Zachowanie w podstawówce poprawne. Jak na gospodarza trochę tak sobie, ale funkcji tej nigdy nie straciłam. Również w zawodówce i liceum. Jakoś szkoła mieściła moje skrajności, to i mi było łatwiej pomieścić siebie.
W podstawówce z matmy kompletna klapa. Pan od matmy, ze tylko mnie zawodówka czeka i żebym się nigdzie indziej nie wybierała. Pani wychowawczyni - polonistka - kręciła nosem, ale pan od matmy pogrążył mnie nie na żarty i nie dało mi się przetłumaczyć. Poszłam do zawodówki krawieckiej. Tam moje zaburzenie ujrzało światło dzienne. Czułam się jak głąb i okazało się, że mam kompletnie dwie lewe ręce, wiec zaburzyłam się co nie miara i psychicznie to była równia pochyła do jakiegoś momentu. Tak czy owak nawet fizyka i matematyka szły mi lepiej niż wszystkie te "wyszywanki".
W zawodówce przy życiu trzymały mnie panie - polonistka i germanistka, to one zachęciły mnie do pójścia do liceum dla dorosłych. Liceum dla dorosłych mieściło się w budynku bardzo prestiżowego liceum dziennego, uczyli nas nauczyciele z tego liceum. Okazało się, że tam zaczęłam funkcjonować dużo lepiej, a na pewno dostrzeżono moje zdolności humanistyczne. Było w mojej klasie kilka oryginalnych osób, ciekawych świata, pewnych siebie, otwartych na wiedzę, z którymi stworzyliśmy paczkę. Staliśmy się ulubieńcami polonistki, rusycystki, historyka i... pani od matematyki :) . Ja dodatkowo germanistki, bo na moją prośbę zwolniono mnie z uczenia się rosyjskiego, po tym jak już byłam mocno zaangażowana w język niemiecki w zawodówce.
I tu będzie najważniejsze. Otóż ci nauczyciele organizowali w swoich domach spotkania, takie posiadówy przy kolacji i winie. Ich czwórka i nasza szóstka. I to było coś niesamowitego. Uważam, że to dzięki temu uwierzyłam w siebie i spojrzałam na świat inaczej. Potrzebowałam takich autorytetów. Akceptujących inność, wspierających. Ludzi z pasją, z klasą, z sercem jakie wkładali w swój zawód i uczniów.
Dowiadywałam się na tych spotkaniach wielu ciekawych rzeczy, o czym nie było jak i kiedy pogadać w szkole.
Niemiecki zaliczałam co semestr dziennie, zdawałam też z tego języka maturę w dziennym. Na maturę ustną - tę "wieczorową" nie przyszłam, bo tak bardzo bałam się, że zawiodę nauczycieli, którzy mieli o mnie tak dobre zdanie. Zawiodę pod kątem wiedzy oczywiście. Potem okazało się, że część z nich przeraziła się nie na żarty, że "zaginęłąm", wiedząc o mojej "wrażliwej naturze". Na szczęście wszystko skończyło się dobrze (choć stopnie maturalne miałam bardzo słabe, bardzo).
Tak czy owak myślę, że miał w tym swój udział mój borderline, że tak namieszałam wtedy i narobiłam wszystkim stracha. Tak bardzo bałam się, że ich zawiodę.
Nauczyciele nalegali, moja polonistka głównie, żebym szła na studia, na psychologię, ale w związku z tym, że miałam różnego rodzaju zatargi z rodzicami i starszymi siostrami, za karę na studia mnie nie puszczono.
W sumie dobrze się złożyło, bo od tej pory zupełnie odizolowałam się od rodziny, wyjechałam do stolicy, podjęłam pracę zawodową i po dwóch latach poszłam na studia. Tam okazało się, ze pani profesor od psychologii też radzi mi zmianę kierunku na psychologię. No, ale zaczęłam mieć kłopoty ze zdrowiem i okazało się, że ujawnił mi się chad, choć diagnozę postawiono mi po latach. No i już było coraz bardziej pod górkę z edukacją. Studia rzuciłam. Ale nigdy do domu nie wróciłam. Kontynuowałam całkiem ciekawą karierę zawodową, może właśnie dlatego, że wierzyłam w siebie, dzięki temu, ze wierzyli też we mnie inni. W tym moi zawsze fantastyczni szefowie.
Kończąc chcę powiedzieć, że trafiłam na uważnych nauczycieli. Mimo tego, jak "zastraszył" mnie nauczyciel matematyki w podstawówce.
Będę im do końca życia wdzięczna za to, że nie zepchnęli mnie na margines a wyciągnęli do mnie rękę i wskazali kierunek. Byłam bardzo zagubiona i kompletnie bezradna z tym co się ze mną działo. Bez wsparcia rodziny, która po prostu nie umiała sobie ze mną poradzić, ani zrozumieć co też mi dolega. Nie mam do nich żalu o to. Przerobiłam to w terapii.
Dzisiaj mam 40 lat i mam kontakt z moimi nauczycielami. Zaprzyjaźniłam się z panią od polskiego, tą z liceum. To m.in., dzięki niej szłam do przodu, a ona zawsze mi kibicowała i robi to do tej pory :) Pozdrawiam Cię Gosiu i dziękuję.
Wiem, że wciąż wspierasz swoich uczniów, czasem prosisz mnie o radę, co jest dla mnie wyjątkowym wyróżnieniem.