Odpowiedzialność? Czym ona jest? W czwartek na sesji zrobił mi o niej pogadankę mój terapeuta. Poszłam na tę dodatkową sesję jak proponował. Lekarka też zasugerowała, że to dobry pomysł.
Przyszłam na sesje a mój terapeuta powiedział, że przemyślał sobie wszystko i chce mi powiedzieć, że jeżeli nie chcę się leczyć to on nie będzie naciskał. On jedynie może współpracować z pacjentką, która chce korzystać z terapii. Jednak jeśli nie chcę się leczyć on zrzeka się odpowiedzialności za mnie. No i w takim tonie było przez całą sesję.
A odpowiedzialność nawiązywała właśnie do leczenia się i zarabiania na terapię, którą sama przecież wybrałam. W sensie, że prywatną.
Trochę mnie uspokoił, bo pomyślałam, że ma jednak jaja a nie odgrywa jakąś pieprzoną matkę teresę.
Powiedział, że jeśli będę chciała przychodzić na terapię - on będzie o mnie walczył. Spoko. Niech spierdala!
A propos. Powiedział, żebym wszelką złość i agresję scedowała na niego, że on to uniesie. Żebym zostawiła pracę i szefa w spokoju. Przestała atakować.
Po tym jak podważyłam jego pracę powiedział mi, że mogę przeczytać tu i ówdzie, że jest solidnie wykształconym terapeutą. Uczył się u Eichelbergera i jeszcze w jakichś innych szkołach. Ma certyfikat itp, itd.
Może i solidnie, ale niech mi nie wmawia, że jestem bardzo chora. Oczywiście znów musiał kilkakrotnie powtórzyć, że tylko dzięki terapii nie zamknęli mnie jeszcze psychiatryku.
No i sama nie wiem... Dzisiaj sesja. Nie wiem co mu powiedzieć. Nienawidzę go!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz