Wyczytałam wczoraj w gazecie, że lepiej jest nie przytulać psów wystraszonych wybuchami petard. Przez takie przytulanie i głaskanie utwierdzamy zwierzaki, że dzieje się coś niedobrego i tym samym przyzwalamy im na bycie przerażonymi. Przez to jeszcze bardziej wpadają w panikę
Ciekawe... Ciekawe jak to jest z nami. Czasem bardzo się boję. Dzieją się niedobre rzeczy a ja jak ten wystraszony zwierzak biegam w popłochu, by znaleźć jakieś schronienie. Czy to lepiej, że mnie nikt nie koi? Czy gdyby ktoś spróbował to zrobić to lęk pochłonął by mnie bez reszty?
"Biegnę przed siebie, jakby ktoś mnie gonił. Jakby groziło mi wielkie niebezpieczeństwo. A może jakbym kogoś ja goniła, a ten ktoś się przede mną ukrywał albo wciąż wymykał?... Muszę biec jak najszybciej, choć nie wiem przed czym uciekam i nie wiem dokąd. A może – nie wiem, kogo chcę złapać. Wiem tylko jedno – muszę biec."
wtorek, 28 grudnia 2010
Początek
Wylewam się. Wylewam, przelewam, rozlewam. Jest mnie tak wiele, że muszę zacząć coś z tym robić.
Jak powiedział mój terapeuta mogę jedynie próbować "ograniczać konsekwencje bycia sobą".
W ostatnich dniach próbowałam wielu rzeczy, ale chyba nie pomogły. Niektóre zawiodły.
Nie lubię, gdy coś zawodzi. Kiedy zawodzą ludzie. Chciałabym by byli jak maszyny. Gotowi na każde moje skinienie. Pragnę ich, potrzebuję, tęsknie, jestem nienasycona. Ale czy oni chcieliby poznać mnie?
Jak powiedział mój terapeuta mogę jedynie próbować "ograniczać konsekwencje bycia sobą".
W ostatnich dniach próbowałam wielu rzeczy, ale chyba nie pomogły. Niektóre zawiodły.
Nie lubię, gdy coś zawodzi. Kiedy zawodzą ludzie. Chciałabym by byli jak maszyny. Gotowi na każde moje skinienie. Pragnę ich, potrzebuję, tęsknie, jestem nienasycona. Ale czy oni chcieliby poznać mnie?
Subskrybuj:
Posty (Atom)