wtorek, 30 października 2012

Pierwszy dzień

Pierwszy dzień nowej pracy za mną. Nie było aż tak źle. Najtrudniej jest mi z tą całą masą nowych informacji. Dużo cyfr i liczb. To dla mnie na tę chwilę nie do opanowania.

Wyszłam z pracy i rzuciłam się bulimicznie na jedzenie. Sięgnęłam też po alkohol. Nie jestem z siebie dumna. Mam nadzieję, że z czasem to wszystko się we mnie poukłada. Oby.

P. wyjechał ale nie czuję jakiejś histerii z tego powodu. Nie wiem, chyba praca mnie tak absorbuje. Nie myślę o tym, że nie ma go teraz blisko. Być może mam ambicję rozprawić się z tym wszystkim sama. Może właśnie coś jest na rzeczy.

Gdzieś w środku czuję się bardzo zlękniona. Na szczęście ten lęk mnie nie paraliżuje, tylko nieco mąci spokój, jeśli w moim przypadku można mówić o jakimkolwiek spokoju.

Jutro ciąg dalszy. Oby do środy wieczór.

poniedziałek, 29 października 2012

No to zaczynamy :)

No to jutro, a właściwie już dzisiaj zaczynam nową pracę. Już sama nie wiem czy się denerwuję czy nie. Nie czuję jakoś specjalnie, ale napięcie jakieś jest.

P. mnie wspiera, jest dobrze. Ja za to w wolnej chwili nawiązałam trochę nowych kontaktów. Niestety z branży HR znam niewiele osób decyzyjnych. Na szczęście udało mi się skontaktować z dość wpływowymi osobami, które już obiecały pomóc, czy też pomogły.

Właściwie to jestem podekscytowana bardziej niż przerażona. To chyba dobrze. Spać tylko przez to nie mogę a jutro muszę wstać dość wcześnie, bo w tej nowej firmie pracujemy od 8 do 16.

Kolejna rzecz to ciuchów nie mam takich biznesowych zbytnio. Dotychczas mogłam chodzić w czym chciałam, a tu mamy mieć dość sporo spotkań z Klientami. 

P. teraz wyjeżdża na tydzień do domu. Ja zostaję w Wawie. Nie bardzo mi się chce jechać do domu. Bo i po co? Ja tam tych świąt nie obchodzę a z rodziną to spotkam się jakoś w międzyczasie.

P. coś wspominał żebym przyjechała do niego na święta Bożego Narodzenia, ale dla mnie to przesada. Wolę jednak zostać w Wawie. No ale jeszcze zobaczymy. Nie bardzo mi się chce jechać do P. i poznawać jego rodzinę. Jakoś tak dziwnie. Już chyba za stara jestem na takie wizyty.
W sensie, że dziewczyna przyjeżdża do chłopaka i takie tam. To dobre dla małolatów chyba raczej. Sama nie wiem.

Nie wiem jeszcze co wymyślimy na Sylwestra. Sylwestra też nie obchodzę, więc nie bardzo widzę sens się ruszać dokądkolwiek. Poza tym z kasą krucho. No pomyślimy jeszcze. Jeszcze jest trochę czasu.

Najważniejsze teraz to rozruszać się w tej nowej pracy. Stanąć na nogi finansowo, no i z terapią ruszyć na ile się da. A nie wiem czy się da, bo póki co muszę wyjść z długów.

Kurcze już późno a ja nie bardzo mam ochotę na sen.

Ciekawe czy sobie poradzę w tej nowej pracy? Czy mnie tam polubią. Czy będą ze mnie zadowoleni.
Chciałabym rzeczywiście wnieść tam trochę czegoś nowego. Jakiegoś świeżego powiewu. Wiem, że oni tam na to liczą. No cóż, zobaczymy.

Napiszę jeszcze do pana Piotra z Volty co z tą grupą. Bo piątki to do dupy są, nie?
Ja liczyłam na soboty. A Wy co o tym sądzicie? Bo oni chcą, żeby warsztaty odbywały się w piątek od 11 do 15. Prowadziłyby je dwie babki. Psychiatra dr Jaroszyńska i psycholożka Ewa Narkiewicz.

Dobra, chyba się zbieram do łóżka. Może wezmę jakąś książkę do poczytania, to zasnę.
O! Najlepiej kodeks pracy :)))

Ok. Buziaki. Pa!






sobota, 27 października 2012

Coś nowego

Witajcie Kochani! :)
Dziś jestem pełna optymizmu. Czuję, że jestem gotowa zacząć nowy etap. Czuję, że dojrzałam do pewnych decyzji i wyborów.

