niedziela, 6 marca 2016

Chyba o lęku

Od jutra, przez najbliższe dwa tygodnie będę musiała wytężać siły. Od wtorku będę pracować po kilkanaście godzin dziennie. Wzięłam aż tyle nadgodzin, bo akurat mam taką możliwość.

Myślałam, że ktoś spędzi ze mną dzisiaj wieczór, ale zjawiła się tylko bulimia. Nie za bardzo mogłam przez to odpocząć a wróciłam rano z Anglii, więc mało snu i też dużo wysiłku różnego.
Gdybym nie miała tego przymusu objadania się, to przecież mogłoby być tak spokojnie. Choć spokój kojarzy mi się z zagrożeniem, które może z jakiejś strony nadejść. A to w postaci smutku, tęsknoty, nudy, braku czegoś.

Po powrocie sprzątnęłam mieszkanie. Wprowadziłam kilka zmian i jest o wiele przytulniej. To dla mnie takie ważne. Bardzo. Bo do tej pory mieszkałam w pustym pokoju. A potrzebuję stworzyć tu jakieś życie. Bo tu jest pusto, martwo. Zatem te kilka drobiazgów bardzo zmieniło klimat.

No, ale mogłam wziąć potem kąpiel, wskoczyć pod koc. Zrobić sobie coś do picia, obejrzeć film, albo czytać książkę. Nic jednak takiego się nie zdarzyło. Przestraszyłam się samotnego wieczoru i tego, że od jutra, właściwie od wtorku, będę musiała być bardzo silna. A i tak jestem silna od nie wiem kiedy. I czasem czuję, że moja pojemność się kończy.
Tym razem praktycznie nie będę miała czasu na odpoczynek. To będzie tylko kilka godzin snu, wczesne wstawanie, nocne wracanie, niemal przez tydzień. A w kolejnym tygodniu znów do pracy do Anglii. Potrzebuję tygodnia wolnego.

No więc, dzisiaj jadłam i wymiotowałam jakieś sześć razy. To bardzo dużo. Mój organizm jest mocno nadwyrężony. Wycieńczony. Organizm, psychika. Ciśnienie mi skoczyło. Pisząc ten post, chyba wyhamowałam. Choć nadal mną trzęsie. To chyba jeszcze nie koniec...
Nie mogę zrozumieć jednego, dlaczego tylko bulimią potrafię wypełnić swój czas? W taki kompulsywny sposób, tak nadwyrężający, tak niszczący!

Szkoda, bo to też bardzo duże pieniądze są. Szkoda, bo bardzo ciężko pracuję na te pieniądze i na to przejadanie ich. Okropne, że sobie to robię.
Dzisiaj bardzo bałam się być sama. Ale przynajmniej te zmiany w mieszkaniu, były jakąś formą zaopiekowania się sobą. Z tego akurat się cieszę. Tylko tak chciałam, żeby ktoś był po prostu obok. Żebym nie musiała do tego kogoś nic mówić. Tak jak w hostelach, gdy wokół pełno ludzi. Tam nikt nie musi się zajmować mną, ani ja nikim. Otaczają mnie zazwyczaj pojedyncze osoby. Każdy jest ze sobą sam. Każdy tam po coś jest, dokądś zmierza. Ale jest zwyczajnie spokojnie, cicho ciepło. Ciepło na sercu, bo ktoś śpi obok. Słychać czyjś oddech, ktoś przekręca się na łóżku, ktoś przekłada kartkę w książce. I takie są tam ludzi obcych sobie wspólne wieczory, wspólne dni. I ja za takimi kontaktami chyba tęsknię. Głębszy kontakt obecnie (lub zazwczaj) jest dla mnie zbyt wyczerpujący.

Jutro przyjeżdża D. Będzie u mnie przez tydzień, ponieważ ściągnęłam go do pomocy przy imprezie, którą organizuje moja firma. Będzie u mnie mieszkał. Może przez ten tydzień ta obecność mi pomoże w bulimii, choć może pójść w drugą stronę. Myślę jednak, że będę mogła powiedzieć D. czego potrzebuję. To chłopak z grupy bpd, którą prowadziłam. Ma swoje osobowościowe jazdy, ale ogólnie jest ok. Jest wręcz irytująco grzeczny i przymilny. Ale ma też swoją ciemną stronę. Muszę się na to przygotować, na tę jego przymilność, bo w zeszłym roku, nerwy mi siadły z przemęczenia i źle go potraktowałam. A D. zapewne i mnie lubi, i był wdzięczny, że ściągnęłam go do pracy, bo nie pracował, a stary chłop z niego, z kasą też ciężko.
Dobrze, że w ogóle sobie o tym przypomniałam. Mam nadzieję, że w tym roku, będę na niego bardziej uważna.

Tak czy owak, D. będę mogła powiedzieć w jakim jestem stanie i żeby się czuł jak u siebie, bylebyśmy nie musieli ze sobą zbyt wiele rozmawiać i aby każdy dbał o siebie. Żarcie, takie rzeczy.
Ja w tak ciężkim okresie muszę mieć jak najwięcej wsparcia od samej siebie, spać, nie nakręcać się w pracy, nie nadużywać jakimiś swoimi zachowaniami. Kontrolować przepływ myśli i zwracać uwagę na swoje emocje, swoje potrzeby i potrzeby otoczenia.
Boję się tak bardzo. Tak bardzo jestem zmęczona tym wielogodzinnym atakiem bulimicznym. Może jutro z D. posiedzimy sobie na spokojnie. Tak, żebyśmy nie musieli zbyt wiele mówić, Choć nie widziałam go już od dawna, od roku, więc, siłą rzeczy trzeba będzie zamienić kilka słów. Może będzie całkiem dobrze, tylko teraz tak mi się wydaje, bo jestem wyczerpana.

Dobra, chyba już nie będę więcej jeść dzisiaj niczego i rzygać.
Wezmę aspargin, elektrolity i swoje leki. Nie mogłam wziąć ich wcześniej. Po prostu wylądowałyby w kiblu.
Kurczę, może kiedyś będę od tego wolna. Ale myślę, że musi ktoś mnie wtedy wspierać. Ktoś być w moim życiu. Nie jakoś aktywnie. Tak, żeby siedział obok. Jestem zbyt zmęczona, by było mnie stać na głębsze interakcje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz