środa, 28 czerwca 2017

Pocztówka dla Jana

Kojarzycie akcję "Pocztówka dla Jana"? Dziś Basia, wolontariuszka opiekująca się Janem napisała na grupie akacji, że Jan właśnie odszedł, no i że ona też pisze, żeby wszystkim podziękować i się pożegnać.
Pomyślałam, że to takie smutne i jednocześnie piękne. Witać się i żegnać w tych okolicznościach. To tak żywy, realny aspekt naszej natury. Przychodzenia, mijania, odchodzenia. Dobrze, że możemy oswajać się z tym biegiem rzeczy w tak piękny sposób. Między innymi dzięki Basi. Aż chce się jeszcze. Bo co jest ważniejszego w życiu niż towarzyszenie sobie nawzajem? Jana już z nami nie ma, ale my pozostaliśmy, a wraz z nami inni... Jesteśmy jak jeden organizm, jak szumiący łan zboża. Falujmy i szummy, towarzysząc tym, którzy są i tym, którzy przyjdą. Przede wszystkim zaś towarzysząc tym, którzy odchodzą. 

Nie wolno nam zapominać o naszej naturze!

wtorek, 27 czerwca 2017

Chwila prawdy

Dowiedziałam się wczoraj, że siostrzenica właścicielki mieszkania, które wynajmuję nie przyjedzie na studia do Warszawy. Zatem nie muszę się wyprowadzać.
Planowaliśmy wstępnie z G. wynająć mieszkanie razem lub jeśli ta dziewczyna nie przyjedzie na studia, zamieszkać w moim, obecnym mieszkaniu.
Teraz gdy ta alternatywa jest otwarta zabrakło mi motywacji, wręcz wpadłam w popłoch na samą myśl o tym, że moglibyśmy tu być razem "związani"...


poniedziałek, 26 czerwca 2017

Myśl i działaj

Nie może tak być, że emocje innych osób determinują nasz dzień, nasze życie. A tak ostatnio się czuję. Myślę, że to kwestia pewnej niedojrzałości. Mojej niedojrzałości. To, że chłonę emocje innych, jak gąbka. Chciałam uciec, tak ze złości, ale to żadne wyście. Znajdą się inni ludzie, inne sytuacje.
Czas przyjrzeć się temu co się ze mną dzieje i dlaczego. Znaleźć odpowiedź na to co mnie frustruje tak bardzo, że wpływa na mój stan emocjonalny. Zapominam dokąd zmierzam, tracę grunt pod nogami, tracę siebie. To sygnał, że coś jest również nie tak ze mną.
Muszę pomyśleć co z tym począć. Nie chcę spędzić życia na nie byciu sobą. Na gniciu od środka, na frustracji i bólu. Nie mogę uciekać. To już za mną.

piątek, 23 czerwca 2017

Krzyk

To kolejna noc, gdy krzyczę. Moje ciało rozrywa mnie na strzępy. Na zewnątrz dumna, niewzruszona, w środku krwawiący wulkan. Chciałabym wykrzyczeć swoją nienawiść. Nie ból, nienawiść. Tę, która wzbiera we mnie każdego dnia, która podchodzi do gardła, dławi.
Tak naprawdę chcę  niszczyć i zabijać. Chcę chwycić tę kurwę i pokazać jej kierunki świata, do których ona nie należy. Do żadnego z nich. Nie ma tu miejsca na takich jak ty. Niszczysz mnie, ale ja unicestwię ciebie.

Chciałam uciec, skryć się jak tchórz.
Teraz wiem, że jesteś pospolitą, niezdarną dziewczynką, która tonie w wymiocinach swojego lęku.

W swojej nieprzerwanej histerii chwytasz mnie za ręce.

Byłam gotowa pójść w tę śmiertelną toń i wówczas przeszył mnie krzyk.
Tego mi trzeba. Nienawiści. I tego, by patrzeć jak płoniesz.

poniedziałek, 19 czerwca 2017

Ja i G. w Liv.

Mój pobyt z G. w Liv. udał się wyśmienicie. Wyjeżdżaliśmy z Polski w napiętej atmosferze, bardzo napiętej. Oboje staraliśmy się łatać dziury, ale nie było łatwo.
W końcu w Liv. doszło do konfrontacji, gdzie omal się nie rozstaliśmy.
Siedzieliśmy w knajpce nad morzem, gadka się nie kleiła. Ja chciałam tylko wytrzymać ten pobyt i nie rozdmuchiwać problemu. W końcu przyjazd do Liv. był moim prezentem urodzinowym dla G.
Nie chciałam tego popsuć, ale to już się stało. Oboje byliśmy naładowani emocjami, które nas niszczyły. Oboje zacięci w "swojszej" racji, nie byliśmy chętni do współpracy.

Wreszcie G. poruszył temat. To było coś zupełnie nowego w jego zachowaniu. Dużo go to kosztowało, bo jak duża część mężczyzn nie lubi mówić o emocjach, unika konfrontacji. Jestem mu wdzięczna, że się na to zdobył, ja już nie miałam siły.

Nie podnosiliśmy głosu. Nie mamy zwyczaju podnosić głosu, ale była to walka na argumentację w stylu odbijania piłki. Mimo to w tym chaosie wreszcie odnaleźliśmy jakiś zdrowy kawałek, na którym ostatecznie oparliśmy rozmowę. Były łzy z mojej strony (G. latał ciągle do baru po serwetki), były szczere wyznania, wreszcie nastąpiło przerwanie kolejnej barykady, rozbicie kolejnej warstwy skorupy, po której wskoczyliśmy chyba na kolejny poziom tego związku. Atmosfera oczyściła się w sposób zdumiewający. Od tej pory, czyli kolejne trzy dni pobytu wypełnione były bliskością, szczerością, bardzo odmienioną komunikacją.

G. był zachwycony pobytem i czasem, który nam zorganizowałam. To były dobre dni. Na tyle dobre, że odzyskałam równowagę. Emocje z depresyjnego stanu przeszły w stan bezlękowy, bez poczucia osamotnienia czy bycia narzędziem, które daje, a niewiele otrzymuje. Kiedy wracaliśmy, w samolocie byłam bardzo niespokojna. Nie potrafiłam rozpoznać skąd bierze się ten niepokój. Może to był lęk przed powrotem do codzienności, do pracy, albo do moich i G. nieporozumień.

Po powrocie mieliśmy całą niedzielę dla siebie. Spędziliśmy ją leniwie. Dzisiaj mam jeszcze wolne. Jutro do pracy. Zobaczymy co dalej. Z pracą głównie. Coś mi się zaczyna w niej nie podobać. Może chodzi o to ciągłe przeciążenie i przemęczenie.


środa, 14 czerwca 2017

Smutek albo depresja.

Boże... chyba dostałam depresji...
Za dużo siedziałam sama, za dużo smutna i z G. zaczęły się nieporozumienia.
3 czerwca zorganizowałam piknik na Polu Mokotowskim. Wszystko wyszło bardzo fajnie. Było naprawdę piknikowo. Przyszło sporo osób. Przyszedł ze mną i G. Poprosiłam go o to.
Mam taką potrzebę by robić coś dla innych, obiecałam grupie, którą założyłam, że w czerwcu się aktywizuję. Do tej pory ciężko było mi się zmobilizować. Tak bardzo tęsknię za Nokią i Czesiem. Zwłaszcza za Nokią. Byłam z nią związana bardzo emocjonalnie i ona ze mną również.

Nadszedł czerwiec i rzuciłam hasło piknik. Na początku wszystko na siłę, ale gdy znalazłam się na miejscu odżyłam, rozpromieniałam. Czułam, że zrobiłam coś dobrego, dla siebie również.
G. kilka dni temu powiedział mi, że nie chciało mu się nigdzie iść, ale zrobił to dla mnie. Potem w rozmowie, przypadkowo powiedział, że rozmawiał z przyjacielem o ludziach, którzy byli na pikniku i rozbawiło go to, że gdy leciała jakaś piosenka, to ktoś z grupy powiedział, że to piosenka tytułowa z jakiegoś filmu, co zdaniem G. nie było zgodne z prawdą.
Dlaczego o tym piszę? Otóż zrozumiałam, że G. jest bardzo zadufany w sobie, do tego stopnia, że postanowił zdeprecjonować piknikowe towarzystwo, opowiadając przyjacielowi o jakiejś pierdole, ale na tyle ważnej z punktu G. i jego przyjaciela, by to obśmiać.

Zrobiło mi się przykro. Ludzie z tej grupy są bardzo różni. Z nikim się nie zaprzyjaźniłam, bo nie odnalazłam tam bratniej duszy, ale idea w organizowaniu tych ludzi, skrzykiwaniu ich polega na czym innym. Na zwykłym towarzystwie, którego wspólnym celem jest dokądś wyjść i porobić coś wspólnie. W niedzielę chciałam wyciągnąć ludzi na spacer, tylko rzuciłam temat na ostatnią chwilę i większość miała już jakieś plany. Miałam ochotę zwyczajnie wyjść gdzieś, przejść się wzdłuż tej mniej uczęszczanej okolicy Wisły.

Spytałam G. czy możemy wyskoczyć na przejażdżkę rowerem i wtedy bardzo zaoponował. Wywiązała się z tego nieprzyjemna rozmowa. Przy okazji znów przyznał, że nie będzie nigdzie wychodził z ludźmi z mojej grupy. Powiedziałam, że nie oczekuję tego od niego, bo to raczej moje hobby i sposób na spędzenie wolnego czasu. Problem w tym, że on woli siedzieć w domu.

