Unieruchomiona w pajęczynie tego co było i jest rozglądam się w poszukiwaniu znaczeń i nazw. Nerwowo skanuję rzeczywistość z obawy przed opasłym pająkiem zależności. Łudzę się, że to tylko iluzja a ja jedynie dojrzewam jak owoc, na który przecież przyjdzie czas. Bez pośpiechu, bez potrzeby działania.
Utknęłam w sieci przymusu powtarzania, która jest zbyt mocna by się z niej wydostać. Dlatego wolę być jabłkiem w ogrodzie własnej wyobraźni. Mogę być kwaśną antonówką, która dojrzewa późnym latem lub wczesną jesienią. Mieć czas. Mieć dużo czasu.
I już miałam być aromatycznym kompotem na świątecznym stole a nawet szarlotką, gdy wyrwało mnie z letargu jakieś dragnie. I wtedy zrozumiałam, że wiszę na siódmym piętrze mojej nic nie wartej fantazji a sześcionogi drapieżca oplata mnie w kokon konieczności, która uciska moje ciało.
Zastygłam w bezruchu. Czekam na najgorsze...
wściekłość zamieniona w niemoc
OdpowiedzUsuńech
wracaj i jeszcze raz próbuj
Ok. Jeszcze raz :*
OdpowiedzUsuń