poniedziałek, 30 listopada 2020

Po sztormie

Udało się. Poszło dość szybko. Objawy przy odstawieniu szybko przywołały mnie do porządku, ale udało mi się uwolnić emocje. Mam je mocno przygniecione różnymi mechanizmami obronnymi. Gdy psychika rozjeżdżała się z powodu tak silnej ingerencji, trudno im było zadziałać tak jak zwykle. 

Wróciłam do leków. Jestem w kontakcie ze specjalistami i co najważniejsze z sobą. Teraz można coś z tym zrobić. Jest z czym i kim pracować. Głównie moim zdaniem praca psychoanalityczna, ale możliwe, że leki już nie działają tak jak wcześniej. Będę rozważać lit. Teraz gdy nie choruję na bulimię, mogę spróbować leczenia litem. 

Tegoroczny kryzys jest wyjątkowy, ale nijak się ma do tego co działo się ze mną lata temu, gdy hulał border i bulimia. Teraz przynajmniej świat pozostał na swoim miejscu, bez naruszeń. Wciąż mam przy sobie wspaniałych ludzi. To naprawdę cenny dar. Z pewnością nie pozostanę dłużna i to dobro puszczę dalej. 

Na koniec taki żarcik, tekst który bardzo mi się spodobał: "Jeśli pokonałam siebie, to wygrałam czy przegrałam?" :-) 

Ano właśnie. Zobaczymy. 


czwartek, 26 listopada 2020

Plan życia


Leki odstawione od niedzieli. Bezsenność i pocenie się są tragiczne. Ale zaczynam czuć coś. Emocje oczywiście rozjeżdżają się, są głębsze ale przynajmniej przychodzą jakieś refleksje do tej pory mocno przygniecione mechanizmami obronnymi. Najgorszy jest ból emocjonalny, cierpienie. Pytania o sens, o to co dalej. Czyli to co mnie dosięgło w lutym. U mnie to jest mocno spychane i skrywane głęboko. A na wierzchu choroba hula epizodami żeby przykryć to wszystko. Wiem, że bez leków odlecę ale jak już będę mocno na granicy to będę natychmiast interweniować. Teraz czekam na ten projekt życia, które moja psychika potrafi tak entuzjastycznie tworzyć gdy choroba nie widzi żadnych barier. Gdy proza życia nie ściąga w dół. Wtedy mam nadzieję się go uchwycić i przeskoczyć w inne miejsce niż to, w którym utknęłam i nie jestem w stanie wydostać się z niego w żaden sposób. Tylko o to mi chodzi. A potem będę dochodzić do siebie. Tylko w innym miejscu. Taki mam plan. A plan to tylko i aż plan. 


poniedziałek, 5 października 2020

Jestem. Bardziej niż kiedykolwiek.

Bardzo przepraszam. Piszę rzadko ponieważ blog nie jest mi już tak potrzebny do przemyśleń jak kiedyś, gdy pewne procesy zachodziły we mnie dużo wolniej. Podtrzymuję informację o wyjściu z bulimii. Border również został skreślony z listy moich zaburzeń. Z ChAD radzę sobie lepiej choć tegoroczna depresja mocno mi dała w kość. Stany mieszane dalej są męczące ale depresja to jakiś koszmar. Czekam na remisję.

Zaproponowano mi prowadzenie vloga, na którym miałabym się dzielić historią swojego leczenia, zdrowienia. Miałby być m.in. adresowany do specjalistów, a także osób, których dotknęły podobne zaburzenia. Przekaz miałby być o tym, że są uleczalne. No może nie ChAD. Na niego jeszcze nie znalazłam sposobu. 🙂

Niestety vlog to nie moja bajka. Ogólnie tematy zdrowia psychicznego, psychologia są mi bliskie, ale dlatego, że te obszary były przeze mnie najbardziej eksploatowane, ponieważ od wiedzy i umiejętności jakie zdobywałam zależało moje życie. Jego jakość i sens.

Zastanawiałam się przez moment nad pozostaniem Ex In - Ekspertem przez doświadczenie. Ale i to jednak przestało być ważne. Owszem gdzieś tam jeszcze się udzielam ale przede wszystkim żyję, utrzymuję relacje, dokonuję wyborów, rozwijam się i odnajduję kolejne obszary, które mogę poznawać. Z przyjemnością!

Odezwę się jeszcze. Serdecznie Was Wszystkich pozdrawiam. 

wtorek, 19 maja 2020

Ponieważ tak zostałeś zaprogramowany

Dokładnie tu i teraz jesteś szczęśliwy, ale o tym nie wiesz, ponieważ twoje fałszywe zapatrywania, twój zniekształcony obraz rzeczywistości zamknęły cię w pułapce lęków, niepokojów, przywiązań, konfliktów, poczucia winy; wreszcie w całej gamie ról które odgrywasz, ponieważ tak zostałeś zaprogramowany. Gdybyś potrafił spojrzeć dalej niż sięga to wszystko zrozumiałbyś, że jesteś szczęśliwy, tylko o tym nie wiesz. 
Anthony de Mello, Przebudzenie

wtorek, 5 maja 2020

Zobowiązanie

Znalezione w sieci. 

Oto Twoje zobowiązanie.

1. Otrzymasz ciało.
Może ci się to podobać lub nie, ale to będzie twoje ciało na ten cały czas.

2. Uczysz się lekcji
Zapisałeś się do całodobowej nieformalnej szkoły o nazwie życie.
Każdego dnia w tej szkole masz okazje do nauczenia się lekcji. Lekcje mogą ci się podobać lub możesz je uważać za nieistotne i głupie.

3. Nie ma błędów, tylko lekcje.
Wzrost jest procesem prób i błędów, eksperymentów. Te „nieudane” eksperymenty są tak samo częścią procesu, jak  eksperymenty, który ostatecznie „działają”.

4. Lekcja powtarza się, dopóki się jej nie nauczysz.
Lekcja zostanie ci przedstawiona w różnych formach dopóki jej nie przyswoisz, dopiero wtedy możesz przejść do następnej lekcji.

5. Proces uczenia się jest ciągły. Lekcje nigdy się nie kończą.
Nie ma takiej części życia, która nie zawiera lekcji. Póki żyjesz, zawsze będzie jakaś lekcja do przyswojenia.

6. Nie ma nic lepszego niż „tutaj”.
Kiedy twoje „tam” stanie się „tutaj”, po prostu uzyskasz kolejne „tam”, które znowu będzie wyglądać lepiej niż „tutaj”.

7. Inni są jedynie twoimi lustrami.
Nie możesz kochać ani nienawidzić czegoś w innej osobie, chyba że dotyczy to czegoś, co kochasz lub czego nienawidzisz w sobie.

8. Co zrobisz ze swoim życiem zależy wyłącznie od ciebie.
Masz wszystkie potrzebne narzędzia i zasoby, co z nimi robisz zależy tylko od ciebie. To tylko twój wybór.

9. Wszystkie odpowiedzi znajdują się w tobie.
Odpowiedzi na życiowe pytania są w tobie. Wszystko czego potrzebujesz to dostrzec, wsłuchać się i zaufać.

10. Jeżeli uważasz, że coś możesz, albo czegoś nie możesz - zawsze masz rację.

Przemyśl to.

piątek, 24 kwietnia 2020

Patrząc w inną stronę

Nastał dziwny czas w moim życiu. Wyłoniłam się z pustki i nicości, której doświadczyłam, gdy ukończyłam podróż w głąb siebie i spojrzałam w kierunku świata. Początkowo wydał mi się smutny i nieciekawy, szczególnie, że świat ów był otoczony grubym murem pod którym każde życie układa się do wiecznego snu nicości. Ta świadomość nie tyle przerażająca co dojmująco przytłaczająca skonfrontowała mnie z kompletną pustką aż do teraz. I oto w kompletnej ciszy i nicości, w samotności i beznadziei objawił się On - WSZECHŚWIAT.

poniedziałek, 9 marca 2020

Doświadczenie przemijania czyli o kryzysie połowy życia.

Dotarłam właśnie na drugi brzeg mojego życia. Przeprawiałam się przez tę rwącą rzekę z nadzieją, że znajdę po drugiej stronie spokój i spełnienie. Czuję, że zrealizowałam swoje dotychczasowe cele. I to jest mój ogromy sukces. Ale nie jest to ten rodzaj sukcesu o jakim marzy przeciętny człowiek.
Z racji tego, jak bardzo niespokojny los przyszło mi wieść, walcząc o poprawę własnego zdrowia psychicznego, nie mogłam skupić się na niczym innym jak na własnym leczeniu, celem poprawy jakości swojego funkcjonowania, które było mocno upośledzone.

Moje dni i lata mijały na licznych odwiedzinach psychiatrycznych gabinetów lekarskich, pobytach szpitalnych, terapiach i różnych formach psychoedukacji. To była nieprzerwana walka o przetrwanie.

