niedziela, 28 czerwca 2015

Sylvia Plath



"Cisza rozstąpiła się jak kurtyna, ukazując kamienie, graty i skorupy, całe rumowisko mojego rozbitego życia. A potem na dalekim horyzoncie tej wizji wyrosła ogromna fala, zalała to wszystko, zagarnęła mnie i porwała w otchłań snu".
 Szklany klosz, Sylvia Plath




Czytaj:
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,490857.html
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/92814/szklany-klosz
http://www.filmweb.pl/Sylvia

Polska epidemia samotności.

"John T. Cacioppo i William Patrick, pionierzy neuronauk społecznych, utrzymują, że potrzeba relacji społecznych jest u człowieka tak silna, iż osoby odizolowane tworzą relacje paraspołeczne z domowymi zwierzętami. Oraz telewizją. Telenowele, życie prywatne grających tam gwiazd i gwiazdek, wzloty i upadki celebrytów – cały ten medialny, niekiedy tak drażniący, przemysł dla tysięcy samotnych jest atrapą życia w ludzkim stadzie. Jak facebookowi znajomi dla młodszych, tak bohaterowie z plebanii, klanu, rancza – dla starszych stanowią terapeutyzującą imitację prawdziwej bliskości i wspólnoty. Bo osamotnienie polega nie tylko na tym, że ty nikogo nie obchodzisz, ale też nie ma nikogo, kto powinien obchodzić ciebie."



Więcej:
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1549069,1,polska-epidemia-samotnosci.read

Raz w manii, raz w depresji.



"U Anny zaczęło się na studiach. Poczuła to któregoś zwyczajnego dnia: jak wchodzi w grząski czarny muł bez dna. Nie płakała. W chorobie afektywnej dwubiegunowej (CHAD) w depresji płacze się rzadko. Jest kompletny paraliż zamiast łez. Anna nie była też w stanie wejść do wanny z wodą, a nawet odkręcić kranu. Paraliż rozciągał się także na mycie. I na jedzenie. Chudła, nie mogła wyjść po zakupy. W głowie, w klatce piersiowej, w brzuchu, w całym ciele – ból. – Nie taki rozsadzający, rwący, jak przy oparzeniu, lecz głęboko i boleśnie zatrzaśnięty w człowieku [...].

[...] W manii rozpoczyna się biznesy, zakłada i otwiera firmy, wnosi o rozwód, oświadcza się i zaręcza, nic nie jest niemożliwe. Bliscy, którzy usiłują powstrzymać to szaleństwo, są wrogami i trzeba im wykrzyczeć w twarz prawdę: wstrętni, zazdrośni, wredni, niegodziwi, tylko rzucają kłody pod nogi.
Zdobywca wszechświata mało śpi, bo szkoda czasu na sen, skoro tyle spraw jest w zasięgu ręki. Ale nie czuje zmęczenia. Mało je. W głowie ciągły huk. Wszystko jest do zdobycia, ale wszystko umyka: woda, której nie można wypić. W manii pragnie się też seksu, często nie do opanowania. Idzie się do łóżka z byle kim, bez lęku o skutki. „Przewidywalność, logika, to wszystko idzie w kąt. Jest tylko ekstaza, euforia”


Wiecej na teamt: http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1577393,1,raz-w-manii-raz-w-depresji.read

Zaburzenia odżywiania - Bulimia.



"Wiem, że mam to w jakimś sensie po mamie. Ona mi zaszczepiła takie kompulsywne zachowania. Nie na zasadzie jakiejś traumy czy patologii w moim domu, ale bywało, że moja mama zajadała życie – jadła na nudę, na stres. Jedzenie zawsze było jakąś formą rozrywki, nagrody, zawsze wzbudzało jakieś niezdrowe zainteresowanie. I ja to po mamie przejęłam, ale absolutnie nie chcę tutaj nikogo winić, bo ona zrobiła to nieświadomie.

Ale to trwało, bo bulimia, odwrotnie jak anoreksja, jest rodzajem uzależnienia. Jeśli już to bulimii bliżej do alkoholizmu." - Anna Gruszczyńska, blogerka, której kampania "Wilczo Głodna" ratuje życie wielu bulimiczek.





Wiecej na temat: http://natemat.pl/145413,jak-zostalam-bulimiczka


sobota, 20 czerwca 2015

Ja - Matka


Myślę, że moja matka, też była bardzo wszystkim zmęczona. Była taką matką jaką być mogła. Właściwie ją podziwiam. Wyszła za mąż. Urodziła czwórkę dzieci. Czwarte, czyli mnie, właściwie gdy już była wszystkim porządnie wymęczona. Moja matka nigdy się skarżyła i nie skarży. Tylko gdy ojciec żył to jechała po nim na maksa, zresztą jak i po dzieciach. Łącznie z rękoczynami, bo matka znęcała się nad nami psychicznie i fizycznie w dość sadystyczny sposób.
Ja byłam od dziecka buntownikiem, wojownikiem. To nie ułatwiało jej sprawy. Nie było nam ze sobą po drodze właściwie nigdy. Tak kiedyś sądziłam. Teraz po latach widzę, że jesteśmy bardzo podobne. Jak bardzo, mogłoby się jedynie okazać, gdybym odważyła się z kimś związać i założyć własną rodzinę. Może właśnie dlatego nigdy nie chciałam mieć dzieci i nadal nie wyobrażam siebie w związku.

Niżej fragment artykułu, który natchnął mnie do tego wpisu.

"Ostatnio przeczytała w gazecie artykuł o wypalonych pracownikach korporacji. – Zrozumiałam wtedy, że jestem wypalonym rodzicem – mówi. Ale w życiu nie powie o tym głośno. Ani o tym, że mocno popchnęła córkę tylko dlatego, że nie podniosła kurtki z podłogi. – Gdybym komuś powiedziała, miałabym przekichane. Nie miałoby wtedy żadnego znaczenia, że kocham swoje dzieci, tylko po prostu jestem nimi zmęczona. Byłabym złą matką i już! A to jak przyznanie się do porażki.
[...] Choć – jak pokazują różne badania – mężczyźni coraz bardziej angażują się w domowe obowiązki, to i tak w większości polskich domów kobiety prasują, piorą i przygotowują posiłki. Mężczyźni co najwyżej pomagają przy gruntownych porządkach. Odpowiedzialność za dzieci nadal ponoszą głównie kobiety.
Jak wynika z ubiegłorocznego raportu „Ciemne strony macierzyństwa”, często same są temu winne. Wprawdzie walczą o to, by partner je odciążył, ale tylko na ich własnych zasadach. Zazwyczaj nie chcą dzielić się z nim odpowiedzialnością za dzieci, lubią mieć pełną kontrolę nad życiem rodziny. A potem dziwią się, że są wykończone."

źródło:
http://www.newsweek.pl/polskie-matki-idealne-i-wsciekle-newsweek-pl,artykuly,286738,1,3.html

piątek, 19 czerwca 2015

Borderline - terapia, objawy.


I mnie terapia rowniez bardzo pomogla. Pomoglo mi tez zaangazowanie sie w temat, prowadzac strony i grupe na fejsbuku, pisanie tego bloga. W miedzyczasie otrzymalam diagnoze ChAD-u i zaczelam brac adekwatne leki, przyszla tez inna swiadomosc. Kryzys po zakonczeniu terapii dal mi, i nie tylko mi, ostro w kosc. Po kryzysie odrodzilam sie inna, nowa. Niestety duzo starsza, ale troche dojrzalsza, coraz bardziej pogodzona z tym, ze nie wszystko jest mozliwe. Wczoraj rozmawialam z moja lekarka o tym, ze juz tyle czasu jestem bez hospitalizacji. Czasem, gdy jest bardzo zle, mysle sobie, ze dam rade, ze juz jestem silniejsza. I rzeczywiscie daje rade. Chyba nawet nie umiem juz nie dawac rady.
Gdy czuje, ze cos jest nie tak, mam zwyczaj chowania sie do swojej jaskini. To sie dzieje automatycznie. Lubie pobyc ze soba sama. Mam tez kilkoro znajomych, ktorym jestem w stanie powiedziec, ze jest mi ciezko, ale nie lubie sie nad tym rozgadywac. Wciaz uwazam to za jakis swoj kawalek, ktorym nie chce obciazac nikogo. Bardzo sie staram zeby nie infekowac innych stanami, ktorych sama wciaz jeszcze nie do konca rozumiem. Owszem, bywam chwiejnie emocjonalnie impulsywna. Nie ma to jednak nic wspolnego z ta dziewczyna sprzed lat. Udalo mi sie ostatnio naprawic dwie relacje, ktore nadwyrezylam w czasie kryzysu. Rysa jest i zapewne pozostanie na zawsze w swiadomosci tych osob, ale ciesze sie, ze moglam prosic o wybaczenie, i ze dostalam druga szanse. Bardzo zalezy mi na tym, by naprawiac to, co jest mozliwe do naprawienia. Rowniez za cene wstydu, czy jakiegos poczucia upokorzenia, bo tak bywalo. Warto. Jak mawial moj terapeuta: "Nawet pani nie wie, jak duzo rzeczy jest mozliwych do naprawienia" Nie wiedzialam. Teraz juz wiem i goraco polecam. Byle nie krecic sie w kolko. Choc na poczatku bywa i tak.