Obudziłam się rano a za oknem...


Toteż z tego miejsca zasyłam Wam mnóstwo całusów i życzę dobrego dnia!

środa, 24 października 2012

Coś tam robię

Wczorajszy plan trochę nie wypalił. Ale jestem zadowolona z tego co zrobiłam, a mianowicie podliczyłam sobie finanse, załatwiłam pieniądze na przeżycie i rachunki do końca listopada. No i zrobiłam porządek w dokumentach. Dziś wieczorem będę kontynuować to co zamierzyłam.

Usiadłam wczoraj z kolegą, który jest tak miły i zwariowany, że postanowił pożyczyć mi pieniądze. Obliczyliśmy ile mi trzeba i na co i ustaliliśmy plan spłaty mojego zadłużenia u niego.

Co do zarządzania tymi pieniędzmi, tu pomoc uzyskam od P. Postanowiłam, że oddam mu loginy do kont, pod czas gdy ja dysponuję hasłami. Co kilka dni będę sobie przelewała niezbędną do przeżycia sumę. Mam nadzieję, że z czasem wejdę w ten tryb oszczędnościowy i będę już działać samodzielnie.

Ostatnio jakoś dużo rozmawiamy z P. Właściwie tak przyglądam się temu co on preferuje i właściwie wydaje się to być całkiem interesujące. Rzeczywiście kusi mnie, żeby spróbować.

Działa to troszkę jak w terapii. Wiem, że gdzieś obok jest P. i inne wspierające mnie osoby i w związku z tym nie boję tak bardzo eksperymentować z tym co zwie się odpowiedzialnością. Mam poczucie, że gdy będę spadać to ktoś mnie przytrzyma. To daje mi dość duży komfort i budzi ciekawość na to co nowe.

Kurcze P. to jest fajny facet. Szalenie go cenię i respektuję to co do mnie mówi. Podobnie było z moim terapeutą. Szanowałam go bardzo za argumentację jakiej używał do interwencji ze mną. Szanowałam za sposób, w jaki stawiał mi granice. P. rzeczywiście bardzo przypomina mi mojego terapeutę. Choć mam wrażenie, że P. jest bardziej wymagający, ale to dobrze.

Mój terapeuta powiedział mi kiedyś, że być może przez to jak do mnie podchodzi nauczę się doceniać w mężczyznach inne wartości niż dotychczas. I tak chyba jest. Póki co wciąż świadomie bądź nie porównuję P. z moim terapeutą jako nie tyle specjalistą, co mężczyzną jakim dla mnie był.
 Minie trochę czasu zanim zaprzestanę tych porównań. Póki co terapeuta to taki wzorzec.

Ok uciekam. Dziś lecę na te Dni Kariery do SGH. Pa!











wtorek, 23 października 2012

Znów planuję

No dobra, plan na najbliższe dni. Wypełnić cholerne papiery do pracy, ogarnąć świadectwa pracy, które mam w rozsypce. W środę idę na Dni Kariery do SGH, w czwartek do lekarza medycyny pracy. W piątek i sobotę ogarniam konkurencję mojej nowej firmy i przygotowuję plan działania na poniedziałek do nowej pracy. W niedzielę odpoczywam i odprężam się.

A i może jutro wyliczę ile potrzeba mi pieniędzy, bym mogła spokojnie przeżyć do wypłaty.

Jeszcze raz to co na jutro:
  • Wypełnić dokumenty, które dali mi z nowej firmy.
  • Przygotować świadectwo maturalne
  • Odgrzebać świadectwa pracy
  • Obliczyć finanse
  • Trzymać się diety
  • Być może wieczorem wyjść do koleżanek
Tyle.









poniedziałek, 22 października 2012

Pająk

Unieruchomiona w pajęczynie tego co było i jest rozglądam się w poszukiwaniu znaczeń i nazw. Nerwowo skanuję rzeczywistość z obawy przed opasłym pająkiem zależności. Łudzę się, że to tylko iluzja a ja jedynie dojrzewam jak owoc, na który przecież przyjdzie czas. Bez pośpiechu, bez potrzeby działania.

Utknęłam w sieci przymusu powtarzania, która jest zbyt mocna by się z niej wydostać. Dlatego wolę być jabłkiem w ogrodzie własnej wyobraźni. Mogę być kwaśną antonówką, która dojrzewa późnym latem lub wczesną jesienią. Mieć czas. Mieć dużo czasu.

I już miałam być aromatycznym kompotem na świątecznym stole a nawet szarlotką, gdy wyrwało mnie z letargu jakieś dragnie. I wtedy zrozumiałam, że wiszę na siódmym piętrze mojej nic nie wartej fantazji a sześcionogi drapieżca oplata mnie w kokon konieczności, która uciska moje ciało.

Zastygłam w bezruchu. Czekam na najgorsze...

niedziela, 21 października 2012

Wściekła!

Tak rzadko odczuwam złość. Raczej ją rozgrywam i jej sobie nie uświadamiam.
Dzisiaj był u mnie P. Mieliśmy rozmowę. Wynikła nieoczekiwanie. Nie byłam na nią gotowa. Nadal nie jestem.

To głównie ja mówiłam. Starałam się powiedzieć jakąś prawdę. Powiedzieć co myślę, co czuję, czego oczekuję i tak doszłam do tego, że oczekuję, by ludzie osoby, którymi się otaczam przeżyły moje życie za mnie. By inni ponosili konsekwencje moich zachowań.

Jest tak, że  nie mam ochoty, żyć jak każdy. Wydaje mi się, że jestem wyjątkowa przez chaos, który tworzę. Nie umiem być wyjątkowa pracując, ucząc się, biorąc życie w swoje ręce. To wydaje mi się takie pospolite. A jednak, gdy patrzę na P., zazdroszczę mu jego życia. Jego poukładania. Jego przewidywalności. Mam ochotę to wydrzeć teraz z niego siłą. Zabrać mu to co mi tak bardzo w nim imponuje. Jestem wściekła, że się tak nie da, że na wszystko trzeba samemu zapracować.

JESTEM WŚCIEKŁA!!!

Jak żyć bez manipulowania innymi? Jak żyć bez rozgrywania? Jak?!

Tak bardzo chciałabym udowodnić P., że potrafię być odpowiedzialna. Z drugiej zaś strony, mam ochotę powiedzieć mu "cześć" i żyć dalej jak żyłam. Żerując na innych. Eksploatując, wysysając, manipulując. Tak jest łatwiej. Prościej.

JESTEM CHOLERNIE WŚCIEKŁA!!!

Po tej dzisiejszej rozmowie czuję się jak po sesji. Coś sobie uświadomiłam. Albo ostry zapieprz albo resztę życia przeżyję tak jak do tej pory. Na pół gwizdka.

Oczywiście, że nic mnie nie interesuje i nie zajmuje. Kto by na to znalazł czas i miejsce, gdy cała energia idzie na destrukcję, manipulację (znów to słowo), na stwarzanie pozorów.

Żyję pozorami. Od zawsze. Ludzie się na to świetnie nabierają. Jednak do czasu. Wiem, że do czasu.
Żyję w kłamstwie. Okłamując siebie i innych. Ech...

Przelewa się w tej chwili przeze mnie fala goryczy, żalu i złości.

Nie dam rady. Nie dam. Nie umiem. Nie wiem jak żyć. Nie mam pojęcia jak większość kobiet w moim wieku żyje i radzi sobie z codziennością. Widzę kobiety zaradne, inteligentne, odpowiedzialne.

Ja natomiast jestem wieczną dziewczynką, która szuka kogoś do zabawy.

Ach... chce mi się ryczeć! Ten blog czytają głównie kobiety. No wypowiedzcie się. Jak to jest? Jak Wy do cholery żyjecie, radzicie sobie z tym wszystkim. Potraficie sprostać tylu rzeczom. Potraficie wygospodarować sobie czas na obowiązki i na przyjemności. Czy nie nużą Was te obowiązki?

Czy nie nuży, męczy odpowiedzialność. Co To Wam daje? Tak wiele osiągnęłyście. Niektóre z Was zrobiły fantastyczną karierę zawodową. Sprostały macierzyństwu. Jesteście szalenie mądre, silne i przez to takie kobiece.

Zazdroszczę Wam tego. Zazdroszczę, że są w Waszym życiu obszary, w których się świetnie odnajdujecie.

Czemu ja w życiu wybrałam rozgrywanie a nie odpowiedzialność? W którymś momencie musiałam uznać to za bardziej korzystne. Może za łatwiejsze. Może za dojrzałe odruchy byłam jakoś karana, bądź niedoceniana. Być może w domu, w którym panował chory układ nie było miejsca na racjonalne zachowania.

Mam 35 lat. Przeżyłam te lata okłamując siebie i innych. Przeżyłam ten czas stosując szereg ucieczek od odpowiedzialności. Kto mi sprzedał ten mechanizm? Kto pokazał, że takie życie się opłaca?

Teraz gdy konfrontuje się z dojrzałością P,. widzę jak daleko odeszłam. Czy da się to zmienić?
Nie wiem...

