sobota, 27 sierpnia 2016

Perfekcyjna buliczmiczka.

Wstałam dziś koło dziewiątej. Sprzątnęłam mieszkanie. Wstawiłam dwa prania, a teraz siedzę i objadam się słodyczami. Wydałam dzisiaj na żarcie 60 zł.
Jakbym te pieniądze przejadane odkładała to miałabym na coś, na jakiś wyjazd albo kosmetyczkę, bo akurat w tym udało mi się odnaleźć przyjemność.Gdyby mnie kiedyś ktoś zapytał co mi sprawia przyjemność to nie potrafiłabym odpowiedzieć. A dzisiaj już wiem.

Mam taki plan. We wrześniu zgodnie z umową odezwę się do mojego byłego terapeuty.
Zaproponuję, żebyśmy symbolicznie zaczęli terapię od listopada i zakończyli z końcem grudnia. To właśnie te dwa miesiące, których nie wykorzystałam w 2011 roku. Ciekawa jestem co pan Michał o tym powie.

Natomiast najbliży czas chcę poświęcić problemowi bulimii. Zaczęłam odważać się na poznawanie tego zaburzenia. Czytam o możliwych konsekwencjach. Nie wygląda to najlepiej.

środa, 24 sierpnia 2016

Oszukać mózg.

Znalazłam artykuł. Da się ten mój stan chyba ogarnąć poznawczo-behawioralnie.
To kwestia nawyku. Tego, co robię, gdy jest mi smutno i tego co robię, że smutek nadchodzi lub przeradza się w głębszy stan. Muszę zdobywać wiedzę. Objadanie się to także nawyk.
Zajmę się tym w najbliższym czasie. Właściwie już się zajęłam.

Wrzuciłam wywiad z dr Ewą Woydyłło na fejsbukową stronę bpd.
Zacytowałam poniższe słowa. Przemówiły do mnie.

"Trzeba usiąść, wziąć kawałek kartki, długopis i zacząć pisać. Jeśli nasz nastrój jest czarny, groźny, niebezpieczny, autodestrukcyjny, depresyjny, trzeba się z niego oczyścić. Tak jak myjemy ręce. Piszemy o tym, co było dobre w naszym życiu, nawet o drobiazgach – jaki prezent sprawił mi największą radość. Albo o wielkich szczęściach, np. co czułam, kiedy urodziłam dziecko.

(...) Niedawno pewien ojciec przyprowadził do mnie 18-letnią córkę. Miała same piątki. Ale przestraszyła się matury. Była w panicznym lęku i depresji, jak mówił ojciec. Najpierw poradziłam jej, aby się zajęła czymś miłym, poczytała sobie, bo dowiedziałam się, że to lubi. Okazało się jednak, że nie ma mowy, litery jej się zlewają, nic nie widzi. Potem powiedziałam jej o tym pisaniu o sprawach przyjemnych. Zaskoczyło. Chodzi o to, aby jak najszybciej zmusić głowę do zmiany myślenia. A mózg nie odróżnia tego, co się dzieje naprawdę, od naszych wyobrażeń. Kiedy pojawią się przyjemne wyobrażenia, reaguje tak samo jak wtedy, gdy to się dzieje naprawdę, i zaczyna wydzielać endorfiny. W dużym uproszczeniu depresja to brak endorfin."

(...) Jeżeli czegoś nie zrobiliśmy, a poddajemy się lenistwu, mamy wyrzuty sumienia. Wyrzuty sumienia powodują niezadowolenie z siebie. I nic dziwnego, że źle się czujemy. Najgorsza jest taka mieszanka bezczynności z wyrzutami sumienia. Powstaje wówczas blok przed działaniem. Poddać się temu to najlepsza droga do depresji. I wtedy nie ma lepszego sposobu niż wziąć kartkę i napisać, co bym chciała, aby było zrobione, następnie rozłożyć to na drobniejsze zadania, a potem wybrać jedno, najłatwiejsze, i działać."


Z artykułu:
Depresja na własne życzenie?

Płaczę ciszą.