"Wyniki badania prowadzonego w ramach harwardzkiego projektu McLean Study of Adult Development napawają optymizmem. Aż 88 proc. osób zdiagnozowanych jako BPD po 10 latach od rozpoczęcia leczenia nie spełniało już kryteriów zaburzenia. Przy tym większość z nich wyraźną poprawę odnotowała w ciągu pierwszego roku po rozpoczęciu leczenia. Co więcej, objawy ulegają samoczynnej remisji wraz z wiekiem pacjentów. Eksplozja symptomów borderline następuje we wczesnej dorosłości. Utrzymują się zaledwie u 25 proc. 40-latków. W grupie 50-latków to już tylko 10 proc. Najszybciej zanikają: lęk przed porzuceniem i skłonność do samookaleczenia. Najdłużej chorym towarzyszą zaburzenia afektywne.
Najlepsze rezultaty lecznicze zapewniają specjalistyczne terapie. Jedna z nich została opracowana przez Marshę Linehan z Uniwersytetu Waszyngton. To odmiana terapii poznawczo-behawioralnej. Bardzo dobre rezultaty przynosi również, wywodząca się z tradycji psychoanalitycznej, terapia MBT.
W razie wystąpienia poważnych epizodów depresyjnych psychoterapia powinna zostać uzupełniona leczeniem farmakologicznym."
źródło:
http://www.polityka.pl/jamyoni/1548757,1,milosc-bez-granic.read

czwartek, 18 czerwca 2015

Bezużyteczna

Zrobilam noc sobie bezsenna, ale nie wiem czy chce o czyms pisac. Klawiature mam nadal uszkodzona, wiec polskich znakow poki co nie bedzie.
Nie pisze juz jakos tu na blogu zbyt czesto, ale moze to dlatego, ze lepiej ukladam sie z emocjami juz poza nim. Co nie znaczy, ze nie przezywam nadal tych silnych.
Chyba zaczelam lapac o co chodzi w chorobie dwubiegunowej. W tym znaczeniu, ze rozumiem, ze raz jest lepiej, raz bardzo dobrze, a innym razem gorzej lub zle. Majac taka baze wiedzy na temat swoich emocji i swoich kompetencji, szybciej lapie co sie dzieje i juz niekoniecznie musze przerzucac kupy gnoju, rowniez tu na blogu, zeby zrozumiec co aktualnie mnie mierzi. Czasem po prostu klade sie spac jakas, a budze inna. Ale zawsze to jestem ja. Tego tez juz sie o sobie dowiedzialam.

Mam teraz taki troche czas nowych doznan. Nie w sensie zupelnie nowych, ale od bardzo dawna nie realizowanych. Jestem niestety nieco zasmucona. Tak, rzeczywiscie to mnie smuci. Mianowicie, ze nie mam potrzeb seksualnych. Nie czuje, nie odczuwam, nie tesknie za seksem. Poruszam to teraz, bo od jakiegos czasu, daje sobie zielone swiatlo na tego typu doswiadczenia i doznania. Myslalam, ze alkohol pomoze mi przebic sie przez te bariere nieczucia. I przez chwile tak bylo, ale nie tylko dzieki procentom, ale tez wyobrazni, fantazjowaniu i lamaniu barier, ktorymi mocno sie ofasadowalam. Teraz, gdy mury pekly, moja fantazja juz nic wiecej mi nie podpowiada. No moze prawie nic. Chyba jestem rozczarowana. Mysle, ze soba przede wszystkim. Zaluje, ze w zadnej z terapii nie doszlismy do tego momentu, abym chciala ten temat poruszyc. A teraz potrzebowalabym to z nimi obgadac. W sumie, to jeszcze pozostaje mi moja lekarka. Jesli to przez leki to przynajmniej mnie to uspokoi.

Mysle, ze wlasnie to mnie zepchnelo w dol. Tak od niedzieli wieczor. Poplynelam.
Pomyslalam, ze nic nie czuje. Potem tez nic i potem tez nie. Sama dla siebie wydaje sie byc bezuzyteczna...