Bardzo się boję. Boję się, że sama tego nie udźwignę. A wiem, że muszę sama. Bo prosząc P. o pomoc, będę jedynie powtarzać chore nawyki wysługiwania się innymi.

Nie wiem jak to ma wyglądać. Czuję się teraz samotna i opuszczona. P. wyszedł i zostawił mnie z głową pełną piętrzących się myśli.

Nie dam rady. Nie dam rady. Nie wiem od czego zacząć zmieniać to swoje zachowanie, to życie swoje...


piątek, 19 października 2012

Finanse

No i poległam. Jestem paskudnie zadłużona. Nie mam opłaconego mieszkania. Skończyły mi się pieniądze. Kredyt, debet, pożyczka od kolegi. Już więcej nie mogę pożyczać. Nie zdaje to egzaminu, bo wszystko natychmiast wydaję. Potrzebuję jakiegoś trenera do pomocy w zarządzaniu wydatkami.
Nie wiem co robić. Opłaciłam telefon i internet. Zapłaciłam ratę kredytu i odsetki od debetu. Zostało mi 150 zł do końca miesiąca. Muszę zapłacić jeszcze 360 zł składki do KRUS-u. Właśnie dzisiaj dzwoniła do mnie matka w tej sprawie.

Pod koniec listopada powinnam dostać jakieś pieniądze z dopłaty za ziemię. Kiedy dostanę te pieniądze będę musiała opłacić zaległe dwa miesiące mieszkania i prąd. W międzyczasie będę musiała znów dokonać spłaty raty kredytu i odsetek debetu. Kupić bilet miesięczny, opłacić telefon i internet, no i mieć na życie. Strasznie się wpieprzyłam z tymi pieniędzmi. Jestem w czarnej dupie.

Nie wiem już co robić. Nie panuję nad wydatkami...


środa, 17 października 2012

Sesja

Wczoraj byłam u mojej lekarki - psychoanalityczki. Spotkanie miało charakter sesji. Mówiłam o związku z P. i pracy.  Mówiłam także o tym, że mam problem z granicami. Wszystko mi się rozmywa. Nie czuję, czy robię coś dobrze, czy źle. Nie zastanawiam się nad konsekwencjami. Nie myślę o tym, że ranię innych, czy siebie.

Doktor Sz. powiedziała, że nie może mnie wziąć do terapii, bo nie ma miejsc, ale postara się znaleźć terapeutkę, która nie będzie się bała podjąć pracy ze mną. Dokładnie tak powiedziała, że nie będzie się bała. Po chwili dodała, że jestem dość trudną (czytaj zaburzoną) pacjentką i nie każdy będzie potrafił mnie udźwignąć.

No dobrze. Trochę mnie to zasmuciło, bo wydawało się że terapia z Panem M. szła jak po maśle, ale widać on sobie dobrze ze mną radził.

Nie piszę Wam tu Kochani wszystkiego, co aktualnie ma miejsce w moim życiu. W pewnym sensie boję się Waszej reakcji. Po tym jak dostałam reprymendę od Baabci, dwa razy zastanawiam się nad tym, o czym piszę.

W każdym razie mamy z P. swoje wzloty i upadki. Mam nadzieję, że niebawem będę mogła uporządkować to wszystko w terapii.

Dzisiaj idę na targi pracy do PKiN z tej nowej firmy. Jestem jeszcze co prawda trochę przeziębiona ale bardzo chcę zobaczyć jak to wszystko wygląda.

Ok. no i tyle. Będę pisać jeszcze. Buziaki.




sobota, 13 października 2012

Pesymistycznie

Chciałabym już mieć terapię. Potrzebuję mieć z kim omawiać swoje bieżące sprawy. Ciężko mi i mimo wszystko jakoś samotnie. Alkohol przestał być dla mnie istotny. Dziś wypiłam dwie lampki wina, ale bez zbytniego entuzjazmu. Gorzej jest z jedzeniem. Jem, jem z nudów, nerwów, braku poczucia bezpieczeństwa, niepewności, stresu, zajadam co się da.

Tyję. Tyję i zaczynam wyglądać źle. A to niedobrze bo ja i tak już nie akceptuję swojego ciała.
Muszę zadzwonić do K. - dietetyka i instruktora z siłowni. Niech mi pomoże ułożyć na nowo dietę i ćwiczenia. Muszę zacząć dbać o siebie, a wtedy będę miała do siebie więcej szacunku. Wygląd jest dla mnie bardzo ważny.

A tak naprawdę to brakuje mi poukładanego życia. Na ten przykład wsunęłabym się teraz pod kołdrę obok mojego mężczyzny i zasnęła wtulona. Tak mi tego trzeba. Brakuje mi wspólnego życia. Wspólnych zajęć, dążeń, planów. Nie chcę już zajadać tej samotności. Nie chcę już zajadać tęsknoty.