"Wszystko przeminęło w czasie, odpłynęło z wodą. Grunt obojętny został sam jeden i jak przed wiekami zielenił się do końca. Nic tu nie ocalało po moim ojcu, po mojej matce, po mnie i braciach. Obszar, przesiąkły pracą, myślami i uczuciami nas wszystkich, wziął inny człowiek.
W tym miejscu, gdzie ostatni jęk wydali oni, które jest dla mnie świętym świętych — szwargoczą cudzy ludzie. Drzewa, co żyły w ciągu lat tęsknoty w duszy mojej jak święte, tajemnicze symbole spraw zakrytych przed śmiertelnymi oczyma, koleje dróg wyżłobione w żółtym piasku, co jak złote liny ciągnęły mię do tego kraju pośród łez i mroku nocy zimowych, łąki moje i błysk wody w zakrętach rzecznych między olszyną — wszystko dziedziczy przychodzień! Dla niego te wszystkie skarby duszy mojej są tylko przedmiotami lichego zarobku.
I on tak samo jak my przeminie i zstąpi ze swoim handlarskim mózgiem w tę ziemię, która wszystko pożera."

Stefan Żeromski "Ludzie Bezdomni"


Co mam zrobić z tym smutkiem? Może potrzeba mi kogoś, kto mnie w takich momentach będzie ożywiał. A. wyjechała na stałe i może przez to poczułam się bardziej samotna.
Rzadko odczuwam samotność, a dzisiaj to coś toczy mnie od środka jak jakiś bezduszny robak.
Nie radzę sobie z tym. Bardzo mi ciężko.
Chciałabym tylko przeżyć moje koty. Żeby nie było im smutno umierać beze mnie.





wtorek, 23 sierpnia 2016

Ile kosztuje poczucie bezpieczeństwa?

Weekend minął w miarę ok. Najbliższe dni zamierzam spędzić sama. Poniedziałek przeleciał niepostrzeżenie. Dzisiejszy dzień podobnie. Troszkę musiałam ogarnąć sprawy finansowe, bo część finansów pochłonęły bilety do Liv.  Skontaktowałam się z moim bankiem żeby podnieść limit na karcie kredytowej. Na szczęście dogadałam się z konsultantem i bank nie pobrał mi prowizji za podniesienie tej kwoty. Pojutrze lecę do Liv. Muszę się odkuć z wydanej przez wakacje kasy i zarabiać na poczucie bezpieczeństwa. Tak. To brzmi dokładnie tak jak brzmi.
Poczucie bezpieczeństwa kosztuje. Czasem to kolosalny wydatek, obłożony ogromnymi wyrzeczeniami. Jestem przekonana, że najważniejszy w życiu człowieka. To dobry kierunek dla mnie. A jakie wyrzeczenia mnie czekają? Trochę mnie to przeraża. Może niepotrzebnie demonizuję ten stan.

W pierwszym tygodniu września będę kontaktować się z moim byłym terapeutą. Zobaczymy na czym stanie. Fajnie, że naturalnie przychodzi mi to określenie: "były". Może to dlatego, że moja terapeutka okazała mi tak wiele serca ostatnio, przez co poczułam się przez nią rozumiana, tak jak przez pana M. No i podzieliłam to przywiązanie do pana M. obdzielając nim także panią M.
Napisałam mojej terapeutce, w sumie też byłej, że dziękuję jej za piątkowe wsparcie, a ona odpisała, życząc mi wszystkiego dobrego i żebym koniecznie dbała o siebie.
Będę mogła o tym powiedzieć panu M., że mam taką panią M. No i moja lekarka i druga lekarka. Wszystkie M. Cieszę się, że mam w nich tak duże zrozumienie, zaufanie i wsparcie. Im więcej osób, tym mniejsza fiksacja na panu M.

Teraz czas pożegnać się z moim byłym terapeutą i zająć się terapią bulimii. Plan mam taki, żeby właśnie przeznaczyć dwa miesiące na pożegnanie się z panem M. Zgodnie z tymi dwoma miesiącami, z których się wymiksowałam w 2011 roku z lęku przed trudnymi emocjami kończącymi terapię. Chcę już powoli zacząć odkładać, jeśli będzie mnie naturalnie stać, na terapię zaburzeń odżywiania. Mam nadzieję, że będę też mogła skorzystać ze wsparcia Wilczo Głodnej, którą odkryłam niedawno. Powoli odkrywam jej blog, ale wciaż bardzo bronię się przed konfrontacją, że sprawa dotyczy także mnie. W lipcu zeszłego roku założyłam osobnego bloga, bo wtedy już podchodziłam do tematu mierzenia się z tym paskudztwem, ale się wycofałm. Blog na razie będzie dostępny jedynie dla moich oczu. Zapewne będzie w nim bardzo dużo emocji, chcę by były tylko moje. Odezwę się do pani Zuzanny, u której byłam na konsultacji i poproszę ją o dalsze pokierowanie mnie. Chcę się tym zająć. Choć wciąż zbyt często tracę sens swoich starań, planów i życia w ogóle. Cóż, potrzebuję wsparcia terapeutycznego. Jest mi zbyt ciężko funkcjonować z obciążeniami, które chcąc nie chcąc muszę dźwigać.


