wtorek, 6 maja 2014

Narodziny

Dzisiaj ja i Sigmund Freud obchodzimy dzień swoich narodzin. Co prawda pan doktor już nie żyje, a ja - na to wygląda - mam się całkiem dobrze. Tak czy owak jestem Freudowi wdzięczna za udział w tym, iż dzień ten, jak i wiele wcześniejszych, powitałam i kończę z ogromną przyjemnością. Bez lęków, bez chwiejności, bez napięć. Oby takich jak najwięcej.

Dziękuję moim paniom M. za zaangażowanie i wsparcie. Zwłaszcza mojej nowej terapeutce, która razem ze mną przetrwała ogromny kryzys, który zapoczątkował nowy rozdział, nie tylko w postaci tej terapii, ale mojego życia.

Dziękuję wszystkim, którzy na nowo dali mi szansę i pomogli mi podnieść się po upadku, którego tak boleśnie doświadczyłam.
Dziękuję Bogu za nadzieję, bez której nie podjęłabym się tej walki ze sobą i o siebie. Dziękuję mojej rodzinie za uznanie i docenienie. Nie mogłam sobie wymarzyć nic bardziej pięknego. Dziękuję moim przyjaciołom i znajomym za wytrwałość, wsparcie, szacunek i wiarę we mnie. Dzięki temu ja również uwierzyłam w Was i w swoje możliwości.
Dziękuję moim byłym szefom, którzy wspierają mnie w rozwoju zawodowym i pomagają na nowo wystartować w tym ważnym dla mnie obszarze życia. Dziękuję wszystkim za zwroty, dzięki którym mogłam i nadal mogę wprowadzać zmiany w swoim zachowaniu i postępowaniu. Dziękuję osobom, które należą do prowadzonej przeze mnie strony i grupy na portalu Facebook, dzięki którym staram się pamiętać nie tylko o sobie, ale i o innych. Życzę Wam Kochani wszystkiego, co najlepsze. Myślę, że nie macie co do tego wątpliwości.

Jestem wdzięczna Wam Drodzy Czytelnicy za komentarze i za to, że zaglądacie tu do mnie jeszcze.

Serdecznie Was wszystkich pozdrawiam,
wciąż do bólu Perfekcyjna w byciu lepszą od siebie...