poniedziałek, 27 lutego 2012

Zły piątek

W piątek wróciłam do domu i zastałam moją współlokatorkę pijaną z pociętymi rękami.
Próbowała podciąć sobie żyły. Zadzwoniłam do znajomej terapeutki. Zadzwoniłam do brata współlokatorki. Przyjechał. Siedział przy niej. Więcej nie dam rady pisać...

piątek, 24 lutego 2012

Boję się

W pracy urwanie głowy. Od przyszłego tygodnia będzie najgorzej, bo będę musiała konfrontować się z klientami face to face. To specyficzna branża. No i bankiet w piątek. Poza tym praca po 10 godzin. Wczesne wstawanie, późne chodzenie spać. Stres.

Martwię się także o T. pojawiła się możliwość pracy. Znalazłam ogłoszenie na gumtree. Jutro ma się z babką spotkać. Poza tym musi do 5 marca wyprowadzić się z mieszkania, bo nie ma na czynsz. A pójść gdzie też nie ma. Martwię się tym. Martwię się sobą.

Ja z kasą też słabo. Pożyczam na lewo i prawo i wydaję na lewo i prawo - z nerwów. Bulimia też nieśmiało mi towarzyszy. Najchętniej poszłabym w psychozę, by się od tego wszystkiego odciąć. Z drugiej strony wiem, że to nie będzie dla mnie dobre i może pociągnąć za sobą niemiłe konsekwencje. Dlatego żyję z tym ogromnym lękiem i tym ogromnym dyskomfortem nadmiaru emocji.

Boję się. Bardzo się boję, ale wiem, że to przejdę. Jak będzie ciężko i znów zasłabnę jak w zeszłym roku to najwyżej pójdę do szefa i się zwolnię do domu czy coś. W sumie na imprezie, którą przygotowujemy, oprócz nas pracowników jest też sporo zatrudnionych na tę okazję studentów, którzy nam pomagają. Ale boję się, też, że klienci będą przychodzić i będą wciąż mieli jakieś pretensje a ja tego nie uniosę. Boję się, że będzie tego zbyt dużo. Z drugiej strony, przecież nie będę tam sama i będzie sporo kompetentnych osób. Mam nadzieję...

wtorek, 21 lutego 2012

Wściekłość!

Rozwala mnie. Nosi mnie. Jestem cholernie niespokojna. Weszłam do pracy odebrałam kilka maili w tym jeden, który pojechał mi po ego i już się telepię. Odpisałam klientowi, bez mniejszej refleksji. Niech mnie nie wkurza! Już od jakiegoś czasu czuję, że będą z nim przewałki.

I choć dzisiaj na wadze 64 kg czyli o cztery i pół kilo mniej, to radość trwała krótko, bo się wściekam nie wiedzieć czemu.

Myślę, że chodzi o T. Wyrwał mi się spod kontroli. A ja potrzebuję teraz czymś żyć. Potrzebuję emocji.

Napisałam do klienta maila z przeprosinami.

Ludzie jak mną chwieje. Wzięłam tabletkę na uspokojenie.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Łeb mi pęka

Poranek normalny, dobry jak zwykle ale teraz ten ból głowy... okropność.
Co ciekawe, nie miewam bólów głowy. Najchętniej położyłabym się i zasnęła.

Bulimia w miarę opanowana. To znaczy, wiem, że mogłabym wyprawić sobie jedzeniową ucztę ale potem będę miała kłopot z poprzestaniem na jednym razie.
No więc jakoś się trzymam. Odczuwam zmęczenie i rozdrażnienie.

Muszę dać na luz z pewnymi rzeczami. Za bardzo się angażuję w życie innych ludzi. Chciałabym mieć taką magiczną moc i rozwiązywać problemy wszystkich. Kiedy to się nie udaje czuję się fatalnie. Zwyczajnie do niczego.

Chciałabym zakopać się pod kołdrą i przespać tak parę dni.

środa, 15 lutego 2012

Kac

Ludzie jak się wczoraj schlałam. Wypiłam dwie butelki wina. Ale zrobiłam to trochę specjalnie, żeby zresetować mózg z programu "żarcie", na program "cokolwiek innego". Mam nadzieję, że podziała.

T. pisał ze szpitala. Oddali mu telefon. Mam do niego słabość. Do niego i drugiego ex, z którym spotkam się prawdopodobnie jutro. Lubię tych chłopaków. W końcu łączyło mnie z nimi wiele. Zwłaszcza z K., który przeżył ze mną kawał życia a ja z nim.


Zmykam pracować. Co prawda czuję się fatalnie po tym piciu. Spałam może trzy godziny, bo jak pije to w nocy się budzę rozdygotana. Jakby to powiedział mój ojciec: "i tak źle i tak niedobrze"

wtorek, 14 lutego 2012

Coś tam

Bulimia rozpętała się dość mocno. W taki oto sposób radzę sobie z napięciem psychicznym.
Od dwóch tygodni nie byłam na siłowni. To dla mnie za dużo. Wracam do domu i objadam się i już.

W niedzielę T. jakoś dziwnie żegnał się ze mną. Wzbudziło to we mnie jakiś paniczny niepokój. Nie wytrzymałam. Zawiadomiłam policję. Byli u niego. Pogotowie też, ale pojechali jak mi napisał. Dziś w nocy dostałam sms: "Jestem w szpitalu. Oddaję telefon". Radziłam się znajomych, podpowiadają by to tak zostawić. Jest w bezpiecznym miejscu. Zrobiłam tyle ile mogłam.

