poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Kryzys

Dzisiaj dopadł mnie kryzys. Zmęczenie wszystkim co działo się ostatnio ale przede wszystkim mam ogromny problem z zapanowaniem nad obowiązkami związanymi z nową pracą. Mój poprzednik pozostawił wiele rzeczy niezałatwionych, niedopilnowanych. Moje przemęczenie powoduje, że nie jestem w stanie patrzeć na to wszystko zadaniowo. Każdego dnia dowiaduję się, że jest jeszcze coś i jeszcze coś. Zaczęłam się objadać, przez ostatnie dni wydałam mnóstwo pieniędzy. Znów zaczęłam tyć, a w związku z tym nastrój i poczucie własnej wartości poszły mocno w dół. Za dwa tygodnie mam wesele siostrzenicy. Przygotowywałam się do niego. Kupiłam nawet jakieś ubrania, ale wolałabym je zwrócić, poza tym nie mam jeszcze butów, a i tak pozostaje doprowadzenie siebie do porządku jakąś kosmetyczką i fryzjerem. Bilety na pociąg, prezent dla młodej pary, prezenty dla dzieci. W tej chwili jestem już na minusie ponad 2800, z weselem i innymi wydatkami dobiję do ok 4000, bo muszę zrobić jeszcze zakupy dla kotów i dożyć do końca miesiąca z szalejącą bulimią. Wkurzam się, bo nie mogę powstrzymać obżarstwa. Kupuję wszystko co mam pod ręką. Jem, objadam się, nawet nie rzygam, po prostu jem, wciąż i wciąż.

Byłam dzisiaj na komisji orzeczniczej, otrzymałam częściową niezdolność do pracy, ale moje zarobki przekraczają ZUS-owski próg 3200 brutto, z renty zostanie mi jakieś 300 zł. Gdyby nie te ostatnie tygodnie byłoby ok z tą nową pensją, a tak... nie wiem, nie umiem sobie tego teraz rozplanować, wyjścia z tego długu i przestania jeść. Zadania mi się rozjeżdżają, rzeczy, które muszę załatwić, pomysły na nie. Tego wszystkiego jest po prostu za dużo. Jestem kurewsko przemęczona. Jeszcze sytuacja z G. mnie mocno wymęczyła i ciągle męczy.

Nie wiem czy jest sens odwołać się w ZUS-ie do renty o całkowitą niezdolność i szukać pracy na pół etatu. Obecnie mam częściową, ale gdy nadmiar obowiązków i problemów zaczyna mnie przytłaczać wszystko wymyka mi się spod kontroli. Czuję jak pęka mi głowa, a myśli krążą kompletnie splątane. Boże, tak bardzo chcę odpocząć. Chcę przestać martwić się o tak wiele rzeczy na raz. Muszę utrzymać tę pracę, a z dnia na dzień rodzi się we mnie frustracja, która kusi by pierdolnąć to wszystko i po prostu zacząć krzyczeć, że już mam dość!!!

czwartek, 16 sierpnia 2018

Stara praca, nowa praca

7-go sierpnia zakończyłam współpracę z moją firmą, 8-go byłam pierwszy dzień w nowej pracy. Przeszłam z dnia na dzień z jednej do drugiej. Po raz pierwszy w życiu odeszłam z pracy nie zostawiając za sobą niedomówień, żegnając się jak człowiek.
Pożegnania są ciężkie, zwłaszcza, że w tej firmie planowałam zostać już dłużej. Tu znaliśmy się jak łyse konie, z niektórymi pracowałam wiele lat wcześniej. W sumie trzykrotnie. Dlatego też zorganizowałam poczęstunek na pożegnanie i znalazłam w sobie na tyle odwagi i siły, by przejść po wszystkich, rozmawiając, częstując łakociami i żegnając się. Początkowo było trudno, ale firmę opuściłam wyściskana, wycałowana i z poczuciem, że nie zostawiam za sobą niedomkniętych spraw. To było niesamowicie wyzwalające uczucie.

