poniedziałek, 19 czerwca 2017

Ja i G. w Liv.

Mój pobyt z G. w Liv. udał się wyśmienicie. Wyjeżdżaliśmy z Polski w napiętej atmosferze, bardzo napiętej. Oboje staraliśmy się łatać dziury, ale nie było łatwo.
W końcu w Liv. doszło do konfrontacji, gdzie omal się nie rozstaliśmy.
Siedzieliśmy w knajpce nad morzem, gadka się nie kleiła. Ja chciałam tylko wytrzymać ten pobyt i nie rozdmuchiwać problemu. W końcu przyjazd do Liv. był moim prezentem urodzinowym dla G.
Nie chciałam tego popsuć, ale to już się stało. Oboje byliśmy naładowani emocjami, które nas niszczyły. Oboje zacięci w "swojszej" racji, nie byliśmy chętni do współpracy.

Wreszcie G. poruszył temat. To było coś zupełnie nowego w jego zachowaniu. Dużo go to kosztowało, bo jak duża część mężczyzn nie lubi mówić o emocjach, unika konfrontacji. Jestem mu wdzięczna, że się na to zdobył, ja już nie miałam siły.

Nie podnosiliśmy głosu. Nie mamy zwyczaju podnosić głosu, ale była to walka na argumentację w stylu odbijania piłki. Mimo to w tym chaosie wreszcie odnaleźliśmy jakiś zdrowy kawałek, na którym ostatecznie oparliśmy rozmowę. Były łzy z mojej strony (G. latał ciągle do baru po serwetki), były szczere wyznania, wreszcie nastąpiło przerwanie kolejnej barykady, rozbicie kolejnej warstwy skorupy, po której wskoczyliśmy chyba na kolejny poziom tego związku. Atmosfera oczyściła się w sposób zdumiewający. Od tej pory, czyli kolejne trzy dni pobytu wypełnione były bliskością, szczerością, bardzo odmienioną komunikacją.

G. był zachwycony pobytem i czasem, który nam zorganizowałam. To były dobre dni. Na tyle dobre, że odzyskałam równowagę. Emocje z depresyjnego stanu przeszły w stan bezlękowy, bez poczucia osamotnienia czy bycia narzędziem, które daje, a niewiele otrzymuje. Kiedy wracaliśmy, w samolocie byłam bardzo niespokojna. Nie potrafiłam rozpoznać skąd bierze się ten niepokój. Może to był lęk przed powrotem do codzienności, do pracy, albo do moich i G. nieporozumień.

Po powrocie mieliśmy całą niedzielę dla siebie. Spędziliśmy ją leniwie. Dzisiaj mam jeszcze wolne. Jutro do pracy. Zobaczymy co dalej. Z pracą głównie. Coś mi się zaczyna w niej nie podobać. Może chodzi o to ciągłe przeciążenie i przemęczenie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz