niedziela, 23 lutego 2020

Naprawienie relacji z G. i moje plany na przyszłość.

Naprawienie relacji z G. i zrozumienie jego położenia wreszcie doprowadziło mnie do absolutnej wolności względem niego samego. Przestałam oczekiwać tego czego nie ma, choć wcześniej bardzo mocno wydawało mi się, że jednak jest. Wszystko zmieniło się gdy ta relacja zaczęła przynosić ból i cierpienie. To one zmusiły mnie do szukania rozwiązań nawet za cenę rozstania. Jakże się cieszę, że dotarłam wreszcie do tego miejsca, w którym jestem dzisiaj.

Wszyscy się zmieniamy. I ja nowo stałam się samodzielnym bytem. Stałam się wolna od potrzeby bycia chcianą i kochaną. Stałam się samodzielna i wreszcie otwarta na nowe. Zanim to zrozumiałam i poczułam, przeszłam przez fazę czucia się kompletnie opuszczoną, odrzuconą, porzuconą. Musiałam tego opuszczenia i samotności dotknąć, zmierzyć się z nimi, rozłożyć na czynniki pierwsze aż do momentu gdy samotność przeistoczyła się jakimś sposobem w odrębność i samostanowienie. I tak stałam się ja i tylko ja. Pełna. W całości ja.

To miłe usiąść z G przy herbacie, zjeść pyszne ciastko i nie mieć poważnych oczekiwań względem tej relacji. Ot. zwyczajnie rozmawiać swobodnie i serdecznie. W taki sposób i o tym by było nam przyjemnie i zdrowo.  Tak więc etap ja i G. właśnie został zakończony.
Długo walczyłam o ten nasz mały pokój na ziemi, ale wreszcie go osiągnęliśmy jakiś czas temu.
G. również dzielnie wykonał swoją pracę. Bez niego nie było by tego sukcesu tak jak i beze mnie. Teraz dokądkolwiek poprowadzą nasze odrębne drogi, nie będziemy czuć się wobec siebie ani winni, ani za siebie odpowiedzialni.

Od tej chwili rozpoczynam nowy etap. Jest to ściśle powiązane z moim wiekiem, który bardziej skłania mnie do refleksji, z moją sytuacją życiową i przede wszystkim z tym, o czym dowiadujemy się zewsząd każdego dnia - nasza planeta umiera. Chcę budować obecnie swoją świadomość wokół tego tematu. Od jakiegoś czasu to coraz mocniej wybrzmiewa we mnie i skłania mnie do myślenia i działania w tym zakresie.

sobota, 1 lutego 2020

Alkoholik. Instrukcja obsługi. I nasza niezwyczajna miłość z G.

W lipcu 2019, gdy konsultowałam się w sprawie siebie i G. w Poradni Uzależnienia i Współuzależnienia od Alkoholu "PETRA", terapeutka, z którą rozmawiałam, na odchodne wręczyła mi karteczkę z tytułem: "Alkoholik. Instrukcja Obsługi." Jako, że na rozmowie wyszło, że nie mam oznak współuzależnienia, a i jestem już zdecydowana odejść od G., karteczkę jeszcze przez jakiś czas nosiłam w portfelu ale po kilku miesiącach wyrzuciłam razem ze starymi paragonami.

No i zdarzyło się, że spotkałam się z G. dosłownie niedawno. Bardzo to było miłe i ważne spotkanie. Myślę dla nas obojga. Przede wszystkim mocno urealniające nasze możliwości jako potencjalnej pary, jak i tej, którą tworzyliśmy tak nieporadnie. Dużo udało się zauważyć i nazwać.