W sobotę po dwóch tygodniach pracy na popołudniowym projekcie był zmęczony i sfrustrowany.
Sobotę przesiedzieliśmy byle jak. Nie miałam pomysłu na to, co możemy razem zrobić, bo czułam, że wyciąganie go na jakiś spacer będzie dla mnie uciążliwe. Co to za spacer, gdy druga osoba idzie i się męczy. Dlatego zostaliśmy w domu. Czułam jak smutnieję, ale też popadam w irytację.
Przyjaciel G., mój sąsiad robił planszówki dla przyjaciół. Wiedziałam, że G, dobrze by zrobiło spotkanie się z kumplami, ale z drugiej strony wiedziałam, że jeśli zaproponuję mu, by wyszedł do chłopaków, to ja zostanę sama i jeszcze bardziej się pogrążę. To również przełożyłoby się na nasze relacje. Zatem spytałam go co sądzi o tym, żebyśmy wpadli tam oboje, że obojgu dobrze nam zrobi jeśli zmienimy klimat. G. bardzo się ucieszył. Poszliśmy.

Ja siedziałam, przyglądałam się, starałam uczestniczyć w tym co działo się w czasie gier. W środku czułam się bardzo spięta, bardzo zmęczona. Wróciliśmy późno w nocy. Wypiłam dwa i pół piwa, G. wypił bardzo dużo. Nie spałam do rana, bo byłam rozedrgana po alkoholu. G. zasnął natychmiast.
No i tak spieprzyliśmy tę niedzielę śpiąc do południa. Z moich planów by jakoś inaczej spędzić ten dzień nic nie wypaliło, bo jak napisałam wyżej nie miałam już siły. Chyba wypaliłam się na tej imprezie. Ale naprawdę chciałam zrobić to dla niego i dla nas, dla naszego związku.

Potem był poniedziałek i wtorek. Ciągnął się za nami temat wspólnych wyjść, rekreacji. Poczułam, że jestem osamotniona, bez towarzystwa osoby, która mogłaby entuzjastycznie chcieć gdzieś wyskoczyć, do jakiegoś lasu, parku, cokolwiek.

Nie jestem rozczarowana. Raczej rozumiem, że dotarliśmy do takiego momentu naszego związku, gdzie mamy możliwość poznawać siebie w nowych okolicznościach. Mam na myśli spędzanie wolnego czasu, podejście do ludzi oraz to jak radzimy sobie w sytuacjach kryzysowych.

Chyba nie zdaliśmy tego egzaminu. Ja się oddaliłam. To znaczy to jest w mojej głowie. Ten mechanizm automatycznego wycofania się. Dzisiaj G. wziął wolne, bo jutro bardzo wcześnie wstajemy i wyjeżdżamy. Gdyby skończył pracę w nocy, byłby zwyczajnie padnięty.
Leżymy obok siebie. On czyta książkę, ja większość czasu skulona, obolała, bez siły. Pomyślałam, że moja psychika jest obciążona, czuję po mojej mimice, po twarzy jakąś sztywność. Więc wygląda to na stan depresyjny.
Włączyłam laptop i spróbowałam to wszystko opisać. Chciałabym, by ktoś w takiej jak ta chwili podał mi rękę. Powiedział, że mogę odpocząć, że nie muszę się starać, ale też, że zasługuję na więcej radości, beztroski w moim życiu.

1 lipca organizuję spływ kajakowy. Będzie chyba całkiem sporo osób. Zbieram ludzi z ogłoszenia i z fb. Liczę na rodziny z dziećmi. Nie obchodzi mnie to, czy ktoś zna się na piosenkach tytułowych z danego filmu, jakie ma przekonania, jak się ubiera i czym interesuje. Chcę tylko widzieć ludzi, którzy potrafią zrobić coś razem, dać sobie odrobinę radości, z dala do szarości naszego życia.
Sama tego potrzebuję. To trochę smutne, że nie mam przy sobie osoby, która lubi spędzać czas podobnie do mnie. Przyroda jest taka kojąca, ludzie, którzy nie męczą a po prostu są. Szkoda, że nie stać nas na jakieś dłuższe wyjazdy. Ja mam jeszcze parę groszy z Anglii, G. cierpi na brak gotówki.

Nie chcę zbyt wiele. Ale potrzebuję tego by uśmiechnąć się do życia.

wtorek, 13 czerwca 2017

Drugi tydzień urlopu.