W moim młodym i dorosłym życiu nie znalazłam przestrzeni i czasu na ambicje, założenie rodziny czy korzystanie z uroków życia. Raz za razem, w dużej mierze z pomocą innych osób ratowałam się z przeróżnych kłopotów i opresji, wpadając w kolejne i kolejne. Proces leczenia przebiegał burzliwie ale i żmudnie. Często będąc już na właściwej drodze, zaliczałam kryzys i tak zataczałam koło,wracając  niemal do pozycji wyjścia. Nie raz traciłam wiarę w to, że kiedykolwiek będzie lepiej. Bywało, że przestawali wierzyć we mnie nawet specjaliści, którzy deklarowali wsparcie i pomoc. Mojemu otoczeniu i mi samej byłoz mną naprawdę ciężko. 

Ale mijały lata i moje małe sukcesy, praca nad sobą zaczynały przynosić wreszcie wymierne efekty. Naprawiłam relacje z rodziną, stopniowo przestawałam popadać w konflikty z otoczeniem, przez to jak dużo mniej stawałam się skonfliktowana wewnętrznie. Uwolniłam się, ukoiłam, odetchnęłam. Klamrą, która domknęła to wszystko było przejście pierwotnej separacji na doświadczeniu rozstawania się z G. Stałam się wreszcie odrębnym, samodzielnym, zaspokajającym swoje potrzeby emocjonalne bytem. Kiedy? Tuż przed ukończeniem 43 roku życia. Teraz. 

Dopłynęłam do brzegu. Pierwsze dwa tygodnie były naprawdę wspaniałe. Spędziłam je na celebrowaniu tego sukcesu, oddychając spokojnie i łagodnie pełną piersią. W końcu mogłam odetchnąć głęboko. Mogłam zaznać wymarzonego spokoju. Nareszcie!

Aż pewnego dnia przyszła do mnie. Niespokojna, przeszywająca, niemal natrętna - myśl, że ten drugi brzeg jest jednocześnie ostateczną częścią życia. Tym razem nie burzliwą przeprawą przez rwącą, nieprzewidywalną rzekę, jednakże do miejsca pełnego możliwości i perspektyw ale wędrówką choć przez bardziej łaskawy suchy ląd, jednak ku miejscu, w którym możliwości i perspektywy kończą się wraz z pojawiającymi się ograniczeniami zewnętrznymi, a moja linia życia dobiega końca.


"W okolicach czterdziestego roku życia ludzie konfrontują się z pierwszymi objawami starzenia się. Może to wywoływać poczucie straty lub lęk przed utratą fizycznej atrakcyjności. W badaniach Lang (2001) 1/3 badanych, którzy przyznali, że cierpieli z powodu kryzysu wieku średniego, powiedzieli, że było to wynikiem świadomości procesu starzenia się i przemijania czasu. Na kobiety większy wpływ niż na mężczyzn ma konfrontacja z objawami starzenia się i związana z tym świadomość utraty atrakcyjności fizycznej (Fodor i Franks, 1990; Sęk, 1990; Banister, 1999). W naszej kulturze jest to szczególnie trudne dla kobiet, gdyż to właśnie w przypadku „płci pięknej”, atrakcyjność dla innych (a pośrednio również przypisywana im wartość jako kobiet oraz jako ludzi), określana bywa w dużym stopniu na podstawie urody i figury. Wiele badań potwierdziło znaczenie fizycznej atrakcyjności kobiet dla zainteresowania nimi jako potencjalnymi partnerkami w związkach romantycznych (Buss, 1989; Wojciszke, Baryła, Downar, 2002) oraz dla sukcesów zawodowych (Frieze, Olson i Russel, 1991). W przekazach reklamowych, których oddziaływaniu ludzie poddawani są z dużym natężeniem i częstotliwością, promowana jest ideologia urody jako recepty na sukces i szczęście, a uroda pokazywana jest nie tylko jako środek, ale często również warunek „lepszego życia” (Kaur, Arumugam i Yunus, 2013). W badaniach opinii osób w wieku średnim na temat specyfiki kryzysu połowy życia – 20% badanych kobiet stwierdziło, że przyczyną kryzysu była świadomość starzenia się i upływającego czasu (Wethington, 2000). Nawet kobiety usatysfakcjonowane innymi zmianami uzyskanymi w wieku średnim (np. wzrostem niezależności, wolności, pewności siebie i decyzyjności) żałowały zmian cielesnych, które nastąpiły w wieku średnim (Degges- -White, 2001). Kultura masowa traktuje kobiety w średnim wieku, jak gdyby były niegodne uwagi – są przez to podwójnie dyskryminowane: ze względu na wiek i płeć (Wright, 2005). J. Wright (2005) opisuje przypadek kobiety (49 lat), która zwróciła się do niej po pomoc psychologiczną, gdyż czuła się wyczerpana i przytłoczona, która stwierdziła, że „ciało ją zdradziło poprzez starzenie się”. Według badań Halmi (2005), tego rodzaju czynniki stresogenne są główną przyczyną wzrostu liczby zaburzeń odżywiania wśród kobiet w wieku średnim. Obserwacja objawów procesu starzenia się może również wywoływać lęk przed starością, chorobami, utratą sił i utratą osiągniętej pozycji społecznej. (..) Osoby w wieku około 40 lat nierzadko są świadkami umierania i śmierci swoich rodziców.

W pracy z osobami w kryzysie ważna może okazać się pomoc w klaryfikacji przeżyć oraz adekwatnej identyfikacji ich źródła – oddzieleniu przeżyć dotyczących: 1) potrzeby ponownego dookreślenia kierunku i celów na drugą połowę życia, 2) od przeżyć związanych z utratą młodości, 3) przeżyć związanych z problemami pojawiającymi się w kontekście pełnionych ról (np. relacje z dorastającymi dziećmi czy przeciążenie nadmiarem obowiązków) 4) oraz od emocji mających źródło w fizjologicznym stanie organizmu (np. zmiany hormonalne związane z przekwitaniem lub problemy zdrowotne). (...) Ważna wydaje się pomoc w dotarciu do tego, czego dana kobieta pragnie, czy też, co czuje, „że powinna robić”.(...) Kiedy osoba uzmysłowi sobie w pełni, jakie wartości i cele chce realizować „w drugiej połowie życia”, potrzebna może okazać się pomoc w poszukiwaniu „jak” to zrobić, jak zrealizować swoje cele w niesprzyjających warunkach. Do realizacji potrzebna będzie również odwaga porzucenia tego, co znane i bezpieczne (mimo, że nie przynoszące szczęścia i spełnienia) i „sięgnięcia po marzenia”, nie mając żadnej gwarancji sukcesu.(...)

W kwestii relacji miłosnych i partnerskich, czterdziestoletnie kobiety mogą oczekiwać pomocy w poszukiwaniu takiego sposobu bycia w bliskim intymnym związku z drugim człowiekiem, aby pomimo przyzwyczajenia, trudnych spraw, destrukcyjnych tendencji w nas – być w stanie się spotkać i kultywować miłość. Mogą również oczekiwać pomocy w poszukiwaniu sposobów, jak prowadzić udane życie seksualne, które zbliża partnerów, nie doświadczając już tak silnego podniecenia, jak na początku relacji. W kontekście zagadnienia udanego życia osobistego szczególnie ważne może być uświadomienie kobiecie, że o jakości związku decyduje nie tyle sama „zmiana partnera”, co zmiana wewnętrzna dotycząca sposobu bycia w związku (a w niektórych przypadkach również czynników decydujących o wyborze partnera). (...)

Jednym z zagadnień, których dotyczy kryzys środka życia, jest konfrontacja z utratą młodości i urody. Pomocne może tu okazać się zwrócenie uwagi na inne „jakości” które można rozwinąć właśnie dopiero w wieku średnim, a które decydują zarówno o jakości życia, jak i o atrakcyjności interpersonalnej danej osoby, takich, jak mądrość czy wola (por. Fodor i Franks, 1990; Gordon i Whelan, 1998). Psycholog może również pomóc w uświadomieniu, że w wieku średnim można czuć się bardziej szczęśliwym niż w wieku młodzieńczym. Mając jeszcze silne i zdrowe ciało, sprawny umysł, a jednocześnie – mając większe doświadczenie w zakresie sposobów realizacji celów, świadomości związków przyczynowo-skutkowych (co umożliwia bardziej świadome osiąganie pożądanych skutków), dysponując pewnymi aspektami mądrości, będąc wolnym od wewnętrznych ograniczeń i mając zrealizowane podstawowe cele związane z organizacją życia, człowiek dojrzały „uzyskuje przestrzeń” do realizacji siebie. Możliwy jest głębszy i autentyczny kontakt z sobą i lepsze rozpoznanie, czego naprawdę się chce. Pomocne może okazać się również pokazanie, że sukces w realizacji tego, czego kobiety pragną (np. w budowaniu związku miłosnego), a osiągnięcie czego bywa społecznie łączone z fizyczną atrakcyjnością, wcale od urody nie zależy. Można to zrobić pokazując, że związek oparty głównie na fizycznej atrakcyjności wcale nie ma dużych szans na stanie się związkiem dla kobiety spełniającym.

