Kompletnie nie umiem jej wyrażać. Nie umiem jej czuć. Ale dzisiaj, teraz, czuję jakąś taką wściekłość.
Wyjechałam do rodziny. Mam tu kontakt z moimi dwiema siostrami i ich dziećmi a także wnukami.
Do tej pory uciekałam po jednym dniu przebywania tutaj. Dzisiaj celowo zrezygnowałam z powrotu do domu. Nie chcę wracać do tej rozdzierającej pustki.
Do współlokatorki z humorami. Do pracy, której nie szanuję, bo nią rzygam, a której póki co muszę się trzymać, bo jest spokojna i nie nakręca mi psychoz. Do tego wielkiego miasta, które mnie więzi i którego prawie nie opuszczam.
Tylko za kotkami tęsknie. Przeszło mi nawet przez myśl, że z tej wściekłości otrułabym moje koty i sama popełniła samobójstwo. Nienawidzę tego K....WA udawania, że tak świetnie daję sobie radę!
Nie radzę sobie. Żyję sztucznym życiem. Wszystko w paraliżującym strachu przed chorobą, która na każdym kroku szantażuje mnie, że wróci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz