piątek, 4 stycznia 2019

Ocaleni

Dziękuję. Przetrwaliśmy.
Dziękuję za wszystko. Wszystkim. Wam i sobie i Tobie.

Kiedyś może opowiem albo opowiemy całą tę historię. To jeszcze nie koniec ale już po sztormie.

Dziękuję moim wspaniałym przyjaciołom, zwłaszcza mądrym kobietom o pięknym sercu, które trzymały mnie za rękę i razem ze mną roniły łzy.

Dziękuję moje Piękne.  Dzisiaj to ja jestem z Wami i dzielę się tym wszystkim co mam.




czwartek, 3 stycznia 2019

Prośba o modlitwę

Jak szybko zapomniałam jak ciężko jest przeżyć dzień. Całą noc i cały dzień i znów noc.
Jak szybko zapomniałam o tym bólu co rozdziera serce i tęsknocie, która wyje każdą komórką mojego ciała. W prawdzie każdego dnia, w każdej chwili byłam wdzięczna losowi, dobrym ludziom i sobie za te chwile spokoju, które mogłam przeżyć po raz pierwszy w życiu. Z pokorą i dystansem przyjmowałam ten anielski spokój, ponieważ wiem, że nic w naszym życiu nie jest trwałe, jednak zdążyłam zapomnieć o tym szczególnym rodzaju bólu.

Ból, który wrócił. Ból rozstania, porzucenia, ból straty, żałoby, ból poczucia winy, wszystkie moje straty z ostatnich lat, wróciły i opadły mroczną kurtyną na każdy aspekt mojego życia.
Nie wiem ile zniosę. Ile przetrwam. Dobry Boże, Boska Siło, Wielki Zbawco i Ty Człowieku stojący obok mnie w tramwaju, i Ty mój Przyjacielu, Diable z dna piekieł, Aniele ze sklepienia niebios. Uklęknij, uklęknijmy i pomódlmy się za mnie. Do samego siebie, do swoich bogów, do starej ziemi i tego młodego górskiego potoku, do szarego gołębia z warszawskiego Ursynowa, do nagiego drzewa na Grochowie. Zanośmy błagania za moja duszę i ciało. Za mnie bez korzeni, bez sióstr i braci, bez ojca i matki, bez Boga Jehowy i jego Syna mojego Zbawiciela, który nie przyszedł by mnie zbawić.

Módlmy się wszyscy, bym przetrwała mrok porzucenia i tęsknoty, mrok opuszczenia i żałoby.

Módlmy się o moje wyjście z mroku. Módlmy się o moje przetrwanie. Uchwyćmy się wszyscy za ręce bardzo mocno. Módlmy się, bo oto nadszedł ten mrok, nad którym nie mam władzy.

środa, 2 stycznia 2019

On i Ona - pożegnania

"(...),

Chyba teraz to jest dobry moment żeby użyć wołacza, tego, którego tak bardzo nienawidzisz. I pewnie teraz, jak tego ostatniego przypadka, mnie nienawidzisz.

Mocno i bardzo (chociaż mam nadzieję, że tylko jedno z tamtych dwóch słów).

Dzisiaj obudziłem się do Twojej wiadomości na FB. Przypomnieniu o pierwszym razie jak się poznaliśmy.

Cztery lata. Jezu, cztery lata.

Chciałbym żebyś wiedziała, że to wszystko jest moja wina. Te słowa może pomogą, może nie.

Wszedłem w to bez wiedzy. Kompletnie bez jakiegokolwiek poczucia odpowiedzialności za drugą osobę, która, jak sama powiedziałaś (i to jest prawda), potrzebuje czegoś czego ja nie jestem w stanie dać.

Nie jesteś sama, jeżeli o to chodzi. Bliska rodzina i przyjaciele też domyślają się jaki jestem.

Jestem chory, (...). Teraz widzę, to bardziej niż wcześniej.

Pisałaś mi w te Święta mocne wiadomości. Zgodzę się z jedną: jestem zły. Bezwiednie, ale to niczego nie zmienia. Zły. Nieczuły, podły, przede wszystkim głupi.

Zdaję sobie sprawę, że ten esej jest po prostu niejako usprawiedliwieniem, że ja sam sobie staram się to racjonalizować i staram się niejako zrzucić odpowiedzialność na to co się wydarzyło na czynniki trzecie. Ale to Ty ostatecznie masz rację mówiąc, że to ja powinienem jednak wziąć się w garść. Że w istocie, tak, to jest moja wina. Nie byłem w stanie utrzymać ciężaru. A że to nie był właściwie duży ciężar, to tym bardziej jestem słaby.

Lubię te nasze cztery lata.

Proszę, nie miej mi za złe, że wyszedłem wczoraj prawie od razu po przebudzeniu. Jak powiedziałem wtedy w Oparach, między nami jest ten dziwny cykl przemocy, uruchamiany przeze mnie i później ciągnięty dalej. Boję się i mam pewność, że to się powtórzy.

Nie proszę o rozgrzeszenie, nie proszę o wybaczenie, nie proszę o nic. Napijmy się kiedyś, popilnuję Ci kotów, ugotuję Ci obiad, obejrzę z Tobą głupoty w telewizji.

Ale po prostu nie jestem w stanie na chwilę obecną z Tobą stworzyć tego czego potrzebujesz.

Więc, kończę. Chylę głowę, całuję serdecznie, szanuję (mimo że często to nie wychodziło przez moje zachowanie).