Jednym ze zjawisk związanych z tym, że kobietom fizycznie atrakcyjnym łatwiej jest zainteresować sobą potencjalnego partnera jest efekt aureoli: osobom atrakcyjnym fizycznie przypisywane są często inne pozytywne cechy (Wojciszke, 1991; Eagly, Ashmorre, Maghijani i Longo, 1991). Jeśli o wyborze partnerki mógł zadecydować jej atrakcyjny wygląd, co wpłynęło na nieświadome przypisywanie jej innych zalet, to partner nie wszedł w relację z daną kobietą, taką jaka ona jest w rzeczywistości, ale rzutował na nią cechy, których ona być może nie posiada. Jednak w stałym związku (w małżeństwie), żyjąc wspólnie przez wiele lat, nierealistyczne wyobrażenia na temat drugiej osoby nie mogą się utrzymać. Może okazać się, że osoba, która początkowo była idealizowana, staje się obiektem rozczarowania, nie będąc w stanie spełnić nierealistycznych oczekiwań drugiej strony. Obiekt idealizowany może stać się wówczas obiektem dewaluacji.
Sternberg (2001) zaproponował koncepcję miłości jako opowieści (scenariuszy historii miłosnych), które ludzie (najczęściej nieświadomie) realizują. Jednym z typów takiego „scenariusza” miłosnej historii jest „opowieść o dziele sztuki” (zaliczana do grupy opowieści, w których jedna osoba w związku postrzegana jest przez drugą jako obiekt, a nie równorzędny partner). W „opowieści o sztuce” bohater koncertuje się na wyglądzie zewnętrznym partnera, postrzegając go na podobieństwo zachwycającego dzieła sztuki. Kobieta postrzegana jest przedmiotowo, jako „obiekt”, który służy realizacji innych celów: podziwiania, podniesienia samooceny mężczyzny, czy też imponowania innym mężczyznom „atrakcyjnym atrybutem”. 

Ważne może okazać się również zwrócenie uwagi kobiet na dbanie o własne zdrowie. Badania (Umstattd, Wilcox i Dowda, 2011) pokazały, że większa aktywność fizyczna u kobiet w wieku średnim jest skorelowana z poprawą oceny zarówno funkcjonowania ciała, jak i jego wyglądu. A kobiety, które sypiają 7 lub więcej godzin na dobę odczuwają w tym okresie mniej napięć związanych z problemami w rodzinie i zachodzącymi zmianami oraz są bardziej zadowolone z życia (Darling, Coccia i Senatore, 2012). "

Źródło: Kryzys_polowy_zycia_kobiety.pdf

niedziela, 23 lutego 2020

Naprawienie relacji z G. i moje plany na przyszłość.

Naprawienie relacji z G. i zrozumienie jego położenia wreszcie doprowadziło mnie do absolutnej wolności względem niego samego. Przestałam oczekiwać tego czego nie ma, choć wcześniej bardzo mocno wydawało mi się, że jednak jest. Wszystko zmieniło się gdy ta relacja zaczęła przynosić ból i cierpienie. To one zmusiły mnie do szukania rozwiązań nawet za cenę rozstania. Jakże się cieszę, że dotarłam wreszcie do tego miejsca, w którym jestem dzisiaj.

Wszyscy się zmieniamy. I ja nowo stałam się samodzielnym bytem. Stałam się wolna od potrzeby bycia chcianą i kochaną. Stałam się samodzielna i wreszcie otwarta na nowe. Zanim to zrozumiałam i poczułam, przeszłam przez fazę czucia się kompletnie opuszczoną, odrzuconą, porzuconą. Musiałam tego opuszczenia i samotności dotknąć, zmierzyć się z nimi, rozłożyć na czynniki pierwsze aż do momentu gdy samotność przeistoczyła się jakimś sposobem w odrębność i samostanowienie. I tak stałam się ja i tylko ja. Pełna. W całości ja.

To miłe usiąść z G przy herbacie, zjeść pyszne ciastko i nie mieć poważnych oczekiwań względem tej relacji. Ot. zwyczajnie rozmawiać swobodnie i serdecznie. W taki sposób i o tym by było nam przyjemnie i zdrowo.  Tak więc etap ja i G. właśnie został zakończony.
Długo walczyłam o ten nasz mały pokój na ziemi, ale wreszcie go osiągnęliśmy jakiś czas temu.
G. również dzielnie wykonał swoją pracę. Bez niego nie było by tego sukcesu tak jak i beze mnie. Teraz dokądkolwiek poprowadzą nasze odrębne drogi, nie będziemy czuć się wobec siebie ani winni, ani za siebie odpowiedzialni.

