Jest taka scena w tym filmie. W której mały Jesse, będący pod czasową opieką wuja Johnny'ego ukrywa się przed nim w tłumie ulicy, gdy ten rozmawiając przez telefon, chwilowo traci czujność i chłopiec znika z jego z oczu. Johnny wpada w popłoch i zaczyna nawoływać Jesse'go. W końcu zauważa go po drugiej stronie ulicy i zaczyna biec w jego kierunku. Chłopiec uciekając przed wujem, wsiada do autobusu, który właśnie zatrzymał się tuż obok. Johnny wskakuje za nim i siada obok chłopca, tuląc go w przerażeniu.
Johnny: Co my tu robimy? Jesse: Nie wiem. Johnny: To się mogło źle skończyć. Jesse: Nie potrzebuję cię. Johnny: Totalnie potrzebujesz.
Wieczorem Johnny dzwoni do swojej siostry, matki Jesse'go, Viv i opowiada jej całe zajście.
Viv: On czuje, że jest chujowo, OK? I na swój niezborny dziecięcy sposób mówi: "Czuję, że straciłem kontrolę. Poradzisz sobie z tym? Zaopiekujesz się mną? Jeśli od ciebie ucieknę, schowam się albo wskoczę do autobusu, będę bezpieczny. "
Johnny: Czuję się jak w jakiejś pierdolonej fantazji. Że niby wszystko mam pod kontrolą. Pomogę ci, nakarmię. Spakuję, kiedy nie mam, kurwa, pojęcia co robię.
Viv: Witaj w moim pierdolonym życiu. Nikt nie wie co robi. Nikt nie wie jak chować dzieci. Po prostu ciśniesz dalej.
Johnny: Biegałem, wołając jego imię. Zobaczyłem go po drugiej stronie ulicy. Pognałem do niego, krzycząc: "Jesse!" Był zły i wystraszony. Odwrócił się i wsiadł do autobusu. To okropne, ale mam wrażenie, że jest rozpuszczony. Albo ja.
Myślę, że każdy z nas czasem czuję się jak ten chłopiec, wuj, czy matka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz