sobota, 7 lutego 2015

Wsrod ludzi

Kiedys jeszcze przed przejsciem terapii bylam dosc konfliktowa. Poza tym nie zalezalo mi na ludziach jakos szczegolnie. Raczej postawa taka byla sposobem na nieangazowanie sie z leku przed odrzuceniem. Tak to oceniam z dzisiejszej perspektwy.
To innym mialo zalezec na kontakcie ze mna, a ja albo w to wchodzilam, albo nie. Co ciekawe gdy zblizalam sie do kogos, to dzialo sie to przede wszystkim po to, by brac z takiej relacji, to co aktualnie bylo mi potrzebne. Tylko tyle bliskosci, ile psychicznie potrafilam udzwignac, jednoczesnie realizujac swoja potrzebe kontaktu z drugim czlowiekiem. 
Nie jestem osoba agresywna, ale mialam taki epizod w mojej relacji malzenskiej. To wlasnie tamta przemocowa postawa wobec mojego meza skonczyla sie reakcja osob z zewnatrz i skierwaniem mnie na terapie i leczenie farmakologiczne. Dzieki terapii stalam sie refleksyjna, empatyczna i mniej naduzywajaca siebie i innych. Przestalam myslec zero-jedynkowo. 
Nauczylam sie widziec w sobie i w ludziach jednoczesnie te dobre i zle cechy, a takze ze wszystko w zyciu ma swoje dobre i zle strony.
To chyba bylo dla mnie najwiekszym osiagnieciem, pokonalam mechanizm idealizacji i dewaluacji, tj. impulsywne popadanie w zachwyt nad czyms lub nad kims, co z czasem konczylo sie dewaluacja i burzliwym, badz smutnym koncem tego i owego, wczesniej tak pozadanego. 
To powstrzymalo mnie przed ciaglym porzucaniem pracy, przyjaciol i znajomych, rowniez zmiana miejsc zamieszkania. W swoim zyciu zaliczylam ponad 50 roznych mieszkan. Po 50-ciu przestalam liczyc. 

Niestety, gdy idealizacja przestala wchodzic w gre, mocno ograniczylo to moja mozliwosc doswiadczania nowych sytuacji i osob. Jesli dobrze to interpretuje to wydaje mi sie, ze lek przed idealizacja, a nastepnie bolesnym rozczarowaniem, uruchomil we mnie inny mechanizm - nadmiernej kontroli i dystansu. Ta kontrola i dystans chronia mnie przed ewentualna porazka w roznych obszarach mojego zycia. Zarowno prywatnego jak i zawodowego. 
Niestety kazda nadmierna kontrola i dystans koncza sie epizodami zupelnej utraty kontroli, a dystans, psychicznym glodem i inwazja na cos lub kogos. Patrzac na te moja tu analize, dochodze do wniosku, ze wlasciwie, choc zmienilam postawe i mechanizmy na duzo mniej destrukcyjne to rys mojej zaburzonej osobowosci charakteryzkujacej sie lekiem przed odrzuceniem, daje sie nadal zauwazac w pelnej krasie.

Dzieki grupie wsparcia, ktora stworzylam, wzbogacilam sie o szerszy punkt widzenia siebie i ludzi sobie podobnych. Odczulam swojakiego rodzaju jednosc z pozostalymi czlonkami, niezaleznie od tego jak rozni przeciez jestesmy. Co prawda po bardzo dlugim czasie, gdy juz poczulam sie bezpiecznie, zaczelam otwierac sie mimo leku przed odrzuceniem. Wczesniej bylam gdzies z boku i wystepowalam jedynie w roli opiekuna lub ochroniarza. Prawie wcale nie dzielilam sie swoja prywatnoscia, ani tym bardziej swoim przezywaniem roznych stanow. Od tego mialam gabinet terapeutyczny i bloga. Zrozumialam, ze taka, choc nadal ograniczona interakcja z ludzmi w grupie wcale nie boli. Odnajduje sie calkiem dobrze, choc lek nigdy mnie nie opuszcza. 
Z czasem zdarzaja sie kryzysowe sytuacje w grupie, gdy zmuszona jestem z wystepowac w roli administratora. Jakos nauczylam sie laczyc te dwie rzeczy. To rowniez bylo i nadal bywa sporym wyzwaniem. Mam poczucie, ze inni uczestnicy staraja sie takze jakos laczyc te moje dwie czesci i wiem tez, ze i dla nich nie jest to proste.

Mam w sobie ogromny margines tolerancji dla bardzo roznych zachowan w tym miejscu. Nauczylam sie widziec w ludziach rozne cechy. Bez tego nie dalabym rady. Nikt nie jest kompletnie do bani albo tylko super. Tak jak i ja.
Licze sie takze z tym, ze ludzie moga zywic wobec siebie rozne uczucia. Niemniej jednak nie pozostaje bierna wobec chamstwa i agresji w jakimkolwiek wydaniu. Zachowania czlonkow moga byc mniej lub bardziej fajne, ale nie widze w tym uzasadnienia do braku akceptacji czlowieka jako calosci. To pozwala mi takze ackeptowac siebie. Miedzy innymi dlatego nie widze sesnu w wykluczniu ludzi z grupy. Oczywiscie wszystko ma swoje granice. Chcialabym, zebym nie tylko ja pozbyla sie zero-jedynkowego postrzegania, ale zeby osoby w tym miejscu nauczyly sie widziec innych i siebie w sposob bardziej zlozony, z pelnym zestawem cech.

Pisze o tym wszystkim, poniewaz zastanawiam sie jak moglabym przeniesc to tak cenne doswiadczenie na swoje zycie prywatne. Jesli potrafilabym te umiejetnosc oceny sytuacji i zachowan przeniesc na wlasne zycie poza siecia, bylby to kolejny krok milowy w moich relacjach z ludzmi. 
Na pewno ciesze sie ogromnie, ze moge poznawac kolejne osoby z grupy juz poza wirtualnym swiatem. Mysle, ze jakkolwiek przedmiotowo to zabrzmi, moge uczyc sie nowych zachowan juz na zywym organizmie, doswiadczajac roznego rodzaju uczuc, choc jeszcze nadal w chronionych warunkach.

Wczoraj przyjechaly do mnie dwie dziewczyny, ktore wlasnie znam z grupy. Mamy juz od jakiegos czasu kontakt ze soba juz poza siecia. Spedzilysmy naprawde przezabawny, bardzo radosny wieczor w jednej z bardzo uroczych pizzerii. Dostalam tak potezny zastrzyk endorfin, ze powinno mi to wystarczyc na najblizsze dni. A przyda sie na pewno, bo czeka mnie bardzo eksploatujace psychicznie i fizycznie zadanie wsrod ludzi, ktorzy jawia mi sie jako zagrozenie. 
To pewnie dlatego ten dzisiejszy wpis. Mam nadzieje, ze poradze sobie tym razem znacznie lepiej niz poprzednio. Bardzo sie boje oceny i odrzucenia.


wtorek, 3 lutego 2015

Interpretacje

Slonce dzisiaj piekne. Udalo mi sie wczoraj wywlec z lozka. Wieczorem poczulam sie duzo lepiej. Sprzatnelam czysto mieszkanie, dlatego obudzilam sie dzisiaj w o wiele bardziej sprzyjajacych warunkach. Wstalam przy tym bardzo wczesnie. Przez chwile nie wiedzialam czym powinnam sie zajac, zeby zainspirowac siebie na reszte dnia.

Utworzylam wydarzanie w mojej facebookowiej grupie dotyczace zajec psychoedukacyjnych, ktore odbeda sie sobote 14-go lutego. Wyslalam takze wiadomosc znajomym. To mnie nastroilo pozytywnie.

Mialam dzis interesujacy sen. Wlasciwie interesujacy dlatego, ze tyko bardzo sporadycznie pamietam swoje sny.
Mysle, ze dzisiejszej nocy moja psychika probowala uporac sie z emocjami, ktore uniemozliwiaja mi sprawne funkcjonowanie. To, co glownie zapamietalam, to demony, ktore probowaly mnie opetac. Bardzo sie balam, do tego stopnia, ze zaczelam sie modlic i wzywac na pomoc Boga. Od dawna sie nie modlilam. Bog stal sie dla mnie czyms blizej nieokreslonym. To glownie dlatego, ze stracilam wiare w Jego madrosc i sensownosc tego, co chcial uczynic stwarzajac ziemie i zycie na niej.

W moim snie znalazlam sie w kosciele, ktory momentami zamienial sie w sale teatralna. Byl tam ze mna moj dawny chlopak. Dziwnie poruszajace sie przedmioty, drzwi, ktore zatrzasnely sie przede mna. Modlilam sie z nadzieja, ze Bog mnie ochroni i nie pozwoli by zawladnely mna demony. Ta nadzieja pozwolila mi zdobyc sie na odwage i umozliwila ucieczke. Na zewnatrz poczulam sie bezpiecznie. Bieglam przed siebie ostrzegajac napotkanych po drodze ludzi. Natknelam sie na przyjaciela mojego chlopaka. Nastepnie znalazlam sie na rynku miasta, z ktorego pochodze. Za chwile odjezdzal autobus do mojej matki. Spieszylam sie, chcac kupic jej prezent. Pomyslalam, ze bardzo rzadko daje jej prezenty. Nie mialam pojecia co mogloby sprawic jej przyjemnosc. Tyle pamietam ze snu.

Jak to interpretuje? Demony to ta strona mojej psychiki, ktora probuje mna calkowicie zawladnac, pozbawiajac mnie mozliwosci dzialania. Kosciol i teatr to moje zycie. Moj byly chlopak to byc moze odzwierciedlajac tesknote za dawnym zyciem. Ucieczka z kosciola i Bog, ktory chroni to walka o przetrwanie, polaczona z zaufaniem do siebie i nadzieja wyjscia z obecnej sytuacj. Prezent dla matki, to byc moze tesknota i zywienie dobrych uczuc dla zazwyczej surowej i wymagajacej czescia mnie. Autobus, na ktory chce zdazyc, to presja wykorzystywania dobrych chwil, ktore umozliwilyby mi osiagniecie satysfakcji z zycia.

Podsumowujac mozliwe, ze to proba scalenia i pelna mobilizacja wszystkich mozliwych czesci mojej osobowosci. Rowniez tych, ktore najczesciej wywieraja na mnie presje. W snie udalo mi uchronic przed opetaniem, nie wiem jednak, czy zdazylam na autobus. Byc moze uda mi sie wykorzystac te lepsza dzis chwile, z nadzieja, ze znajde przyjemnosc w podejmowanych dzialaniach. Ta zas bedzie motywacja do podazania na przod i zyc w zgodzie ze soba.  

Zastanawiam sie, czym powinnam sie teraz zajac w dalszej kolejnosci. Pomyslalam, ze moglabym wypisac wszystkie te rzeczy, ktore moglyby dawac przyjemnosc, rowniez wplywac na te konieczne do zrealizowania.

poniedziałek, 2 lutego 2015

Szukajac siebie

Za oknem slonce, a mysli bardziej spokojne. Niestety do tej pory nie podnioslam sie z lozka.
Chyba potrzebuje, by ktos tu przy mnie byl. Po raz pierwszy chyba, nie moge znalezc na siebie sposobu. Byc moze to niechec, a nie brak sily jest sprawca tego wszystkiego. To brzmi wlasciwie calkiem sensownie. Moze ta niechec mialaby dotyczyc wszystkiego, co mialo miejsce dotychczas. Relacji miedzy mna a innymi ludzmi, dzialan jakie podejmowalam.

Zaczelo sie od zawodu. Od pretensji do innych. Od zalu, niezgody, niezadowolenia.
Zaczelo sie od robienia wszystkiego na sile. Od przymusu, koniecznosci, braku innego rozwiazania.

Marze o wiosnie. Marze o zmianach, ktore bylyby moim powolaniem. Czy jest prawdziwym, ze lubie pomagac innym? Czy wynika to z empatii i czystej checi? A moze niesienie pomocy to sposob na przedluzanie nierownych relacji? Albo jedyny na ich tworzenie i bliskosc, ktora tylko w tym wydaniu staje sie mozliwa do zniesienia?


niedziela, 1 lutego 2015

Poprawa

Jest nieco lepiej, a moze nawet duzo lepiej. Klopot z tym, ze wciaz dokucza mi koszmarne zmeczenie. Byc moze dlatego, ze te ostatnie tygodnie bardzo mocno mnie wymeczyly psychicznie.
Z drugiej strony to oslabienie chroni mnie przed rzuceniem sie w druga skrajnosc. To zreszta calkiem interesujace. Pomysle o tym.

Na piatkowej sesji terapeutycznej kontynuowalam temat moich relacji z ludzmi. Ciesze sie, ze dojrzalam do tego, by miec odwage sie temu przyjrzec. Oswoilam sie juz na dobre z moja terapeutka, dlatego jestem gotowa przyjmowac rowniez te trudne zwroty, takze przyznawac sie do wlasnych, niewygodnych wnioskow.

Postaram sie jutro dojechac do mojej lekarki. Nie ma na co czekac. Spytam ja o to zmeczenie. Moze powie, ze nie musze niczego z tym robic, i ze wlasnie o to chodzi. Czasem wydaje mi sie, ze potrzebuje odgornego przyzwolenia na nicnierobienie, zeby w ogole jakos sobie odpuscic. Tak, na pewno tak wlasnie jest.