sobota, 20 sierpnia 2016

Na pomoc!

Boże, jak się męczę. To chyba jakiś glębszy stan depresyjny. Wciąż nie nauczyłam się jeszcze takich stanów. Głównie funkcjonuję na górce.
Boli mnie całe ciało, tak jakbym miała jakąś grypę. Choć to dziwne, bo boli mnie też głowa, czuję ucisk całej głowy. Mam wrażenie, że spuchła mi twarz i też czuję jakiś ucisk i ból.
Może to jednak jakaś choroba. Tylko jaka?
Nie mam pojęcia jak mogłabym sobie pomóc. Nawet schowanie się przed światem nie wystarcza.
Nie wiem czy ma to związek z przytyciem, bo głównie myśli krążą wokół tego. Wyglądam strasznie.
Pewnie psychika celowo się na tym skupia, ale nie tylko. Czuję się źle z taką wagą.

Dzisiaj to ognisko. Piszą do mnie ludzie z grupy czy będę, to oni będą. Tylko nie wiedzą, że jestem inna. Nie ta przebojowa, ale ani nawet spokojna. Czuję się boleśnie smutna i ta twarz opuchnięta.
Może to od szybkiego przytycia. Od poniedziałku jadłam tylko słodycze, jeden za drugim.
Może jak wyjdę do ludzi to mi się poprawi. Niezależnie od tego ile ważę. Przecież oni mnie znają z taką wagą. Taką mnie poznali.

Niech mi ktoś pomoże. Niech ktoś to ode mnie zabierze. Ten stan.

piątek, 19 sierpnia 2016

Dwubiegunowa

Schowałabym się gdzieś. Najlepiej tak, by ludzie zapomnieli, że kiedykolwiek istniałam.
Już nigdzie nie pędzę. Nigdzie nie lecę. Mam czasem napady lęku, czasem zwątpienia. Z trudem włączam fejsbuka ponieważ boję się, że ktoś do mnie napisze a ja nie mam siły z nikim gadać, nigdzie wychodzić. A jutro moja grupa organizuje ognisko. Może nie pójdę. Po prostu oleję, zniknę. Taki mam nastrój.
Czuję taki smutek, że nawet ciężko mi udawać, że jest inaczej.
Gdybym tak mogła przez dwa tygodnie nie wychodzić z domu. Leżałabym i oglądała w kółko telewizję i pewnie bym jadła :(. Z tym jedzeniem to jakaś paranoja. Od wtorku objadam się słodyczami. Znów 4kg w górę.
Z G. jest dobrze. W pracy wzięłam się do roboty. Potrzebuję ciszy i spokoju. Potrzebuję być sama. Ja i moje kotuchy, które kocham bardzo, i które mnie rozweselają swoimi kocimi zawadiackimi charakterkami.

środa, 17 sierpnia 2016

Bezpieczna bliskość.

Nadal biorę większą dawkę antypsychotyka. Czuję, że jeszcze jestem zbyt krucha i może mną zachwiać byle szczegół. Natomiast psychicznie ogólnie czuję się spokojna. W ostatnich dniach moje życie przebiegało bardzo łagodnie, bez zawirowań. Dlatego czuję się w jakiś stopniu odprężona.
Dużo spokoju wprowadza ostatnio obecność G. w moim życiu. Myślę, że kogoś takiego potrzebowałam.
Spędzamy ze sobą całkiem sporo czasu. Tak jakoś inaczej, zdrowo, powiedziałabym.
Zauważyłam, że postawa życiowa G., jego sposób wyrażania i komunikowania siebie, komunikowania się ze mną, budzi mój szacunek do niego. G. ma całkiem jasno określone granice. To daje mi poczucie bezpieczeństwa, w tym sensie, że w razie uruchamiania się u mnie zachowań, które mogłyby w jakimś sensie nadużyć jego lub mnie, G. nie pozwoli mi tych granic przekroczyć. Nie dlatego, że będzie bawił się ze mną w pacjentkę i psychologa, tylko dlatego, że ma taki a nie inny sposób bycia. Podobnie bezpiecznie czułam się w terapii z panem M.

