Jestem, przeżyłam, zwyciężyłam. Przezwyciężyłam samą siebie.
To był czas ogromnego wysiłku i ciężkiej pracy. Mój terapeuta nie byłby pewnie zadowolony z niektórych rzeczy, wiedząc, że tak się nadwyrężam, ale to pierwsza osoba, o której pomyślałam, chcąc mu powiedzieć, że dzisiaj (choć w sposób nie do końca dla mnie zrozumiały) stałam się naprawdę silna. Dzisiaj zabiegając o komfort swojego życia, potrafię dać z siebie więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Mimo choroby psychicznej, paskudnego zaburzenia osobowości, bulimii, kruchości, udźwignęłam coś wcześniej dla mnie nieosiągalnego. Nie skończyłam na oddziale psychiatrycznym, nie rozsypałam się na tysiąc kawałków, nie wywołałam sztormu, ani tsunami. Przeżyłam, a wraz ze mną moje otoczenie.
Wszystko z czym się zmierzyłam w ostatnim ponad półroczu, wiązało się z ogromną wytrzymałością i wymagało niezwykle ciężkiej pracy. Z obecnej perspektywy wdzięczna jestem przede wszystkim moim lekarzom i terapeutom, którzy przez wszystkie długie lata mojego leczenia, wspierali mnie od lat nastoletnich, do teraz. A gdy tak było trzeba, chronili nawet przede mną samą. Dzięki nim nigdy nie zdobyłabym się na konfrontację z własną słabością, z własnymi ograniczeniami i trudną prawdą o sobie.
Dzięki temu spotkaniu ze sobą, miałam sposobność wpłynąć na sposób swojego myślenia i postępowania. Jestem im wdzięczną za chwile bezgranicznej akceptacji, za uznanie, za docenienie i wszystkie dobre, ciepłe gesty i słowa, którymi mnie obdarzyli. Tak wyposażona mogłam sięgać po te zasoby w chwilach złych, mając ich w pamięci i sercu.
W tych ostatnich miesiącach doświadczyłam (oczywiście poza dobrymi chwilami) autentycznego cierpienia. Przeżyłam bolesne odrzucenie, byłam przedmiotem bezpodstawnych, impulsywnych i pełnych agresji zachowań, drwin i wybuchów wściekłości ze strony mojej rodziny. Straciłam z nią zupełny kontakt, który z czasem został odnowiony. Jednakże ból jakiego doświadczyłam od moich bliskich już na zawsze zmienił moje relacje z nimi. Jedno jest pewne, jeśli będą czegoś potrzebować, przyjdę z pomocą. Poza tym, świadoma konsekwencji zachowuję dystans. Dla mojego zdrowia i mojej godności.
Wiem, że i ja nie jestem jakoś szczególnie dla siebie wspierająca. Zmuszałam się do nieludzkiego wysiłku. Niszczyłam swój organizm przejadaniem się, prowokowaniem wymiotów, alkoholem, papierosami, ograniczaniem snu.
Ale dzięki temu blogowi, który jest moim lekarstwem na zło, mogłam w trudnych chwilach mierzyć się z własną słabością. Mogłam ratować siebie gdy spadałam w dół. Mogłam chronić siebie i wzbudzać w sobie wiarę w lepsze jutro.
Zrozumiałam także, że to, co może wydarzyć się jutro jest determinowane przez to, co dzieje się dziś. Dlatego dotarło do mnie, że w życiu ważniejsze jest dziś, a dopiero później jutro. Wszystko co robię dzisiaj, będzie miało swoje konsekwencje w dniu jutrzejszym, albo dalszym czasie.
W tym trudnym dla siebie okresie potrafiłam znaleźć czas dla innych, szczególnie tych, których mogłam wspierać, co nadawało i nadal nadaje sens mojemu istnieniu.
Zrobiłam naprawdę coś dobrego dla pewnej grupy ludzi. Zrozumiałam, że mam w sobie cechy i predyspozycje, które dla innych są niemal nieosiągalne.
Dzięki dołączeniu do grupy wsparcia osób z ChAD, w której obecność jest dla mnie ogromną próbą wytrzymałości i pokory, mogę obserwować siebie w obrębie tej społeczności. Mogę korygować swoje postrzeganie i zachowanie. Dzięki niej uczę się także akceptować swoją chorobę.
Kończąc chcę dodać, że choć rzadko bywam dla siebie wyrozumiała, to dzisiaj chcę bardzo wyraźnie podkreślić jak jestem z siebie dumna. Może nawet bardziej zaskoczona i zdumiona tym czego dokonałam w ostatnim czasie. Chciałabym możliwie najdłużej zachować te uczucia.
Nie spodziewałam się, że zadania, których się podjęłam przyniosą taki efekt i dostarczą, choćby na krótką chwilę, tak ogromnej satysfakcji.
Jestem pod wrażeniem swojej wytrzymałości, swojej odwagi i konsekwencji. I choć trochę się pochorowałam, moja głowa jest cała. A na pewno nie tak chora jak bywała.
Cieszę się. Było ciężko. Czasem myślałam, że dłużej już nie wytrzymam. Przetrwałam. Dzięki dobrym rzeczom, które potrafiłam sobie ofiarować i ludziom, którzy również potrafili ofiarować mi dobre rzeczy.
W tym wszystkim, nieocenionym sprzymierzeńcem okazał się czas.
Wow! Tak trzymać! :-)
OdpowiedzUsuńDzięki :*
Usuń