No więc tak. Wszyscy poszli w odstawkę. Choć wszyscy oznacza trzy najbliższe osoby.
Totalna nieporadność poradzenia sobie tych ludzi z sytuacją. Dwoje wylizuje urażone ego. Najbliższą koleżankę wyjebałam z kontaktów. Wstyd, żeby przez tydzień nie znalazła sposobu jak do mnie dotrzeć, a to ja jestem w kryzysie nie ona.
Najbardziej zaskoczyła mnie bierność koleżanko przyjaciółki oraz u tych co się obrazili brak rozeznania w tym, że to nie jestem ja. Ja do nich nigdy w życiu wcześniej tak się nie odezwałam. Jakim trzeba być narcystycznym neurotykiem żeby nie zauważyć, że coś jest mocno nie tak i skupiać się na swoim kruchym ego, gdy trzeba pilnie zareagować. Słabi, niebezpieczni dla mojej sytuacji ludzie.
A ta przyjaciółko koleżanka. No to już jest rażące.
Mam też mnóstwo ciut dalszych znajomych ale oni nic nie wiedzą. Nie są w kręgu tych najbliższych. Rodzina w sensie dalsza też nie ogarnie tego gówna. Tylko narobią mi bigosu.
Ja gdy jestem w formie mam taką część, która największe dramaty, kryzysy i kurestwo poniesie u innych. A jak nie wiem jak pomóc to nie zgrywam bohaterki, że coś mogę a potem się nie obrażam.
Dwa lata temu powiedziała mi lekarka w szpitalu, że jak ona mnie słucha to uważa, że otoczyłam się ludźmi, którzy niekoniecznie są dopasowani do mnie intelektualnie i emocjonalnie. I choć ona zdaje sobie sprawę, że ciężko mi będzie znaleźć kogoś na podobnym poziomie to na pewno są tacy ludzie.
Podejrzewam, że to właśnie tego typu osamotnienie zepchnęło mnie w przepaść, w którą spadłam.
Jeśli tamta dziewczyna z forum powiedziała, że ta agresywna część jest też potrzebna i trzeba jej wysłuchać to kurczę, trzeba to zrobić
Tych agresywnych jest kilka. Jakiś obrońca, jakiś z tych dorosłych i dziecko. Ale wciąż mam za małą wiedzę psychologiczną na temat tych części by następnie móc je u siebie zidentyfikować.
A jeśli te agresywne chcą mi powiedzieć żebym odpuściła tych ludzi, którzy jedyne co robią, to potęgują moje osamotnienie?
Tylko bardzo mi głupio tak myśleć, że w pewnych kwestiach ale dla mnie elementarnych jestem na innym poziomie.
Ciężko mi się przyznać i poczuć złość do ludzi, którzy byli nawet dla mnie kiedyś autorytetami a zachowali się jak totalnie zaburzeni ludzie w którymś momencie.
I to poziom inteligencji emocjonalnej naprawdę bardzo niski. Do dziś po części się za nich wstydzę a złość stłumiłam, bo... no bo nie.
Bardzo dużo było tych strasznie niedorzecznych, absurdalnych sytuacji, obnażających wszelkiej maści zaburzenia, kruche ego, czy zwyczajnie brak kultury albo kompetencji u ludzi, którym chciałam siebie powierzyć lub wpuścić do towarzyszenia w moim życiu.
A chuj wam wszystkim w dupę. I tak już nic nie poradzę, bo szambo wybiło i teraz jest co jest.
Wiedza o psychice, problemach, zaburzeniach jest prawie zerowa. Dokoła mnie też. W ogóle w całym społeczeństwie. Oddalają się, bo nie rozumieją albo nie wiedzą, co zrobić. Ja się boję o Ciebie, bo jesteś sama. Gdybyś chciała porozmawiać, to napisz.
OdpowiedzUsuńNa pewno sobie poradzę. A nawet jak gdzieś spadnę w niebezpieczne rejony, to jest szansa, że będą tak odmienne od tego co do tej pory, że może dzięki temu coś się w końcu zadzieje. Nie wiem o czym mogłabym porozmawiać. Ale dziękuję.
Usuń