(...)"


****


"Za "(....)", to masz dopiero teraz przechlapane. Ale rozumiem, że chciałeś pozbawić mnie już kompletnie jakiejkolwiek sympatii do Ciebie. Niestety, to tak nie działa w Twoim przypadku :)

A teraz do rzeczy.

(...), chorych ludzi się leczy, a nie zostawia w potrzebie. Kiedy ja byłam w potrzebie i w chorobie, na mojej drodze wcześniej czy później zjawiali się ludzie, którzy podawali mi pomocną dłoń. Bez fochów i zbędnego pierdolenia. Po prostu pomogli mi w leczeniu się.

A było ono bardzo kosztowne i czasochłonne. Duża część mojej pensji szła na terapię, która często emocjonalnie była ciężka do udźwignięcia. Szpitale psychiatryczne, gabinety terapeutyczne, terapeuci, którzy nie chcieli się podjąć leczenia mnie, a na koniec porzucenie przez terapeutę, który po czterech latach leczenia mnie, też już miał mnie dość. Skończyło się to tragicznie dla mnie, bo próbą samobójczą, ciężką depresją i kilkoma miesiącami szpitala psychiatrycznego. Potem z powodu wypalenia zawodowego długo nie mogłam wrócić na rynek pracy. Było naprawdę ciężko.

Poznałam Cię, gdy już było dużo lepiej. Nie wiem kiedy Cię pokochałam tak naprawdę i co to właściwie znaczy. Nigdy wcześniej nie byłam zdolna do kochania.

Owszem byłam kimś zafascynowana, mogłam się w kimś podkochiwać, przeżywać płomienny romans, ta jak z (...), z którego natychmiast się wycofałam, gdy ten obwieścił swojej żonie, że odchodzi od niej do mnie. Dalej powtarzam, że to człowiek, z którym przeżyłam coś szalenie romantycznego, ale prawda jest taka, że gdy się kogoś kocha to się z tym kimś jest, a ja nie byłam gotowa udźwignąć poczucia winy, że zabrałam komuś męża i ojca. Prawdę mówiąc przeraził mnie obowiązek stworzenia domu z kimś tak na poważnie. Z dzieckiem, które by nas odwiedzało, z byłą żoną. Oboje byliśmy młodzi. Ja 25 lat, (...) 29.

Ja byłam strasznie niedojrzała emocjonalnie, bardzo zaburzona. A tu miałam stać się częściowo matką 3-latki, tworzyć z kimś życie, kto owszem kocha mnie do szaleństwa i ja jego, ale nie wiem, przeraziło mnie to. Spierdoliłam.

Dzisiaj wciąż bardzo tego żałuję i wciąż zastanawiam się co by było, gdyby... ale wiem, że prawdopodobnie zniszczyłabym tę miłość, przez to jaka byłam. Dlatego, żeby stać się zdolna do odpowiedzialności i do prawdziwego kochania musiałam przejść jeszcze bardzo długą drogę. Twoja droga też czeka na Ciebie. Nadal nie wiem czym tak naprawdę jest miłość, ale jakiś czas temu, poczułam, że ma to jakiś związek z Tobą. A odpowiedzialność za drugiego człowieka? Czy do tego dojrzałam? W jakiejś mierze tak, ale na własnych zasadach. Dlatego ta relacja z Tobą może w jakiś sposób mi odpowiadać.

Dojrzałam na pewno żeby chcieć spróbować bycia razem. Bez kolegów i koleżanek, z którymi miałabym się dzielić z moim facetem, bez pilnowanych ciągle psów i kotów i tego, że ciągle gdzieś znikasz. Chciałabym być nie jedną z wielu, ale właśnie "Tą osobą". Częścią Twojego życia, każdego dnia, w planach i w braku planów, ale zawsze pierwsza.

Zdaję sobie sprawę, że dopóki w Twoim życiu alkohol gra pierwsze skrzypce, dotąd zawsze ważniejsi będą koledzy i imprezy, na których alkohol ten się pojawia. Zdaję sobie sprawę, że czujesz, że jesteś ciągle winien coś komuś i dlatego bywasz często przez to rozbity między kimś a kimś i czymś a czymś.

To wszystko oczywiście, to co właściwie jest priorytetem, można w sobie poukładać i zakomunikować otoczeniu we właściwy sposób, a przed Tobą otwiera się właśnie taka czasoprzestrzeń, w której możesz to zrobić. Myślę zatem, że oto właśnie zaczyna się Twój czas. Czas prób i zmian. Czas uczenia się dawania i uczenia się brania. Czas, w którym będziesz mógł uczyć się być sobą, pozostając w zgodzie z innymi.

Dopóki mam w sobie tę siłę, chcę Ci w tych zmianach towarzyszyć. Chcę to zrobić nie dlatego, że chcę coś na tym ugrać, choćby jakąś naszą wspólną przyszłość, chcę to zrobić, bo uważam, że masz ogromny potencjał zmiany. Ogromną wrażliwość i jesteś w dobrym momencie, by zacząć tę wędrówkę. Teraz już to wiem. Słyszę i widzę na ile Cię stać i że jest to o wiele więcej niż przypuszczałam.

Chcę Ci w pierwszych jej krokach towarzyszyć. Póki będzie najtrudniej i najmroczniej. Przyjdzie czas, gdy w dalszą drogę wyruszysz już sam.  Ale wtedy będziesz już kimś innym. Wierzę w to. Wiem to.

(...)."