Na drugi dzień byłam już w nowej pracy. Pracuję w fundacji, jako koordynatorka części jednego z projektów. Przyznam szczerze, że dotychczasowa praca dała mi trochę popalić pod względem pracochłonności i presji czasu, dzięki temu potrafię być niesamowicie wytrwała i odporna długodystansowo. Choć jak wiadomo do czasu. A tak się złożyło, że nową pracę rozpoczęłam z przytupem, bo miałam dwa dni na sporządzenie dość skomplikowanego sprawozdania miesięcznego. Na razie pracy jest bardzo wiele. To dlatego, że pracuję z ogromną liczbą dokumentacji i danych, współpracuję też blisko z innymi osobami, które wspieram w projekcie jako koordynator.
Liczę na to, że wkrótce opanuję to wszystko i będzie mi lżej. Kaska o 1 tys. złotych więcej niż w poprzedniej pracy. Więc jest szansa, że do końca grudnia wyjdę na prostą z pieniędzmi. Nie wiem jak z rentą jeszcze będzie. Jeśli dostanę świadczenie, to chyba nie zabiorą mi całej renty. To by już w ogóle było super. Czeka na mnie kilka długów i dentysta.
W tej nowej pracy boję się, że mogę sobie nie poradzić, ale póki co jestem ciągle chwalona, że tak szybko się odnalazłam, w tym czym się zajmuję. To chwalenie mnie trochę krępuje, ale skoro rzeczywiście idzie mi spoko, to naturalnie cieszę się.
Koledzy i koleżanki z pracy, łącznie z szefową naszego oddziału, wydają się mili, zabawni, pomocni, właściwie to nawet wyluzowani w większości. Bardzo miło mnie przyjęli. To głównie prawnicy, psycholodzy, terapeuci, doradcy zawodowi i trenerzy różnych umiejętności zawodowych. Zmieniłam branżę diametralnie.
Dzięki temu wreszcie mam możliwość rozwijania swoich własnych kompetencji. Fundacja wysyła mnie na szkolenie z języka angielskiego i excela. Dwa obszary, w których rzeczywiście potrzebuję edukacji.
Mam nadzieję, że poradzę tu sobie. Na razie jest ciężko, ale czuję, że będzie to również całkiem ciekawe i zupełnie nowe doświadczenie. Oby tylko zdrówko mi dopisywało. Muszę pamiętać o tym i o nie dbać. Póki co, mimo tych wszystkich wydarzeń z ostatnich tygodni, łącznie z sytuacją z G., trzymam się dzielnie.

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Ludzkie rozmowy

Od tygodnia ciągle gdzieś wychodzę i spotykam się ze znajomymi. Okazało się, że mam wokół siebie ludzi, którzy gdy tylko się otworzyłam i przyznałam do tego, co przeżywam z powodu rozstania z G., natychmiast przybyli z pomocą. Muszę przyznać, że było to początkowo trudne doświadczenie. Zawsze gdy było mi źle pisałam na blogu, ale tym razem ból stał się na tyle nie do zniesienia, że mimo poczucia braku sensu w obecności kogokolwiek obok mnie (poza G.) zmusiłam się do kontaktu z osobami z mojego otoczenia. Tak więc mam cały tydzień bardzo pouczających doświadczeń bycia w kontakcie z kobietami i mężczyznami - znajomymi, którym odważyłam się powierzyć moje trudne emocje. Kontakty te były przemyślane. To znaczy wybrałam sobie te osoby ale mimo to było ciężko. Początkowo towarzyszyła mi niechęć. Mówiłam i pisałam zmuszając się do tego,  odczuwałam coś w rodzaju braku sensu przed wyjściem z domu i spotkania się z kimś z kim nie czuję się dostatecznie blisko. Ostatecznie każde spotkanie, każda rozmowa obfitowały w bardzo trafiające do mnie, mądre słowa wsparcia.
Jestem wszystkim ogromnie wdzięczna.

Poprosiłam także w tym czasie dwa razy G. o spotkanie. Z nim także rozmawiałam. Właściwie nasze ostatnie trzy spotkania były wielogodzinną rozmową, która nas w jakimś sensie uwolniła od toksycznej drogi, na którą wkroczyliśmy. Wprowadziła dużo spokoju w naszych ciałach i umysłach. Żegnaliśmy się rozmawiając. Nazywaliśmy swoje uczucia, wcześniej gdzieś wyparte, formułowaliśmy myśli, wcześniej nieuświadomione. To była pouczająca rozmowa ale bardzo trudna jednocześnie. Na szczęście mieliśmy na nią przestrzeń. 

Ostatecznie pozostajemy na ten moment w dobrych, choć bardzo delikatnych stosunkach, z wiedza jaką zdobyliśmy o sobie i o tym co nas łączyło. 

środa, 1 sierpnia 2018

Tęsknię za G., rozmyślam nad tym, czy mogłam zrobić coś inaczej. Chyba nie. Próbowałam wiele razy, ale zawsze kończyło się tym samym. Czuję ogromny ból, ale wiem, że już niczego nie jestem w stanie zmienić. Wiem, że to się skończyło. Być może za kilka lat będziemy dobrymi znajomymi, jak z większością moich ex, a może nie. Może on spotka kogoś, dla kogo będzie chciał zrobić ten krok na przód. Kiedy tak myślę, czuję zazdrość i ból. Tym bardziej, że wiem o innej kobiecie.
Cholerna zazdrość. Cholerne niedowartościowanie.