Chciałabym powiedzieć osobom z bpd, które mnie czytają, że taka postawa otoczenia może wpływać na nasze odnajdowanie się wśród ludzi. Warto otaczać się w miarę stabilnymi osobami. Zdaję sobie sprawę, że większość, albo liczna część społeczeństwa posiada mniejsze lub większe zaburzenia osobowościowe, stąd interakcje zachodzące między ludźmi nie należą do zbyt prostych.
Być może jest jeszcze za wcześnie, by wysnuwać takie wnioski, jeśli chodzi o moją relację z G.
Wiadomo, że początki związków bywają dość urocze, ale czas przynosi prozę życia, która nie jest jedynie czarna lub biała, ale ma wiele szarości, przez co potrzeba odczuwania silnych emocji, może wywoływać frustrację. Tego się boję.
Być może mam właśnie szansę na przepracowanie więzi, która wiąże się z tak znaczącą bliskością. Zauważyłam, że przy tego typu relacji uruchamiam w sobie schemat przyciąganie - odpychanie. Myślałam, że to mnie nie dotyczy, a jednak kiedy jestem z G. ten schemat wyłania się i prezentuje niemal podręcznikowo.
Potrzeba pochłonięcia tej drugiej strony, zawłaszczenia, zlania się z nią albo potrzeba ucieczki, chronienia się przed zranieniem i odrzuceniem jest bardzo poważnym problemem wymagającym często wsparcia terapeutycznego. Być może uda mi się to przepracować samej. Być może z pomocą pana M., jeśli przyjmie mnie do terapii na te dwa miesiące, o które go prosiłam.

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Kryzys

Ostatnie dni nie należały do zbyt dobrych. Mój stan psychiczny się pogorszył, a "wsparcie" na czwarkowej grupie pogorszyło mój stan do szpitalnego. Całe szczęście udało mi się przetrwać najgorsze, ale dalej jestem mocno niestablilna. Na drugi dzień po grupie wsparcia spotkałam się z moją byłą terapeutką. Nie mam obecnie siły i nie chcę wracać póki co do czwarktowych zajęć grupy, ale uznałysmy z moją terapeutką, że z niej rezygnuję, najlepiej zgłaszając ten fakt jedynie telefonicznie. Kiedyś może opiszę, co się wydarzyło.

Jestem wdzięczna P. mojemu byłemu chłopakowi i A. mojej przyjaciółce za czwartkową pomoc i troskę. Mojej byłej terapeutce, która po moim sms znalazła dla mnie czas na kryzysową sesję w piątek. Sesja trwała z tego powodu dłużej niż przewidywany czas.
Nadal jestem bardzo krucha. Jutro zadzwonię do przychodni i poproszę o przekazanie M. terapeutce grupowej informacji o mojej rezygnacji.

Czuję ogromne zmęczenie. Chętnie przesiedziałabym jakiś miesiąc pod szpitalnym kloszem. To właśnie chyba ten moment, gdy szpital zrobiłby mi dobrze. Czuję się tak, jakby zeszło ze mnie powietrze.

czwartek, 11 sierpnia 2016

W poszukiwaniu motywacji

Od poniedziałku opycham się słodyczami. W mgnieniu oka przytyłam kilka dobrych kilo. Jem nerwowo i bulimicznie. Im więcej frustracji tym więcej żarcia. Ale alkoholu przynajmniej zero. A już przesadzałam i to nieźle.
Znów żyję w lęku o swoją przyszłość. Dokładnie o finanse. Dzień dziecka dobiegł końca i znów muszę ostro kontrolować portfel i konto bankowe. Ale to nic. Gdy wahadło mocno przechyla się na drugą stronę to znak, że za chwilę odbije w drugą. Te lepsze wahnięcia muszę umieć wykorzystywać.
Jest we mnie sporo frustracji, smutku i osamotnienia. Ale to nie szkodzi. Po pierwsze byłam na dość sporej górce ostatnio więc spadek może być z tego powodu plus finanse. Kasa to taka prozaiczna, ale uciążliwa sprawa, to znaczy jej brak.
Czeka mnie wyjazd do Liv. może zarobię na opłacenie mieszkania i angielskiego. Ale to wszystko jest bardzo niepewne. Zaczęłam się denerwować. Właściwie bardzo się boję.

