wtorek, 18 września 2018

Moja pierwsza remisja.

Od ostatniego wpisu wydarzyło się tak wiele, że trudno mi to zebrać w jedno.  Najważniejsze informacje to takie, że:

Zrezygnowałam z nowej pracy ze względu na nadmiar pracy i toksyczne warunki, które okazało się stwarzać kilka osób. Długo się nad tym nie zastanawiałam. Spróbowałam oczywiście wcześniej wyjaśnić sytuację. Swoje spostrzeżenia i decyzję skonsultowałam także z M., trenerem, u którego przez jakiś czas szkoliłam się z szeroko rozumianej komunikacji interpersonalnej, w tym rozwiązywania konfliktów. Obecnie jestem na L4, odpoczywam, dużo śpię, cieszę się ostatnimi dniami lata, ale przede wszystkim odpoczywam. Brak porządnego urlopu i ciężkie dni spędzone w nowej pracy bardzo mnie wyeksploatowały.

Mimo tych wydarzeń, obie moje lekarki psychiatry zgodziły się na odstawienie stabilizatora i uznały mój stan za stabilny. Eksperymentowałam wcześniej z odstawieniem jakieś dwa miesiące. Okazało się, że nic się nie wydarzyło. Obecnie jedynym lekiem jaki biorę jest kwetiapina o przedłużonym uwalnianiu, brana tylko na wieczór. Akurat ten lek działa na mnie bardzo dobrze i w miarę stabilizująco.

Zakończyłam spotkania psychoedukacyjne na temat ChAD z informacją od psycholog, że jej zdaniem jestem w remisji. Przypomniała mi także, że posiadam ogromne zasoby i umiejętności psychologiczne. Jej zdaniem, niezależnie od tego co jeszcze się wydarzy w moim życiu, poradzę sobie i będę potrafiła odpowiednio się zaopiekować sobą. Tak jak to robiłam w ostatnim czasie.

Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, z byłej pracy i z zusu, wpadło mi trochę kaski i jestem w o wiele lepszej sytuacji finansowej. Czasem wydaje mi się, że w tej kwestii wciąż spadam na cztery łapy.

Przede mną wyzwanie - znaleźć przyzwoitą pracę. Podjęłam decyzję, że wracam do zawodu, czyli do pracy handlowca. Zobaczymy. Chciałabym zacząć pracę dopiero od listopada. Na razie puściłam wici wśród znajomych. W czwartek mam jedno spotkanie w sprawie pracy.

Poza tym oczywiście dużo we mnie niepewności i lęku co do mojej przyszłości. Mam gorsze i lepsze dni. Jednak staram się powstrzymywać histerię, w którą czasem wpadam. Głównie spędzam czas samotnie, bo czuję, że tego teraz potrzebuję. Ale od czasu do czasu dobrze czuję się wśród ludzi i lubię spędzić czas nawet dość imprezowo. Dbam i pielęgnuję relacje z osobami, które są dla mnie ważne. Wspieram, jestem wspierana. Ta równowaga jest czymś nowym i dobrze na mnie działa.

Jeśli chodzi o bulimię, nie objadam się i nie wymiotuję ale jedzenie nadal stanowi sposób regulacji nastroju. Znów przytyłam kilka kilogramów i to mnie martwi. Najważniejsze jest, że nie mam napadów. Pomoc dietetyka pomogła mi zapanować nad słodyczami, które obecnie nie mają dla mnie większego znaczenia.