środa, 31 maja 2017

Wakacje!

Wreszcie ciepło, dzień jest długi, w pracy wreszcie spokój. Poczułam się o wiele lepiej. Właściwie to już czuję się wakacyjnie.
Związek z G. pięknie się rozwija. Nie ma między nami żadnych starć. Myślę, że to dlatego, że oboje dążymy do pokoju. Szanujemy siebie na wzajem, przez to jesteśmy uważni na tę drugą stronę.
Respektujemy jej potrzeby, wychodzimy na przeciw i chyba dzięki temu stajemy się sobie bliżsi każdego dnia.

Spędzamy ze sobą o wiele więcej czasu. Zaczęliśmy wychodzić gdzieś razem i ta nieszczęsna rozmowa wreszcie jakoś, choć powoli, się rozkręca. Zaczęłam też gotować, to znaczy od czasu do czasu. Głównie to G. gotuje. Ja nie bardzo lubię i się znam. Ostatnio robiliśmy leczo, każdy w swojej wersji, czyli w dwóch oddzielnych garnkach. Moje wyszło lepsze :) G. też to przyznał. Robię też dobre sałatki.
Uwielbiamy wspólne śniadania. Tak więc w soboty i w niedziele (jeśli mamy wolne) wstajemy wcześnie i przygotowujemy sobie stół śniadaniowy. W soboty chodzimy na bazarek, blisko mojego domu i tam robimy zakupy na nasze pyszne śniadanka. Lubimy, żeby było jak najlżej i najzdrowiej.
Potem włączamy jakiś film i robimy siestę.

No a ostatnio byliśmy na spacerze, na piwku nad Balatonem, znajduje się tam fajne jeziorko. Takie w samym środku osiedla. Przy jeziorku jest knajpka, która ma nawet pomost a na jego końcu platformę ze stołami i parasolami. Kolejny raz poszliśmy na spacer do Parku Skaryszewskiego po czym zasiedliśmy w knajpce nad Jeziorkiem Kamionkowskim. Oboje stwierdziliśmy, że uwielbiamy zieleń i wodę. Dlatego planujemy wyjechać na mazury na kilka dni. No ale wcześniej lecimy do Liverpoolu.
Zamierzam przeciągnąć G. po Liv. wzdłuż i wszerz, szczególnie musimy spędzić trochę czasu nad morzem. Mamy też zaplanowany koncert i spotkania z moimi znajomymi z Liv.

Rozmawialiśmy o wspólnym zamieszkaniu. Oboje stwierdziliśmy, że to dobry pomysł. Na razie czekam na decyzję właścicielki mieszkania co do tego, czy jej siostrzenica wprowadzi się tu gdzie mieszkam, gdy dostanie się na studia do Warszawy. Jeśli się wprowadzi, to szukamy czegoś razem. Jeśli nie, to albo szukamy i tak, albo G, wprowadza się do mnie. Ale to już po ustaleniu z A.

Tak to mniej więcej wygląda. Mam wolne od soboty, więc odpoczęłam troszkę. Odbierałam sobie nadgodziny ostatnio. No a od poniedziałku planuję wziąć dwa tygodnie urlopu. Kolejne dwa wezmę z końcem lipca bądź początkiem sierpnia. Muszę to jeszcze dokładnie omówić z L.

Jutro i pojutrze do pracy, a jeśli uda mi się pójść na urlop od poniedziałku, będę w siódmym niebie.
Potrzebuję tego, zasłużyłam na urlop i mam tego świadomość.


czwartek, 25 maja 2017

Maj chyli się ku zachodowi.

Nie wiem czy pisać o dobrych rzeczach, czy o złych. No i które są złe, a które dobre?
W każdym razie czuję się O.K. Nadal biorę antydepresant, ale nie nie mam większych wahań nastroju, co kiedyś przy braniu antydepresanta miało miejsce. Zazwyczaj, w którymś momencie musiałam go odstawić, ponieważ nastrój szedł zbytnio w górę.
Myślę, że jest we mnie nadal sporo smutku, ale w ostatnim czasie nie miałam możliwości świadomie go przeżywać. Przede wszystkim z powodu ogromu pracy. Poza tym mój związek z G. bardzo się rozwinął. Spędzamy ze sobą sporo czasu. Coraz częściej mamy o czym ze sobą rozmawiać, co być może brzmi dziwnie, ale bardzo ciężko mi wyczuć między nami wspólną przestrzeń. Przez długi czas, dokuczał mi przede wszystkim brak zażyłości i interakcji wynikającej z bycia blisko. Oboje jesteśmy bardzo zachowawczy. Tak mi się wydaje.
Obecnie planujemy razem urlop na mazurach, a w połowie czerwca wyjeżdżamy do Liverpoolu. Pod koniec czerwca wybieramy się na koncert mojego kolegi z liceum, który niedawno wydał płytę, a w zeszłą sobotę poznałam znajomych G. Zastanawiamy się też nad zamieszkaniem razem.

Jeśli chodzi o ten borderlinowy aspekt związku, nic tu chyba się nie dzieje. Jest między nami bardzo spokojnie. Chyba nie ma we mnie tyle emocji co kiedyś, nie jestem zachłanna, pochłaniająca, destrukcyjna. Czasem, ale tylko czasem dokucza mi brak namiętności między nami. Może nie oczekuję niczego więcej. Może po prostu niewiele pragnę, ot tak od życia.

G. wspomniał dzisiaj, że moje zachowanie bardzo się zmieniło, od tego, które reprezentowałam na początku naszej znajomości. Na pewno bardzo ważną rolę odegrało tu moje dojrzewanie związane z utratą więzi z terapeutą i dojrzewanie do treści, które przepracowywaliśmy w terapii. Dojrzewanie do diagnozy choroby psychicznej i lęku z tym związanego.
Nie wiem na ile istotną rolę odgrywa mój wiek, na ile inne czynniki, jak powrót do pracy zawodowej, uregulowanie sytuacji finansowej i temu podobne.
Nie wiem na ile wzmocniły mnie wydarzenia z początku roku związane z odejściem Nokii i Czesia.
W tym sensie, że udało mi się przez to przejść bez większego szwanku. Dalej bardzo za nimi tęsknię i gdyby to było możliwe, zrezygnowałabym ze wszystkiego co osiągnęłam w ostatnich latach, byleby tylko być z nimi.
Zyziek jest bardzo fajnym kotem i w wielu aspektach bardzo przypomina Nokię i Czestera. Jest kochany, wesoły, zabawny, ale gdybym mogła cofnąć czas nie zdecydowałabym się go przygarnąć. Choćby po to by mieć pewność, czy Nokia i Czesiek zachorowały pod wpływem stresu, który wywołało pojawienie się Zyźka. Niestety nigdy się tego nie dowiem.

Tak bardzo za nimi tęsknię. Chyba za bardzo.


poniedziałek, 8 maja 2017

Dostałam piękną różę

Czekam na ciepłe dni, a one wciąż nie nadchodzą. Przez tę całą pogodę jestem jeszcze bardziej spowolniała, ciągle zmęczona. W pracy dużo pracy, ale zaczynam powoli wracać do formy, bo od śmierci Nokii i Czesia wszystko przychodziło mi z wielkim trudem, a że moja praca wymaga ode mnie robienia wielu rzeczy na raz i to w tempie błyskawicznym, to zdarzały mi się mniejsze i większe wpadki.
Jest to jedna z bardziej intensywnych prac jakie wykonywałam. Do tego zlecenia w Liv. i przez to czuję się jak w kołowrocie. Na szczęście ten weekend majowy miałam wolny. Zeszłą sobotę i niedzielę też.

Miałam też wspierać jako wolontariusz Kongres Zdrowia Psychicznego, ale ostatecznie stwierdziłam, że to będzie dla mnie za dużo i wycofałam się.
Od czerwca w pracy powinno już być spokojnie. Tak jakoś do września. Tak myślę. Chyba, że znów wystartujemy z jakimś projektem. No to będzie dalej zapiernicz.
Grunt, że długi mam spłacone. Muszę jeszcze tylko wyjaśnić sprawę z urzędem skarbowym, bo okazuje się, że mam dopłacić kasę z rozliczenia PIT. Nie mam kompletnie pojęcia jakim cudem.
Zajmę się tym jak wrócę z Liv. Jutro wylatuję.

Potem mam do załatwienia leczenie stomatologiczne na parę dobrych stów i dość kosztowny zabieg na włosy. Więc tu muszę odłożyć kasę. A tak poza tym, wszystko ok. Czekam na informację od właścicielki mieszkania, czy będę musiała się wyprowadzić w sierpniu lub wrześniu. Jej siostrzenica chce przyjechać do Warszawy na studia. Jeśli się dostanie, wówczas ona tu zamieszka a ja będę musiała sobie czegoś poszukać... Pomyślę. Może z G. byśmy coś wynajęli razem, ale to takie luźne stwierdzenie. Musielibyśmy porozmawiać o tym.

Czterdziestka stuknęła mi w sobotę 6 maja. Nie powiem, było mi bardzo ciężko z myślą o tym, że jestem już w takim wieku. Jakaś melancholia mnie przygniotła, ale potem przyszedł G. i przestałam się nad tym zastanawiać, bo mi się gęba uchachała.

Od G. na urodziny dostałam piękną różę, jakieś wykwintne ciastko-torciki posypane jadalnym złotem. Pyszne. I cztery dizajnereskie miski. Fajne. Naprawdę bardzo mi się spodobały. Sprawił mi ogromną frajdę tym wszystkim, choć od dawna zrzędziłam mu, że nic nie chcę, że nie przyzwyczajona jestem do prezentów, że urodzin to całe dekady nie obchodziłam, to nawet już nie czuję, że to coś ważnego itd. A jak przyszło co do czego, to tyle radości :)

Na moje urodziny zadzwoniły do mnie moja mama i dwie siostry. Wszystkie osobno. Zadzwoniła też siostrzenica z Anglii z rodziną i siostrzenica z Polski z rodziną. I to wszystko było bardzo miłe. Bardzo. Dlatego chcę w wakacje wziąć urlop i poodwiedzać ich troszkę. Na tyle, na ile dam radę psychicznie.
Głównie matkę. Muszę to sobie dobrze zaplanować. Przydałby mi się samochód.


czwartek, 4 maja 2017

Święto konwalii.

Dzisiaj odebrałam pocztę od naszej klientki, która przesłała mi kartkę z okazji święta konwalii obchodzonego 1 maja przez Francuzów. Konwalie kojarzą mi się właśnie z majem, a dokładnie z moimi urodzinami.

No a ja całą majówkę przeleniuchowałam z G. w domu. Wyszliśmy dwa razy do klubokawiarni i na kolację, ale wciąż słabo nam wychodzi dialog przy stole. W domu owszem, gadamy, ale głównie pichcimy, oglądamy coś, ostatnio gramy w scrabble. W tygodniu wyszłam z nim dwa razy do jego dobrego przyjaciela, który mieszka na przeciwko mnie w mojej klatce. Było dobrze.
Znów przytyłam, ale zaczynam mimo krytycznego oceniania siebie wychodzić z G. do jego znajomych.
Przez większość życia nie jestem zadowolona z wyglądu swojego ciała, co zresztą skrzętnie nawet przed sobą ukrywam, dziwnie maskując to innymi sprawami. Zwłaszcza w ostatnich latach unikam i unikałam bardzo wielu spotkań towarzyskich. Każdego dnia powtarzam sobie, że tego i tego dnia zacznę taką szmaką dietę. Chyba to takie bardzo charakterystyczne dla zaburzeń odżywiania. A jak wiadomo zaburzenia odżywiania zaczynają się na poziomie psychiki, więc to wciąż jakiś rodzaj ucieczki przed ludźmi. Tylko nie chce mi się w tej chwili głębiej zastanawiać co jest głównym powodem tych ucieczek.

Mimo to osiągnęłam jakiś sukces, ponieważ nie objadam się i nie prowokuję wymiotów. Raczej z tego co u siebie obserwuję, lubię jeść, albo też jestem przyzwyczajona do spędzania czasu z jedzeniem, ale nie wygląda to patologicznie moim zdaniem. Mam na myśli poziom ciała. Na poziomie psychiki jeszcze coś się dzieje. Odkąd moje koty odeszły, moja bulimia przestała mnie tak toczyć. Może po prostu przestałam walczyć z czymś w swojej głowie. Może z żałoby po nich nie czuję już takiej ważności bycia kimś lepszym, ładniejszym, czy kimkolwiek innym.

Mam dzisiaj dobrą wiadomość. Jestem z siebie bardzo zadowolona. Otóż spłaciłam już resztki mojego kredytu. Dzisiaj przelałam tysiąc złotych, tym samym kończąc bycie na garnuszku banku.
Ale to jeszcze nie koniec. W każdej chwili mogą mnie czekać spore wydatki związane z interesami, które prowadzę. Wtedy będę musiała znów wziąć kredyt. Niemniej jednak ogłaszam, że wyszłam w całości z mojego ponad trzydziestotysięcznego długu, który spłacałam przez ostatnie dwa lata.

No a teraz wracam do swoich obowiązków. W międzyczasie pomyślę o jakichś przyjemnościach dla siebie albo przyjemnościach sprawiania przyjemności innym. W sobotę kończę 40 lat. Nie robię żadnej imprezy. Jakoś nie jestem przyzwyczajona do urodzinowych imprez. Poza tym, martwi mnie to, że to już 40ka.
Ogólny nastrój to: Smutek. Ale bez poczucia rezygnacji, bez myśli o samobójstwie. Mam niewielką potrzebę kontaktu z ludźmi, ze znajomymi. To chyba również przez to, że jesteśmy z G. razem i siłą rzeczy dzielimy ze sobą wolny czas, bo mamy go dla siebie razem bardzo niewiele.
No a poza tym praca, praca, praca.