Od tej chwili rozpoczynam nowy etap. Jest to ściśle powiązane z moim wiekiem, który bardziej skłania mnie do refleksji, z moją sytuacją życiową i przede wszystkim z tym, o czym dowiadujemy się zewsząd każdego dnia - nasza planeta umiera. Chcę budować obecnie swoją świadomość wokół tego tematu. Od jakiegoś czasu to coraz mocniej wybrzmiewa we mnie i skłania mnie do myślenia i działania w tym zakresie.

sobota, 1 lutego 2020

Alkoholik. Instrukcja obsługi. I nasza niezwyczajna miłość z G.

W lipcu 2019, gdy konsultowałam się w sprawie siebie i G. w Poradni Uzależnienia i Współuzależnienia od Alkoholu "PETRA", terapeutka, z którą rozmawiałam, na odchodne wręczyła mi karteczkę z tytułem: "Alkoholik. Instrukcja Obsługi." Jako, że na rozmowie wyszło, że nie mam oznak współuzależnienia, a i jestem już zdecydowana odejść od G., karteczkę jeszcze przez jakiś czas nosiłam w portfelu ale po kilku miesiącach wyrzuciłam razem ze starymi paragonami.

No i zdarzyło się, że spotkałam się z G. dosłownie niedawno. Bardzo to było miłe i ważne spotkanie. Myślę dla nas obojga. Przede wszystkim mocno urealniające nasze możliwości jako potencjalnej pary, jak i tej, którą tworzyliśmy tak nieporadnie. Dużo udało się zauważyć i nazwać.

Od tego czasu miałam dwa tygodnie na własne przemyślenia, a następnie nadszedł termin mojego spotkania z dr J. Opowiedziałam jej wszystko, już z zupełnie innej perspektywy, z dystansu przede wszystkim, a ona pięknie domknęła pewne niepokojące mnie niewiadome, tak, że skutkiem tej sesji było moje absolutne pogodzenie się z losem moim i G. i z tym, że nie czeka nas nic i czekać wręcz nie może. Wyszło także, że mieliśmy bardzo wyjątkową i bliską relację na płaszczyźnie fizyczno-biologicznej i każde nasze zbliżenie się do siebie w sensie choćby fizycznej obecności sprawiało, że szalały i szaleją nam mózgi. To dlatego zawsze tak na siebie działamy, gdy się widzimy. Zastanawiało mnie to bardzo, jak to możliwe, że tak mnie do niego ciągnie, tak silnie reaguję na jego dotyk, zapach i on vice versa, mimo że nie mamy ze sobą jakiejś szczególnej więzi emocjonalno-intelektualnej. Nie zgrywamy się w tym obszarze. Nie ma między nami pasji. Pasji wspólnego bycia, wspólnej rozmowy dwojga dorosłych ludzi. To nigdy nam się nie kleiło. Oczywiście duże znaczenie miał tu alkoholizm G. i pewna jego nadwrażliwość. Ale też nie mieliśmy intelektualnego porozumienia, bo on jest akurat nieprzeciętnie inteligentny i ja mu nie jestem w stanie dotrzymać kroku w intelektualnych dywagacjach, jego ponadprzeciętnej wiedzy, no chyba, że dotyczą one sfery emocji i psychologii w ogóle, wówczas to G. kompletnie nie nadąża. Za to nie wiedzieć czemu, choćby sam zapach, dotyk i o mój boże seks!, sprawiały, że wznosiliśmy się w tej intymnej rozmowie naszych ciał ponad poziomy i kompletnie naćpani sobą zlewaliśmy się ze sobą i odlatywaliśmy. Często wystarczyło zwykłe przytulenie się do siebie. Pani J. wytłumaczyła to językami miłości oraz moją oksytocyną i wazopresyną G. Tak my czuliśmy i okazywaliśmy sobie naszą miłość. To tu się dopasowaliśmy jak mało kto. To na tej płaszczyźnie braliśmy i dawaliśmy po równo. Są to tak silne doznania dla mózgu i całego ciała, że w momencie, gdy nie doświadczamy tej eksplozji hormonów, zachowujemy się jak na głodzie. Stąd miłość potrafi tak bardzo boleć. Odczuwamy autentyczne cierpienie. Dlatego tak cierpiałam gdy zabrakło G., mimo, że miałam świadomość, że ten związek mnie ranił i ograniczał na wielu innych płaszczyznach. Byłam głodna jego zapachu i dotyku. Mój mózg, moje całe ciało nadal tego pragnie.

No ale odeszłam od tematu książki. Byłam w niedzielę na spacerze. Niedziela handlowa, weszłam do księgarni. Pierwsza książka, której tytuł przeczytałam przeglądając półki: "Alkoholik. Instrukcja obsługi." A co tam - pomyślałam. W sumie teraz, gdy czuję się poukładana z G. mogę zobaczyć o co w niej chodzi. Kupiłam. Przeczytałam w dwa wieczory. Z tego miejsca polecam wszystkim współuzależnionym partnerkom w szczególności. Dorosłym dzieciom z rodzin alkoholowych również, bo to im pomoże zrozumieć, co też w tym domu się działo, zarówno z pozycji pijącego rodzica jak i tego, który był współuzależniony. Bardzo polecam. Książkę czyta się szybko. Jest przystępna, konkretna i bardzo uwalaniająca i otwierająca umysł.

Przyznam byłam w tej sprawie ogromną ignorantką. I mimo, że interesowałam się rzeczami, które mnie nie dotyczą, to alkoholizm jakoś do tej pory mnie nie dotknął na tyle bym chciała zgłębiać ten temat. Dopiero gdy trafiłam na G. i na kilka osób, które są DDA, (G. też jest DDA), jakoś uznałam, że chcę zrozumieć pewne, jak dla mnie absurdalne nieścisłości w zachowaniu, komunikowaniu się tych osób. Może skłoniła mnie jeszcze do tego moja siostrzenica, która zadzwoniła do mnie ostatnio, w sprawie swoich trudności emocjonalnych i pojawił się temat DDA i szerszego kontekstu jej doświadczeń. Tak czy owak wreszcie ruszyłam ten temat. Przyznam jestem poruszona po przeczytaniu tej książki. Ogromnie współczuję wszystkim rodzinom z problemem alkoholowym. Jest to ogromne uwikłanie, samego pijącego (pijącej) jak i jego partnerki (partnera). Do tego najczęściej dochodzą dzieci i robi się bardzo nieprzyjemnie. Cała rodzina staje się dysfunkcyjna. Czasem dalsze otoczenie też jest współuzależnione. Niezależnie od statusu wykształcenia i posiadania, mechanizmy psychologiczne tych osób są identyczne.

Cóż mogę powiedzieć. Mimo mojej ogromnej miłości do G. nie nadaję się na bycie osobą współuzależnioną. Za bardzo kocham brać. Tak, nie wstydzę się tego przyznać. Kocham brać przyjemność, miłość, bliskość, zaangażowanie. Jestem w stanie także sama dać bardzo wiele ale na dawcę tylko i wyłącznie się nie nadaję. Sama fizyczna bliskość mi nie wystarczy. Potrzebuję jeszcze zdrowego człowieka, którym nie sterują mechanizmy jego uzależnienia czy osobowości, a przez to nie zaczynają sterować mną. Mogę naprawdę walczyć, starać się, poświęcać, ale muszę dostawać tyle samo. Dostając to co ważne, chcę dawać więcej, by wziąć jeszcze więcej, bo moje potrzeby sięgają głębiej. W przeciwnym razie czuję się kompletnie opuszczona i zaniedbana. Nijak mi się to kalkuluje w tym i tak bardzo ograniczonym żywocie.

poniedziałek, 20 stycznia 2020

Do G.

I co na to powiemy, gdy przewrotny chichot losu dopada nas i tak perfidnie doświadcza? Gdzieś pomiędzy pierwszym a drugim, zimnym ALE, za zasłoną papierosowego dymu, w oparach absurdu jesteśmy na przekór. Gdzie obcy ludzie bezwstydnie walą nas w pysk miłością, którą i Ty i Ja chcieliśmy przemilczeć. Posłańcy ironii, piewcy bez granic, sprośnie epatujący NASZĄ I NASZYM...

I co powiemy? Wszak nie ma dla nas przyszłości. Jest tylko ta chwila, może jeszcze noc i godzina poranka. A dalej? Dalej możemy być tylko osobno. Pisząc lub będąc pisanymi przez rozchwianą i nieprzewidywalną historię - tę cholerną, nieczułą dziwkę! Tę, która daje i odbiera nam nadzieję. Drwi z nas i czasem puszcza do nas oko, sprytnie zaginając czasoprzestrzeń.

