Napisałam dzisiaj sms... do mojego byłego terapeuty. Po czym zaczęłam czytać mój blog.
Ciężko się to czyta. Ile we mnie niepokoju. Nie bardzo mogłam na początku odnaleźć się w historii bloga. Nie wiem też dlaczego zaczęłam go pisać w grudniu 2010 roku, a kolejne wpisy pojawiły się dopiero w maju. Myślalałam, że będę mogła zobaczyć jakiś kawałek siebie będącej jeszcze w terapii. Byłam ciekawa swoich przemyśleń z tamtych dni, a tam nic...
Tak czy owak, zaczęłam czytać. Męczące te wpisy. Ciężkie. Ile tam we mnie takiego histerycznego niepokoju. Czytam tam o jakichś ludziach, że jakiś chłopak, że jakieś czaty, kolega żonaty z kobietą moją imienniczką. A ja kompletnie tego nie pamiętam, że byli jacyś ludzie, jakiś chłopak 8 lat młodszy. Nie mam pojęcia kto to był? Próbuję sobie przypomnieć... i nic mi to nie mówi. Jestem przerażona sobą.
Potem piszę o jakiejś psychozie, i że podejrzewałam mojego terapeutę i moją lekarkę o spisek. Koszmar. Aż mi samej siebie szkoda. Dobrze, że zdiagnozowali u mnie ten chad. I dobrze, że terapeuta mnie kopnął w dupę. Wszystko skończyło się dobrze. Nie chciałabym wrócić do siebie tamtej. Przerażająca, niespokojna osoba... brrr...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz