Może dzisiaj napiszę tylko, że jakoś dałam radę, a było ciężko. Aby do piątkowego wieczoru. Muszę dużo spać. Muszę odpoczywać. Jestem bardzo zmęczona. Może w weekend przejrzę co pisałam tu na blogu przed załamaniem na przełomie 2012/2013 roku. Bo wtedy chyba też ciągle narzekałam na to zmęczenie, a potem stało się to, co się stało.
Wydaje mi się, że starta kotów wywołała podobny zestaw destrukcyjnych mechanizmów jak utrata terapeuty i zakończenie terapii w 2011 roku. O ile tamto załamanie przyszło mniej więcej po roku, tutaj poszło jeszcze szybciej, bo w międzyczasie G. postanowił odejść (stwierdził, że moja rozpacz to dla niego za dużo, wtedy właśnie postanowiłam zająć się ratowaniem tego związku i odcięłam się od żałoby), dwa miesiące później straciłam lekarza prowadzącego (lekarka przestała pracować w poradni na NFZ, a mnie nie stać na lekarza prywatnie), a na koniec, gdy dwa tygodnie temu rozsypałam się psychicznie, G. postanowił obrazić się na tę sytuację i pił przez cztery dni z kolegami, potem już sam, a ja leżałam w łóżku zlękniona i samotna. Poza tym w pracy było mi bardzo ciężko, ciągle goniące terminy, bardzo dużo różnych zadań, a każde z innej beczki, brak urlopu, stres, zmęczenie.
To wszystko musiało mnie złamać. Boję się, że to jeszcze nie koniec i dopiero przyjdzie czas rozsypania się i rozpaczy. Tak mi się wydaje. Dlatego potrzebuję profesjonalnej pomocy. Może da się to zatrzymać.
Nie to, żeby Cię dobijać, ale nie zastanawiałaś się nigdy nad tym, że przewodnim tematem większości Twoich wpisów jest wątek: ktoś (!?) się musi mną zaopiekować, mnie wesprzeć, uratować, zrozumieć, odciążyć, pokierować, utulić, pomóc mi, zająć się mną... A może wcale nie musi...??? A może "życie nie tylko po to jest by brać..."? A może Twoje cierpienia to nie jest cały świat (chociaż robisz wszystko, żeby wg tego schematu żyć)...?
OdpowiedzUsuńWiększości jakich wpisów? :)
UsuńBez komentarza... (chodzi o wpis anonimowego)
OdpowiedzUsuń