Cały czas siedzę w domu. G. pracuje na drugą zmianę, więc kontakt znów mamy bardzo ograniczony.
Mam całkiem poważny problem, wydaje się. Otóż, mimo, że z G. poszliśmy bardzo do przodu, to zaskoczenie, że przerzucili go na popołudniowy projekt, akurat, gdy poszłam na urlop, z nadzieją, że będziemy mogli spędzić ten czas jakoś aktywnie, zbiło mnie z tropu.
G. kończy pracę w nocy, więc już drugi tydzień siedzę sama. Z jednej strony przez lata przyzwyczaiłam się do tego, a gdybym chciała gdzieś z kimś się wybrać, to pewnie nie miałabym kłopotu z towarzystwem. Sęk w tym, że nie mam na to ochoty. Chce mi się regularnego życia w związku.
No i problem, o którym chcę napisać to taki, że gdy G. stał się niedostępny w jakimś sensie, ja zapadłam się w swoją samotnię, bez jakichkolwiek uczuć do niego. Próbowałam je włączyć, ale jestem w środku martwa. Wygląda mi to na syndrom porzucenia, ten związany z dzieciństwem, gdy moje starsze rodzeństwo z dnia na dzień wyprowadziło się z domu, lub gdy liczne grono moich wakacyjnych kuzynów i kuzynek, wracało do swoich miast, a ja znów zostawałam w domu sama z rodzicami. Do tego pewnie da się dołożyć inne odejścia/samotnie i moje psychika płata mi właśnie takiego figla. Zamyka mnie przed światem, zabiera tęsknotę, oczekiwanie, przyjaźń czy miłość.

Wciąż jestem pogrążona w żałobie po stracie Nokii i Czesia. To chyba najbardziej dotkliwa, świadoma strata w moim dorosłym życiu.
Jestem wybrakowana i jestem.... pusta w środku, tak jak w przypadku osób z zaburzeniem borderline. Nie czułam tej pustki całe lata, na pewno nie w takim stopniu. G. odczuł mój dystans i chłód. Znów nie jestem w stanie się przytulić, dotknąć, z seksem jest mi bardzo ciężko i wiem, że to nie zabrzmi dobrze, ale robię to czasem dla niego...

Mam nadzieję, że to minie. Chciałabym. Na razie nie wiem czy jestem w stanie się z tego wyleczyć.
Może to dlatego moje rozstanie z terapeutą było tak trudne. Bałam się utracić tych ludzkich cech.
Tęsknoty, przywiązania, bliskości.

Pojutrze wylatujemy z G. do Liv. To prezent ode mnie dla G. z okazji jego urodzin, które obchodził w kwietniu.

Och... tyle chciałabym napisać. Wypłakać, wyżalić się. Muszę jakoś się ratować. Nie wiem czy ratować nas, ale ratować siebie. Na razie jestem tylko ludzką powłoką. Nie ma mnie w środku.

wtorek, 6 czerwca 2017

Chyba mam dość swojej pracy

Jestem na urlopie od poniedziałku, w przeciwnym razie znienawidziłabym tę robotę. Ale to już inny temat.
Jeśli do końca roku moja praca nadal będzie odbywała się w takim tempie i stresie, chyba podziękuję za te śmieszne 1600 netto na 3/4 etatu. W ogóle za tę pracę. O podwyżkę nie mogę się doprosić, bo szefowa mojego działu ciągle zajęta jest stresowaniem się wszystkim.
Tak czy owak, wszystko było ok, bo i tak zapierdalam w Anglii, ale Anglia już się kończy a ja za te 1600 plus 740 renty nie przeżyję niestety. Grunt, że długi spłacone.
Do skarbówki musiałam zwrócić niedopłatę, bo firma nie odprowadziła poprawnie zaliczek.
Po urlopie idę do naszego działu administracji i niech mi tę kasę zwrócą. Jeśli to będzie jakiś problem dla nich, to dla mnie ta praca stanie się jeszcze większym problemem.

W każdym razie mam jej dość. Jest mi zbyt ciężko. Czuję się sfrustrowana. Szczególnie atmosferą stresu wprowadzaną przez L.

Dociągnęłam jakimś cudem do końca maja, ale więcej już nie dam rady. I zanim się rozchoruję, muszę zacząć rozglądać się za czymś innym. Szkoda, bo chciałam tu zostać już. Pracować, robić co do mnie należy i dorabiać w razie potrzeby. Obecnie jednak jestem tak przeładowana pracą, że potrzebowałabym dwóch miesięcy wolnego, a nie dwóch tygodni.

Nie polecam takiej pracy nikomu. Szkoda życia i zdrowia.
Dlatego jeśli po powrocie z urlopu dalej będzie panowała atmosfera gonitwy albo l. będzie mnie zagadywała do znużenia, to naprawdę będę musiała coś z tym zrobić.
Gdy mamy chwilę przestoju. L. zaczyna mówić,  coś tam opowiadać. No i mówi, mówi, mówi... mówi trajkocząc, przeżywając, ekscytując się, a mnie już głowa pęka i nawet nie rozumiem co mówi, tylko ten przeraźliwy szum...