czwartek, 24 marca 2016

Dziwny, głupi dzień.

Dzisiaj odbyło się spotkanie naszych trzech działów, z firmą zewnętrzną, na które ja i L., obie przybyłyśmy kichające, ciągające nosem, ledwie żywe.
Ja to spotkanie prowadziłam, więc jakoś musiałam się trzymać, ale za każdym razem, gdy zerkałam na L., dostrzegałam jak koszmarnie jest zmęczona i wtedy próbowałam być jeszcze silniejsza. Czułam na sobie taką odpowiedzialność, wiedząc jak wiele ma na głowie.
Po spotkaniu zrobiłyśmy sobie kawę i wyszłyśmy na papierosa. I wtedy właśnie L. zbiła mnie kompletnie z tropu.
 "Jak Ty to wytrzymujesz?" - spytała. "Ja już chyba nie mam siły".
Spytałą jakim cudem udaje mi się robić wszystkie te rzeczy, do których się zobowiązałam, również poza pracą i jakim cudem wytrzymuję to tak długo.
Trochę zesztywniałam, gdy zadała mi to pytanie. Głównie dlatego, że to było takie... pełne emocji.
Strasznie głupia sytuacja. Nie miałam pojęcia, że ktoś przygląda się mojemu życiu. Nie w taki sposób, żeby się nim przejąć. Chyba bym nawet tego nie chciała, ze względu na pracę i stosunki jakie mnie łączą z L. Jest moją szefową. Mimo wszystko nie chciałabym mówić o sobie więcej, niż to potrzebne.
Co innego pisać na blogu, a co innego rozmawiać z żywym człowiekiem. Zwłaszcza w tak nietypowej sytuacji. Mam na myśli okoliczności.
Odpowiedziałam coś L. Na tyle, na ile przy takim zaskoczeniu, mogłam się zastanowić, ale sama nie znałam odpowiedzi na zadane pytanie.
Jednak L. chodziło w tym wszystkim o coś innego. Zdałam sobie z tego sprawę. Chodziło jej o to, by ktoś, usłyszał, jak bardzo jest jej ciężko. I, że jej zasoby się kończą.
Pogadałyśmy trochę. Byłam w tym jednak mocno nieporadna. Chyba też zawstydzona. To nie jest dobre miejsce na takie rozmowy. Mimo wszystko czuję ogromny dystans, a moje sprawy są dość zawiłe, by się o nich rozgadywać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz