poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Na ratunek sobie

Jednak sięgnęłam po lek uspokajający. Męczyłam się cały dzień, już dłużej nie dam rady.
Nie poddam się. Nie wiem jak wiele będzie mnie kosztowała ta walka, ale nie mam zamiaru stać w miejscu. Czekam do jutra na pewną informację, decyzję, która nie tylko zależy ode mnie. Jeśli to nie nastąpi wezmę sprawy we własne ręce. Najgorsze to stać w miejscu i poddać się marazmowi, który niesie za sobą lęk. 

Dlatego czekam jeszcze do jutra. Potem zaczynam działać. Niezależnie od tego, na ile ten lęk będzie mnie paraliżował i na ile będę samotna w swoim działaniu.

Jedno mnie tylko martwi. Tak, jak napisałam wcześniej. Nie wiem dokąd zmierzam. Za to mogę rozpisać swoje życie na części, na listę punktów do odhaczenia. Żałuję tylko, że radość przychodzi mi z takim trudem. Stałam się płaczliwa, często myślę o przemijaniu, o tym że ja przeminę jak wszystko inne. Może gdybym mogła kochać, tęsknić, potrzebować drugiego człowieka. Może, gdyby był ktoś naprawdę ważny. Odgrodziłam się murem od ludzi, którzy często są dla mnie bardzo dobrzy. Tak, myślę, że cierpię przez to, że nie ma niczego i nikogo ważnego.

Zaprzeczyłam wszystkim uczuciom, odcięłam się od nich. Chyba jestem martwa. Martwa bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. 

Naprzód bez celu.

Jestem tak bardzo roztrzęsiona. Te napady lęku zdarzają się coraz częściej. Nie wiem, czy za każdym razem mam faszerować się lekami na uspokojenie. Nie lubię po nie sięgać. I właściwie tego nie robię. W pewnym sensie boję się utraty kontroli, utraty czucia czegoś, czemu warto się przyjrzeć. Miałam wrócić na terapię, ale nie mogę wciąż podpierać się sesjami terapeutycznymi. Stąd też nie zadzwoniłam do mojej terapeutki, choć byłyśmy umówione na kontakt.

Nie umiem ocenić czego w tej chwili potrzebuję, Jakiego rodzaju działania. To nie jest tak, że nie próbuję, tylko po drodze czasem tracę sens i pewność siebie. Wszystko chcę robić sama. Jestem samotnym żeglarzem, którego okręt tygodniami dryfuje znoszony przez prąd lub targany sztormem z trudem utrzymuje się na powierzchni spienionych fal. Tylko czasem łapię wiatr w żagle i wówczas próbuję nadrobić utracony czas.

Dokąd zmierzam? Czego pragnę? Dziś tego nie wiem. Nie pamiętam.
Może kiedyś przybiję do brzegu i odkryję nieznany dotąd ląd. Ląd, który stanie się tym upragnionym.

Dzisiaj próbuję utrzymać się na powierzchni.

środa, 26 sierpnia 2015

Szukając ukojenia

Muszę sobie pomóc. Muszę przywrócić swoją godność.
Pomyślałam o moich terapeutach i lekarzach. Pomyślałam o tym, gdzie obecnie się znajduję.
O cichym mieszkaniu, wygodnym fotelu, kojącym świetle lampki. Pomyślałam o sobie. O swoim obecnym życiu. Trudnym, ale moim, na własność. Pomyślałam o tym, że ten spazmatyczny płacz uwolnił mnie ze śmiertelnego potrzasku. Pomyślałam o dniu jutrzejszym i kolejnych dniach.
O planach, decyzjach i wyborach. O tym, że wszystko zależy ode mnie. Moje myśli i uczucia zależą ode mnie. Moja godność. Całe moje życie.


wtorek, 25 sierpnia 2015

Jestem dzisiaj trochę bardziej chora

Coś złego działo się ze mną. Dzisiaj. Miałam napad paniki. Bardzo wyraźnie czułam ten lęk. Matkę, która uderza znienacka. Która wybudza nad ranem. Krzyczy. Matkę, która zmusza do najgorszych rzeczy, która przecina skórę do krwi. Która wmusza jedzenie. Matkę, która wiedząc jak boję się ciemności wyrzuca za drzwi domu późną nocą. Matkę, która każe wchodzić do miejsca pełnego pająków.

Wielkich, obrzydliwych pająków.

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

piątek, 7 sierpnia 2015

Zbawiona

Mój Bóg umarł
Nie czekam na lepszy świat
A wieczność jest drogą, którą podążam

Nie zważam na Czterech Jeźdźców Apokalipsy
Nie czekam na Sąd Ostateczny

To ja tworzę swoj świat lepszym
Jestem Siłą Sprawczą
Niosę życie i śmierć

Mój krwawy Bóg powiedział: "Wybierz życie, by móc pozostać przy życiu."
I umarł. Zbawiając mnie ode złego.

Mojemu Terapeucie

Panie Michale...
Dziekuje za wszystko, czym mnie Pan obdarzyl.
Dziekuje za mezczyzne, ktorym Pan byl i ktorego mi ofiarowal.

Dziekuje, ze jestem dzisiaj dalej niz kiedykolwiek.





niedziela, 2 sierpnia 2015

Lepiej to za malo

Dzisiaj piekny, sloneczny, cieply dzien.
Obudzilam sie duzo spokojniejsza i lgnaca do ludzi, choc w malym stopniu. Po poludniu wpadnie moj znajomy. Przy nim moge byc soba. On tez ma swoje tajemnice, choc nie wie nic o moich. To tak w nawiazaniu do poprzedniego wpisu.

Mimo lepszego samopoczucia, uwazam, ze powinnam podniesc jeszcze dawke antydepresanta. Tak chyba zrobie. Mam na to pozwolenie mojej lekarki. Chce to zrobic poniewaz jest wciaz we mnie duzo smutku i bezsilnosci. Permanentne zmeczenie rowniez towarzyszy mi mniej lub bardziej.
Chce mocniej stanac na nogi. Mam poczucie, ze moja produktywnosc jest zbyt ograniczona. Powinno mnie byc stac na wiele wiecej.





sobota, 1 sierpnia 2015

Tajemnice

Czuje sie osaczona, ale nie chce o tym nikomu mowic.

Ludzie ciekawia mnie, ale i tez soba przerazaja. Tym, ze czasem jest ich za duzo, za wszedzie.
Mam swoje tajemnice. Czasem mysle, ze moglabym je komus powierzyc, ale zaraz potem przychodzi mi taka mysl, ze to odkrycie sie byloby tylko czysto interesowne. Tylko po to zebym mogla przerzucic ciezar mojego przezywania na kogos. Choc na chwile oddac odpowiedzialnosc za to co robie, komus innemu.

Ludzie dziela sie ze mna roznymi przezyciami i tajemnicami. Lubie to, bo dzieki nim wiem, ze jestem jedna z wielu, choc nie czuje sie jedna z nich. Mimo to uwazam, ze wszyscy jestesmy podobni do siebie bardziej niz sie nam wydaje.

A moze tajemnice sa nam potrzebne, bysmy mogli zachowac nasza autonomie?