czwartek, 17 marca 2016

Staję się chorobą

Byłam dzisiaj na grupie wsparcia. Przyznałam się do tego, że w myślach ciągle wyzywam się od kurew i suk i to właściwie nieprzerwanie. W ostatnim tygodniu było tego znacznie mniej. Mniej samosądu i niekończących się oskarżeń. Mniej bulimii, bo nie było kiedy i jak.
Jestem z siebie zadowolona, głównie dlatego, że jeszcze się nie zajechałam na śmierć, i znów byłam lepsza od siebie. Brawo.
Jestem ciekawa, gdzie i kiedy skończą się moje możliwości. No, ale w końcu co innego pozostało mi w życiu, poza walką z własną słabością. Jestem chora na słabość. Chora i zaburzona.
Dlatego cieszy mnie, że mogę być czasem taka jak inni ludzie. Czasem nawet lepsza. Tak naprawdę to rywalizuję z całym światem. Rywalizuję dlatego, bo choroba zabrała mi wiarę w to, że mogę coś znaczyć i że ten świat, może coś dla mnie znaczyć, ludzie na nim.

Podejrzewam, że zbliżające się święta mogą mnie nieźle załatwić. Muszę się na to przygotować. Raczej tak będzie i nie ma sensu myśleć, że może zdarzyć się inaczej. Akurat na tyle siebie znam. Być może właśnie po to ta cała mobilizacja, do chwili, gdy będę mogła ukryć się przed światem i przeżyć wszystko to, czego doświadczyłam w ostatnich dniach, a może nawet ostatnim półroczu.

Szkoda, że jestem taka ... specyficzna. Szkoda, że ten świat taki ulotny. Szkoda, że trzeba żyć i trzeba umierać. Że to życie to walka z lękiem przed śmiercią. Przed całą tą niewiadomą, tą niezgodą na zastaną rzeczywistość, na upływający czas, który wcale nie czyni świata lepszym. Bywamy lepsi, po czym znów zataczamy koło.

Boję się, że tracę swoją moc. Czuję, że moja głowa staje się chora.
Dobrze mi było. Ale ten czas już się kończy. To już nadchodzi. Już to słyszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz