach, trudzie człowieczego żywota. 

Pamiętając o tej zagubionej młodej dziewczynie i tej kobiecie obecnie już przed pięćdziesiątką, chcę im dodać otuchy i Wam, moi drodzy i drogie.

Nic nie jest stracone. Nigdy nie było. Wszyscy kroczymy przez życie etapami. Każdy na swój sposób. A nasza wewnętrzna mądrość pracuje w nas i tylko czeka na sposobność, by zrobić kolejny krok. 

Czasem nadmiar spraw i obowiązków przytłacza na tyle, że trudno się zatrzymać, zająć sobą. Czasem gonimy, powtarzając nawykowo coś, co już dawno się nie sprawdza. Czasem to inni nas blokują, a my nawet tego nie dostrzegamy.

I tak myślę sobie. Idą święta. To taki czas, który uruchamia w nas wspaniałe pragnienia, ale też często konfrontuje ze smutną rzeczywistością. Z jednej strony jesteśmy spragnieni tej dzieciecej beztroski i radości z obdarowywania i bycia obdarowywanymi. Radości z bliskich więzi. Wolnego czasu spędzonego na słodkim lenistwie. Bajecznej, zimowej aury połączonej z wesołym migotaniem kolorowych świateł i radosnym brzmieniem dzwonków.

Zapachu choinki i świątecznych potraw. Ta cała aura, czasem wręcz jakaś magia, wyzwala w nas choć na chwilę to zaskakujące pragnienie życia. Pomyślcie o tym, co szczególnie w tym czasie jest dla Was ważne i przyjemne, i jakie uczucia Wam wówczas towarzyszą?

Z drugiej strony ten czas wielu z nas konfrontuje z tym, jak chcielibyśmy by było, a jak właściwie jest.

Smutek, złość, że nie jest tak, jak powinno być. Czasem zupełnie do bani, a i niekiedy wręcz tragicznie.

Te nieprzyjemne emocje są informacją o utraconych, niezaspokojonych potrzebach.

To dobry czas, by w tym okresie pomyśleć, jak to jest żyć tak, tak jakby się chciało. Jakby w końcu mogło być, gdyby wszystko lub cokolwiek było inaczej. Zbliżyć się do tych pragnień. Mocno zaciągnąć się ich zapachem i pomyśleć: tak mogłabym/mógłbym żyć. 

Święta czy dowolnie wybrany radosny czas - dla kogoś może to bedą otulające ciepłem promienie słońca, albo wiosna, gdy przyroda budzi sie do życia, a może uczucie przynależenia, wspólnoty, bycia z kimś blisko- to wszystko nie musi być jedynie tą krótką świąteczną chwilą. Możemy ten obraz zabrać ze sobą na resztę szarej zimy i często szarego życia. Próbując co jakiś czas przypominać o nim sobie. Co właściwie jest ważne i co tak naprawdę jest możliwe.

Chcę Was zaprosić do takiej wspólnej lub indywidualnej refleksji. Co jest możliwe? Jak mogłoby jeszcze być? 

Mam nadzieję, że spodoba się Wam to, co napisałam. Niezależnie od tego, jakie kłody pod nogi rzuciło nam życie, nie rezygnujmy z siebie i swoich pragnień. 

Moim pragnieniem jest, by świat, który tworzę w sobie i wokół siebie był bezpieczny, spokojniejszy. To dlatego dzielę się sobą i swoim doświadczeniem. To dlatego poruszam tematy, które moim zdaniem przybliżają nas ku własnej autentyczności i przywracają ku życiu.  

Uważam, że życie warte jest rozmowy. Szczególnie tej, która dla wielu z różnych powodów może być trudna. Zawsze tu na Was czekam. Chciałabym, abyśmy odrzucili czasem te maski i zaryzykowali. Ech! Raz kozie śmierć. A co nas nie zabije... no właśnie. Jak to mogłoby być? 

Miłego dnia! 💚


1 komentarz:

  1. Jak prawdziwie nazwałaś chęć skończenia - tak, z cierpieniem, nie z życiem...
    Święta. Jak zwykle od wielu lat będę sama, wydaje mi się, że żyję w innym świecie, za jakąś pleksą czy innym przezroczystym oddzieleniem, nie ma tu radości, wytchnienia itd., bo nie ma tu bezpieczeństwa.
    Pozdrawiam Cię.
    Sowa

    OdpowiedzUsuń