Mimo to jest coś jeszcze. Dziękuję mojej i Twojej naiwności, że mogłam Cię zobaczyć, czuć Twój zapach, dotykać jak kiedyś. Dziękuję za Twój dotyk i Twój głos, za Twoje słowa.

Taksówka czeka. Nie chcę, a muszę znikać.

Wiesz? Pomyśl o tym. Pomyślmy oboje. Pomówmy kiedyś o tym przy herbacie. Na pewno gdzieś istnieje takie miejsce. Zbudujmy sobie taki DOM, stwórzmy taką NIERZECZYWISTOŚĆ, w której znajdzie się przestrzeń dla Nas... Dla My,  Nas, Nam, Nami, Naszego, Naszemu, Naszych, Nasze!

niedziela, 12 stycznia 2020

Cofam to, co napisałam o G.

Chyba muszę cofnąć słowa, które napisałam o G. Ciągle myślę o tym, by skasować poprzedni post. Że to nie w moim stylu. Nie chcę nikogo obrażać ani myśleć o kimś źle. Wolę już starą metodą wykluczyć kogoś, kto mnie rani, z mojego życia, gdy nie da się sprawy naprawić czy przegadać, niż tak się wypowiadać na temat innych. Fakt, że złość czuję, więc nie mogę jej zaprzeczyć czy wyprzeć. Ale złość tę powinnam skierować ku temu, że to ja czegoś nie otrzymałam i ja mam z tym brakiem problem, a nie ktoś, kto mógł mieć mnóstwo powodów, dla których zaoferował mi tyle i tylko tyle. Nie mniej, nie więcej.

Jeszcze nie widziałam się z moją terapeutką kryzysową, żeby to przegadać, ale ewidentnie przez te ostatnie dni chodziłam z ogromnym poczuciem winy, z powodu tych słów, zwłaszcza na temat kogoś, kto był mi bardzo bliski. Chcę zapamiętać go dobrze, pamiętając o tym, że każde z nas miało swoje ograniczenia. Ja może dojrzałam do związku, ale wielu mężczyzn z mojego życia sprzed lat, mogłoby o mnie powiedzieć to co ja o G. Zatem, nie ma sensu kogoś obrażać. Każdy ma swój czas dojrzewania do różnych rzeczy i spraw.

poniedziałek, 6 stycznia 2020

Złość na G. Pierwsze myśli i odczucia.

Po ponad miesiącu wolnego jutro wracam do pracy. Mam nadzieję, że będę już silniejsza. Czuję się już silniejsza. Fizycznie. Psychicznie jest problem, bo zaczęła dochodzić do głosu złość na G. W ogóle myślę o nim intensywnie od świąt. Jest w mojej głowie niemal cały czas. Zaczęłam też o nim więcej mówić, bo przez długi czas miałam kompletną blokadę nawet na myśli o nim.
Gdy pojawia się złość nie umiem jej utrzymać. Jest to tak nieprzyjemne uczucie. Zwłaszcza pojawiające się wraz z nią okropnie nieprzyjemne myśli i wspomnienia związane z G., które pogłębiają wzburzenie. Nie jestem jeszcze na nie gotowa.
Na szczęście wyręczają mnie inni, którzy wprost nazywają rzeczy po imieniu. Rodzina albo na przykład moi koledzy. Jeden z nich chciał mnie zamordować za uwikłanie się w to całe gówno z G., a inny zamordować G. Dostaję pełne emocji zwroty od znajomych, w których czuć tę frustrację, której jeszcze nie umiem do końca poczuć, związane z tym, że jakiś nieodpowiedzialny, chwiejny i zaburzony alkoholik zniszczył mi kilka lat życia i obszedł się ze mną jak z kimś kompletnie nieważnym i bezwartościowym.

To może tyle o złości do G. Pewnie będzie jej więcej, ale nie wiem czy na blogu.

Za to dużo jest smutku, rozczarowania i mnóstwo wniosków. Ciągle pojawiają się jakieś nowe.
To zdecydowanie nauka dla mnie, która, chcę w to wierzyć, nie pójdzie w las. Miałam teraz kilkutygodniową przerwę w terapii, ale myślę, że po tym, co dzieje się ze mną ostatnio, będę mogła w końcu przynieść coś konkretnego na sesję i wreszcie zacząć z tym pracować. Nie chcę nigdy więcej powtórzyć błędu jaki popełniłam z G. Nie chcę też, i to jemu zawdzięczam to odkrycie być sama. Chcę mieć partnera, chcę się rozwijać, chcę iść do przodu. Umiem być sama, ale chętnie stworzę z kimś team, z kim będę mogła więcej niż chlanie w pubach. O wiele więcej.