Od tego czasu miałam dwa tygodnie na własne przemyślenia, a następnie nadszedł termin mojego spotkania z dr J. Opowiedziałam jej wszystko, już z zupełnie innej perspektywy, z dystansu przede wszystkim, a ona pięknie domknęła pewne niepokojące mnie niewiadome, tak, że skutkiem tej sesji było moje absolutne pogodzenie się z losem moim i G. i z tym, że nie czeka nas nic i czekać wręcz nie może. Wyszło także, że mieliśmy bardzo wyjątkową i bliską relację na płaszczyźnie fizyczno-biologicznej i każde nasze zbliżenie się do siebie w sensie choćby fizycznej obecności sprawiało, że szalały i szaleją nam mózgi. To dlatego zawsze tak na siebie działamy, gdy się widzimy. Zastanawiało mnie to bardzo, jak to możliwe, że tak mnie do niego ciągnie, tak silnie reaguję na jego dotyk, zapach i on vice versa, mimo że nie mamy ze sobą jakiejś szczególnej więzi emocjonalno-intelektualnej. Nie zgrywamy się w tym obszarze. Nie ma między nami pasji. Pasji wspólnego bycia, wspólnej rozmowy dwojga dorosłych ludzi. To nigdy nam się nie kleiło. Oczywiście duże znaczenie miał tu alkoholizm G. i pewna jego nadwrażliwość. Ale też nie mieliśmy intelektualnego porozumienia, bo on jest akurat nieprzeciętnie inteligentny i ja mu nie jestem w stanie dotrzymać kroku w intelektualnych dywagacjach, jego ponadprzeciętnej wiedzy, no chyba, że dotyczą one sfery emocji i psychologii w ogóle, wówczas to G. kompletnie nie nadąża. Za to nie wiedzieć czemu, choćby sam zapach, dotyk i o mój boże seks!, sprawiały, że wznosiliśmy się w tej intymnej rozmowie naszych ciał ponad poziomy i kompletnie naćpani sobą zlewaliśmy się ze sobą i odlatywaliśmy. Często wystarczyło zwykłe przytulenie się do siebie. Pani J. wytłumaczyła to językami miłości oraz moją oksytocyną i wazopresyną G. Tak my czuliśmy i okazywaliśmy sobie naszą miłość. To tu się dopasowaliśmy jak mało kto. To na tej płaszczyźnie braliśmy i dawaliśmy po równo. Są to tak silne doznania dla mózgu i całego ciała, że w momencie, gdy nie doświadczamy tej eksplozji hormonów, zachowujemy się jak na głodzie. Stąd miłość potrafi tak bardzo boleć. Odczuwamy autentyczne cierpienie. Dlatego tak cierpiałam gdy zabrakło G., mimo, że miałam świadomość, że ten związek mnie ranił i ograniczał na wielu innych płaszczyznach. Byłam głodna jego zapachu i dotyku. Mój mózg, moje całe ciało nadal tego pragnie.

No ale odeszłam od tematu książki. Byłam w niedzielę na spacerze. Niedziela handlowa, weszłam do księgarni. Pierwsza książka, której tytuł przeczytałam przeglądając półki: "Alkoholik. Instrukcja obsługi." A co tam - pomyślałam. W sumie teraz, gdy czuję się poukładana z G. mogę zobaczyć o co w niej chodzi. Kupiłam. Przeczytałam w dwa wieczory. Z tego miejsca polecam wszystkim współuzależnionym partnerkom w szczególności. Dorosłym dzieciom z rodzin alkoholowych również, bo to im pomoże zrozumieć, co też w tym domu się działo, zarówno z pozycji pijącego rodzica jak i tego, który był współuzależniony. Bardzo polecam. Książkę czyta się szybko. Jest przystępna, konkretna i bardzo uwalaniająca i otwierająca umysł.

Przyznam byłam w tej sprawie ogromną ignorantką. I mimo, że interesowałam się rzeczami, które mnie nie dotyczą, to alkoholizm jakoś do tej pory mnie nie dotknął na tyle bym chciała zgłębiać ten temat. Dopiero gdy trafiłam na G. i na kilka osób, które są DDA, (G. też jest DDA), jakoś uznałam, że chcę zrozumieć pewne, jak dla mnie absurdalne nieścisłości w zachowaniu, komunikowaniu się tych osób. Może skłoniła mnie jeszcze do tego moja siostrzenica, która zadzwoniła do mnie ostatnio, w sprawie swoich trudności emocjonalnych i pojawił się temat DDA i szerszego kontekstu jej doświadczeń. Tak czy owak wreszcie ruszyłam ten temat. Przyznam jestem poruszona po przeczytaniu tej książki. Ogromnie współczuję wszystkim rodzinom z problemem alkoholowym. Jest to ogromne uwikłanie, samego pijącego (pijącej) jak i jego partnerki (partnera). Do tego najczęściej dochodzą dzieci i robi się bardzo nieprzyjemnie. Cała rodzina staje się dysfunkcyjna. Czasem dalsze otoczenie też jest współuzależnione. Niezależnie od statusu wykształcenia i posiadania, mechanizmy psychologiczne tych osób są identyczne.

Cóż mogę powiedzieć. Mimo mojej ogromnej miłości do G. nie nadaję się na bycie osobą współuzależnioną. Za bardzo kocham brać. Tak, nie wstydzę się tego przyznać. Kocham brać przyjemność, miłość, bliskość, zaangażowanie. Jestem w stanie także sama dać bardzo wiele ale na dawcę tylko i wyłącznie się nie nadaję. Sama fizyczna bliskość mi nie wystarczy. Potrzebuję jeszcze zdrowego człowieka, którym nie sterują mechanizmy jego uzależnienia czy osobowości, a przez to nie zaczynają sterować mną. Mogę naprawdę walczyć, starać się, poświęcać, ale muszę dostawać tyle samo. Dostając to co ważne, chcę dawać więcej, by wziąć jeszcze więcej, bo moje potrzeby sięgają głębiej. W przeciwnym razie czuję się kompletnie opuszczona i zaniedbana. Nijak mi się to kalkuluje w tym i tak bardzo ograniczonym żywocie.