Dzisiaj zadbam o siebie, obiecuję. Skoczę jeszcze na jakiś gorący obiad (po tym jak właśnie wchłonęłam torbę słodyczy), a na grupie poproszę Martę o kontakt do terapeutki jakiejś na NFZ od bulimii. Do pana M. odezwę się tak czy inaczej. Bo z nim mam naprawdę sporo do załatwienia.

Trafiłam ostatnio na blog Wilczogłodnej. Nawet wymieniłyśmy się komentarzami pod jej wpisem. Brzmi całkiem miło. Zachęciła mnie do zadbania o siebie. Muszę pomyśleć od czego zacząć. Obejrzałam jej wystąpienie na TEDx. Spróbuję ją poczytać i ewentualnie będę się z nią kontaktować. Ma na imię Ania. To była bulimiczka, która obecnie pomaga innym wyjść z bulimii.

wtorek, 9 sierpnia 2016

Niewierna

Zapadła się w sobie.
Mówię jej, że to jeszcze nie koniec.
Milczy.
Jakby milczenie miało sprawić, że przestanie istnieć.
Albo, że ja.
Gdyby tylko chciała zamienić ze mną słowo.
Siedzi urażona.
Może lepiej przeżyć życie szukając winnego?
Zbrodniarza, kata, szatana...
Nawyliczała ich cztery tysiące.
Albo sto dwadzieścia cztery.

Perfekcyjna


Słowa

Coś mi się zaszyłeś pod skórą
i trudno cię wydostać.
Dzisiejszej nocy próbowałam dwa razy.
Chciałam cię wydrapać,
rozedrzeć skórę palcami,
wykroić nożem, skalpelem,
wydłubać patykiem...
Tam, gdzie moje serce bije tylko po to,
tylko po coś...

Perfekcyjna

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Czasem trzeba się pogubić...

Po piątkowej, nocnej, bardzo dziwnej eskapadzie postanowiłam zmienić dawki leków. W niedzielę zmniejszyłam fluoksetynę, którą biorę na bulimię i zwiększyłam kwetaplex. Zgodnie z radą dr W.

Mój dzisiejszy poranek był przemieszany smutkiem i lękiem na zmianę. Znów czuję się pusta w środku i samotna. Tęsknię za Liv. Tęsknię za A., która wyjechała na stałe do Londynu.
Dzisiaj miałam jeszcze wolne. Byłam w tę i z powrotem w moich rodzinnych stronach. Zawoziłam dokumenty potrzebne do orzeczenia niepełnosprawności. Przy okazji spotkałam się z moją byłą polonistką. Nie odwiedziłam, ani sióstr, ani matki. Cały czas było mi strasznie smutno i jest nadal.

Nie wiem co teraz z tymi lekami? Skoro nastrój tak poszedł w dół. Ale stan mieszany to stan mieszany. Jutro może być skok w górę. Trzeba się jakoś stabilizować kwetaplexem.

Smutek. Może to chad, może bpd, a może rzeczywistość. Dr W. na ostatniej wizycie na moje pytanie, czy możliwe, że jestem tym bezremisyjnym chadem, stwierdziła, że trudno jest jej to jednoznacznie określić ponieważ na moje zdrowie psychiczne poza chad nakłada sie zaburzona osobowość i spory temperament. Trudno czasem ocenić co jest co. Powiedziała, że odkąd mnie leczy, czyli od wiosny 2013, nie widziała mnie w stanie remisji.

Strasznie mi źle. Znów dopadła mnie ta dziwna świadomość, że jestem chora psychicznie, i że znów nie rozumiem co właściwie to oznacza.

Dzisiaj jestem rozżalona i rozczarowana. Chciałabym zapaść w jakiś długi sen, letarg i tak siedzieć w domu, tydzień, dwa, trzy... całe życie.

Jestem taka borderlajnowo pusta. Znów się zdezintegrowałam. Mam nadzieję, że pozytywnie dla poradzenia sobie z frustracjami, które są zbyt trudne by udźwignąć je niedojrzałą osobowością.

A może moja psychika odpoczywa sobie tym smutkiem?


Dokąd?


"Cóż to znaczy być świadomym zwierzęciem? Idea ta jest niedorzeczna, jeśli nie potworna. Oznacza ona świadomość, że jest się pokarmem dla robaków. To jest przerażające: wyłonić się z nicości, otrzymać imię, świadomość własnego ja, głębokie wewnętrzne uczucia, rozpaczliwe wewnętrzne pragnienie życia i autoekspresji, a po tym wszystkim jednak umrzeć. Przypomina to głupi kawał i właśnie dlatego pewien typ kulturalnego człowieka buntuje się otwarcie przeciwko idei Boga. Jakież bóstwo chciałoby stworzyć tak skomplikowany i wymyślny pokarm dla robaków?"

Ernest Becker - Zaprzeczenie śmierci.

Przemijanie. Myśli na ten temat nie dają mi spokoju. Niezależnie od tego czy jestem bliżej manii, czy depresji, gdzieś pod skórą wypełniona jestem łzami przemijania. 

Tęsknię za moim terapeutą.

wtorek, 2 sierpnia 2016

Przyszłość

Daję sobie rok - dwa. Tak myślę. Chyba, że wydarzy się coś nieprzewidzianego. Muszę zadbać o swoją przyszłość. A. z Liv. ma podpytać znajomą chorującą na schizforenię, która także mieszka w Liv. jakie ma wsparcie ze strony państwa. Na razie orientuję się w tym i owym. Znalazłam stronę rządową i próbuję sobie przetłumaczyć niektóre treści. Np. te o zasiłkach dla osób niepełnosprawnych.
Plan powinnam mieć mniej więcej taki, że uczę się naprawdę konsekwentnie angielskiego, znajduję pracę, wyjeżdżam, albo odwrotnie, staram się o jakieś wsparcie. Zobaczymy co powie A. Magda.

Rozmawiałyśmy z A. o tym, żeby zarobić w Anglii na mieszkanie w Polsce, które można by było wynajmować. Polubiłam A. Wydaje się być szczerą, uczciwą osobą. Jest bardzo naturalna, bardzo swojska i ma zabawny akcent i wymowę ponieważ pochodzi spod Krakowa. No i oczywiście wychodzi na pole, kiedy ja wychodzę na dwór :)

Generalnie od jakiegoś czasu bardziej odpowiedzialnie myślę o tym  żeby zadbać o swoją przyszłość. Chyba cyfra 4 z przodu coraz bardziej mnie przeraża.

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Żyć bardziej

Już lepiej. Zasnęłam szybko po lekach. Obudziłam się rano już całkiem sobą. Troszkę przesadziłam w sobotę z alkoholem. Wydarzyło się jeszcze kilka innych nieprzewidzianych rzeczy. W sobotę całą noc nie spałam i cały dzień w niedzielę. To dlatego, albo między innymi, mój mózg oszalał. Moje myśli chorobliwie krążyły wokół przemijania. Wokół lęku o swoją przyszłość. Obawy związanej z utratą bezpieczeństwa materialnego. Zastanawiałam się nad wyjazdem z Polski na stałe. Do Liverpoolu właśnie. Rozmawiałyśmy o tym wczoraj z koleżanką z Liv.  Ale przede wszystkim przygniotło mnie przemijanie i presja, że muszę natychmiast bardziej żyć.

A dzisiaj z radością przyszłam do pracy. Po drodze myślałam o tym, że jestem wdzięczna za to co mam.
Na środę, czwartek i piątek biorę urlop. Mimo, że nie jadę do matki, chcę jeszcze jakoś fajnie spędzić kilka dni. Tak urlopowo. Chcę także usiąść nad angielskim i poodrabiać wszystkie dotychczasowe lekcje.
Chyba już będzie dobrze. Skoro mojej psychice zależało na destabilizacji, to to osiągnęła. Na przyszłość zapamiętam. Poczucie winy z powodu tego, że coś się zmieniło na lepsze, potrafi mocno przygnieść.