Siostra napisała dzisiaj sms z przeprosinami. Możliwe, że dlatego, bo zrobiła się afera na całą rodzinę. Odpisałam, że rozumiem jej nerwowość, ale nie akceptuję zachowań, które prezentuje. Dlatego najlepiej będzie, jeśli nie będziemy wchodziły sobie w drogę.
Nie akceptuję jej wulgarnego, agresywnego, krzykliwego zachowania. Nie akceptuję jej atakowania mnie i jej atakowania swojej córki. A poszło o jej córkę, w której obronie stanęłam. No i dostałam opierdol :)
Ulubiony fragment, to taki, że "w życiu nikomu nie jest lekko i trzeba zapierdalać żeby coś osiągnąć" a nie tak jak ja, całe życie na wakacjach. No i ogólnie teksty o tym, że niczego w życiu nie osiągnęłam, powtarzane w różnych kombinacjach słownych.
Problem w tych wypowiedziach jest taki, że ja chyba nawet o sobie tak myślę. Mnie tylko przeraża ta zajadłość, ten afekt. Bardzo źle znoszę krzyki i wybuchy emocjonalne. Prawdopodobnie dlatego, że matka tak się zachowywała, gdy byłam mała.
Ja bywam nakręcona, rozgadana, chaotyczna, ale przy tym jestem szczerą, dobrą i łagodną osobą. Nie załatwiam sporów krzykiem (krzyczę jedynie na blogu), ja po prostu mówię, buduję zdania, szukam klarownych argumentów. Mogę być rozemocjonowana, mieć kłopot ze skleceniem zdania, ale nie obrażam nikogo, nie poniżam i nie podnoszę głosu. Choć zdarza mi się, że oceniam innych po ich zachowaniach i odsuwam się. To mój błąd. Nawet jeśli wyjaśnię z kimś sytuację, to raniące według mnie słowa, pozostają we mnie głęboko. Odsuwam się, znikam, zamykam się w swojej samotni. W niej czuję się bezpiecznie.
Ten sms siostry jakoś mnie skrępował, muszę przyznać, ponieważ jeszcze nikt z mojej rodziny za nic mnie nie przeprosił w całym moim czterdziestoletnim życiu.
Nie ucieszyłam się, nie poczułam się spokojniejsza, tylko zrobiło mi się nieswojo, że zostałam przeproszona, bo to kompletnie nadzwyczajna sytuacja. Zrobiło mi się głupio, że doszło do tego, że moja siostra musiała mnie przeprosić. To dla mnie trudna świadomość.
Ale muszę napisać coś jeszcze. Moja matka bardzo mnie wczoraj wsparła.
Cały epizod opierał się o konwersację telefoniczną. Siostra zdążyła wcześniej zadzwonić do mojej mamy (coraz częściej mam ochotę tak o niej myśleć - mamy, bardzo się zmieniła) i gdy ja zadzwoniłam, żeby się wyżalić (zadzwoniłam, żeby się wyżalić!) to moja mama znając zdanie tylko jednej strony, stanęła po stronie mojej siostry. Gdy opisałam dokładnie sytuację, matka zreflektowała się i bardzo mnie wsparła, a ja poryczałam się jak dzieciak.
Potem zadzwoniła do mnie ze wsparciem druga siostra, napisała do mnie siostrzenica, druga siostrzenica i wówczas zrozumiałam, że jest inaczej niż zwykle. Dzisiaj to dostrzegłam.
Wczoraj byłam jeszcze bardzo poruszona i ta złość, którą skierowałam ku sobie, myśli o tym, żeby się pociąć mocno mnie pochłonęły. I to myślenie o sobie, że jestem biedaczką. Głównie chodzi o kasę. Moje siostry są zamożne, tak bym to określiła. Mają więcej kasy niż przeciętny człowiek.
Kiedyś tego tak nie postrzegałam, bo nigdy nie byliśmy biedni. Po latach mieszkania tu w Warszawie bez kasy, w wynajętych bylejakich mieszkaniach widzę tę przepaść.
Można powiedzieć, że moja rodzina, moje siostry, są ustabilizowane materialnie i stać je na wiele rzeczy, o których mi się nie śniło i raczej tego nigdy nie osiągnę. Ciężko pracowały na to co mają i dlatego tak dużą wagę przykładają do tego, co osiągnęły. Najbardziej widać to po tym jak wychowały swoje dzieci. Te dzieci są po prostu zaradne, bo takie są ich matki i to trzeba im przyznać. Choć również emocjonalne, ale nie agresywne. Te dzieci, a właściwie dorośli ludzie, bo przecież koło i ciut po trzydziestce (piszę dzieci, bo po części je wychowywałam), nie klepią biedy, nie tułają się po psychiatrykach, nie mają i nigdy nie miały problemów z nałogami. I gdyby nawet nałogi przyszły im do głowy, matki im szybko by to wybiły z głowy.
To wszystko udało im się osiągnąć w atmosferze obopólnego wsparcia. Matka córkom, siostra - siostrze. Matki - dzieciom. Oni od zawsze mieli siebie.
Ja byłam poza marginesem rodziny. Choć pomogłam w bardzo namacalny sposób mojej siostrze z agresywnym mężem alkoholikiem, który znęcał się nad nią i nad dziećmi, ale o tym już pisałam daaaawno temu, może gdzieś na początku bloga.
Moja emocjonalność od zawsze była inna. One są silne i waleczne, są waleczne w sposób agresywny. To ta agresja, ta furia i wściekłość pchała i pcha je do przodu.
Ja jestem słaba, wrażliwa, delikatna, jeśli miałabym się tak porównywać z nimi, ale też jestem wojowniczką, tylko gram w innej lidze. Dlatego to ja zrobiłam porządek z alkoholikiem, który poszedł siedzieć i z więzienia o dziwo wyszedł całkiem na ludzi i dał żyć mojej siostrze i ich dzieciom, zaczynając nowe życie z dala od nich.
Nie wiem jaka bym była i co bym osiągnęła, gdybym miała wsparcie w rodzinie, gdybym miała jakieś korzenie i nie była tak obciążona pod względem psychicznym. Ale nie ma sensu się nad tym zastanawiać, choć rozumiem, że te myśli powróciły po tych ostatnich wydarzeniach.
Muszę jakoś zadbać o swoją przyszłość. Przede wszystkim o finanse, bo pieniądze pomogłyby mi znaleźć wsparcie psychologiczne. Głównie potrzebuję pomocy z bulimią. To ona mnie zubaża finansowo, ale też potrzebuję terapii wsparciowej, tak żebym mogła utrzymać pracę, nawet jeśli będzie stresująca czy wymagająca.
Dostałam dzisiaj dużo wsparcia od grupy szpitalnej. Tu również czuję się nieswojo, gdy mówią, że jestem bardzo mądrą osobą, że miło się mnie słucha. Wiem, że znam się na emocjach i umiem rozpoznać i nazwać emocje u innych osób, umiem doradzić, umiem pomóc.
Trochę się cieszę na te ich słowa, ale bardziej czuję się zawstydzona i nie umiem tego wyjaśnić.
Byłam też dzisiaj na grupie wsparcia dla chadowców i ich bliskich. Te spotkania to studnia mądrości, muszę przyznać. Dzisiaj zrozumiałam, że dobrze się stało, że jestem z dala od rodziny. Jesteśmy zbyt emocjonalni i bardzo rozbieżni w reakcjach by ze sobą funkcjonować.