Jestem rozwalona. Mam się spotkać w czwartek jeszcze ze swoim ex. Przyjechał z Anglii, nie widziałam go wiele lat. Właśnie napisałam do niego, byśmy się nie spotykali. Negocjujemy.

czwartek, 9 lutego 2012

Za dużo

Zmuszam się by napisać. Wiem jednak, że tylko w ten sposób zatrzymam się na chwilę i poddam to co się dzieje refleksji. Przez ostatnie dni walczyłam o życie mojego kolegi, który znalazł się w tak ciężkiej sytuacji życiowej, że postanowił skończyć ze sobą. Przestraszyłam się. Skontaktowałam się z wieloma ludźmi i instytucjami by dowiedzieć się, co zrobić w takiej sytuacji. Z kolegą pisałam niemal przez cały czas, próbując udzielać wsparcia. Wysłuchiwałam, starałam się zadawać pytania, które zmuszały go do weryfikowania rzeczywistości. Było bardzo źle.

Kilka dni wcześniej przed historią z kolegą skończyłam pisać pracę z moją siostrzenicą co też wymagało ode mnie sporo wysiłku. Ponadto w tym czasie miałam problem z kolegą z pracy, który znów zaczął mnie napastować. Tym razem postanowiłam to załatwić. Początkowo podłamało mnie to jego wydzwanianie do mnie, smsy, maile itd. Pisał do mnie na przykład: "Mogłabyś założyć znów ten golfik, w którym byłaś ostatnio? Bardzo podniecają mnie kobiety w golfach" A gdy napisałam z którymś razem wściekła: "NIE DZWOŃ DO MNIE!!!" Odpisał: "Czy ty kiedykolwiek leczyłaś się u psychiatry lub leczysz? Bo twoje zachowanie na to wskazuje" Byłam doprowadzona do łez. Nie mogłam spać w nocy. W końcu usiadłam w domu i na podstawie wiadomości z warsztatów asertywności przygotowałam się do rozmowy z nim. Sporo mnie to kosztowało. W poniedziałek przyszłam do pracy i jakoś to załatwiłam.

No w każdym razie dzisiaj jestem wrakiem. W pracy tyle pracy, że się gubię i nie myślę jasno. Jest źle. Póki co jest źle. Od soboty objadam się i wymiotuję by choć na chwilę poczuć ulgę. Boże... jestem taka zmęczona.

środa, 1 lutego 2012

Jestem

No i troszkę już ze mną lepiej. Musiałam pociągnąć za hamulec. Rzuciłam się w wir obowiązków i pracy. Przeprowadziłam kilka rozmów z osobami, których zdanie jest dla mnie ważne, bo mądre. Zajęłam się wspieraniem siostrzenicy oraz sprawami organizacyjnymi w pracy. Jest tego troszkę. Muszę wszystko dokładnie planować i zarządzać swoją energią.

Nie wchodziłam na blog bo czułam, że nie chcę się z nikim dzielić z tym co przeżywam. Tą niepewnością, tą ekscytacją i wieloma innymi rzeczami, na które póki co nie mam jeszcze zdania a jedynie się im przyglądam. Jest też we mnie jakaś część, która pewne rzeczy woli już przeżywać poza siecią. Być może dlatego, że pisanie nauczyło mnie myślenia, poza gabinetem terapeuty. Teraz zdarza się, że potrafię pewne rzeczy analizować poza internetem.

Jutro urlop i być może pojutrze. Mam nadzieję, że uda nam się skończyć z siostrzenicą pisanie pracy. A weekend zaplanowałam tylko dla siebie. Mam zamiar wypoczywać w domu. Snuć się w piżamie, oglądać filmy.

Pamiętacie o mojej diecie? :) Ja o niej jeszcze pamiętam. Styczeń był miesiącem, gdzie oswajałam się ze zmianą zachowań żywieniowych. Było ciężko. Zaliczałam wpadki. Od dwóch tygodni jest ok. Zaczynam zmieniać nawyki. Myślę, że sposób w jaki się odżywiam mi odpowiada. Schudłam dopiero dwa kilogramy ale widzę różnicę. Na siłownię chodzę, a jakże. Mam na niej już swoich znajomych. To dla mnie dość nowe doświadczenie.

W grudniu wykupiłam grupon na spotkanie ze stylistą, makijażystą i jeszcze kimś tam.
Zamierzam coś zmienić w swoim imidżu. Dzisiaj dzwoniłam by umówić się na spotkanie. Idę do nich 22 lutego. Mam wziąć trzy różne zestawy ciuchów, w których uważam, że wyglądam najlepiej. Cholera słabo. Jakie zestawy? Ja nakładam to w czym mi wygodnie, ale czy najlepiej? Hm.... Chcę zmienić także kolor włosów. Przez większość życia nosiłam krótkie włosy, teraz ma długie, tyle, że za ciemne.

Z ubrań najbardziej lubię rzeczy sportowe. Spodnie, jakaś bluzka, latem balerinki, torba ot i tyle. Poza tym, ja w ogóle nie mam co na siebie włożyć. Ilekroć coś kupię to za jakiś czas okazuje się być kompletnie nieciekawe. Szczęściem, ostatnio ubieram się w secondhandach. Jest taniej i oryginalniej. Mimo to nadal jest nie tak jak wydaje mi się, że mogłoby być.

Starzeję się. Myślę, że w tym momencie warto o siebie zadbać, by nie przeżyć jakiegoś szoku z powodu licznych zmarszczek i wyglądu skóry.

W międzyczasie dążenia do tych wszystkich zmian mam też inne cele. Także nie martwcie się. Nie odbija mi. Po prostu pierwszy raz w życiu zaczynam przywiązywać uwagę do swojego wizerunku jako kobiety. Kobiety po trzydziestce.