Z P. jest trochę tak jakby go nie było. Rzadko się do mnie odzywa, pisze, dzieli swoimi przemyśleniami. Jest rzeczywiście trochę tak jakby go nie było. Ja chyba jestem na innym etapie i mam inne potrzeby. A on ma inne.

Nie wiem, może jestem zbyt przeziębiona i włączyły mi się jakieś pesymistyczne wizje. W każdym razie mam pewien niedosyt w tym związku. I nie chodzi mi o to, że P. fizycznie nie ma, tylko, że tak naprawdę niewiele nas łączy. 

Wciąż tęsknię za nim. Za czymś czego między nami nie ma...

Kodeks

Pieprzę ten kodeks pracy. Najpierw kawa, dużo kawy. Poleciałam sobie dzisiaj z bulimią z rana, bo napięcie zbyt duże. Trochę lepiej teraz. W domu bajzel. Już wolę wziąć się za sprzątanie niż czytać ten kodeks. Głównie mam opanować okresy wypowiedzenia. Ale ja nie tyle sprzedażowe mam ambicje co marketingowe i mam plan, by tę firmę trochę wizerunkowo podciągnąć.

I. mój przyszły szef, poprosił mnie o spisanie wszystkich pomysłów. To mu je spiszę. Wymyśliłam też, że 14 listopada pojedziemy na targi pracy do Wrocławia, bo jak już wiecie polubiłam to miasto.

Odezwałam się także do mojego kolegi z agencji, który być może pomoże mi przygotować ofertę na działania e-marketingowe. Swoją agencję olewam. Wydaje mi się, że tam panuje zbyt duży chaos.

Wiem... zrobię przemeblowanie :)

czwartek, 11 października 2012

Mam pracę

No i mam tę pracę. Tyle tylko może na tę chwilę, bo cała w nerwach jestem.
16stego mam wizytę u mojej lekarki. Postaram się z nią wówczas załatwić psychoterapię.
Przez weekend muszę opanować prawo pracy tymczasowej. Jeśli ktoś z Was jest w tym dobry to help!

No i co tam jeszcze. Muszę wziąć kilka godzin jazdy autem po wawie, bo po mieście tu nie jeżdżę i zapomniałam jak w ogóle się poruszać samochodem po Warszawie.

Będzie to ciężki kawałek chleba, ja wiem. Będzie ciężko jak cholera.

środa, 10 października 2012

Na dwoje babka wróżyła

Jestem trochę zdenerwowana. Dzisiaj a najpóźniej jutro będę wiedziała na sto procent czy mam tę pracę. Wczorajsza rozmowa z szefem szefów trwała godzinę i dwadzieścia minut. Myślałam, że będzie gorzej ale okazało się być znośnie. Właściwie całkiem miło. Miałam poczucie, że rekrutuje mnie ktoś, kto zna się na rzeczy.  Nie było idiotycznych pytań. No i miałam świadomość, że za ścianą siedzi I., który trzyma za mnie kciuki, a który mnie dość pozytywnie zarekomendował, jako specjalista od rekrutacji pierwszego rzutu, że się tak wyrażę.

Potem I. napisał mi sms, że szef z rozmowy jest bardzo zadowolony "i prawdopodobnie będą mnie brali". Dzisiaj mają jeszcze dwie rozmowy z dwoma kandydatami ale I mówi, że nie wróży rewelacji, bo CV obu panów nie powala na kolana. Zobaczymy.

Liczę się z tym, że mogę nie dostać tej pracy. Liczę się z tym, że mogę ją dostać. Na dwoje babka wróżyła. Jeśli dostanę tę pracę zacznie się odpowiedzialność, sporo zajęć i nauki. Jeśli dostanę tę pracę dzwonię od razu do mojej lekarki i załatwiam sobie psychoterapię. Będzie mi potrzebna zwłaszcza w tej nowej sytuacji zawodowej.

No dobrze, zbieram się. Lecę jeszcze do P., który mi się trochę rozchorował. Ugotowałam wczoraj zupę kalafiorową. Ponoć jest jadalna. Zaniosę mu trochę tej zupy, może będzie mu smakowała.

sobota, 6 października 2012

Rzecz o chlaniu





I tak to już jest z tym alkoholem. "Jak ja kocham tę naftę" Nie wiem zaszyć się czy jak? Moja lekarka mówi, że terapia, konieczna terapia. No dobrze, będzie praca, będzie terapia.

Zobaczymy jak będzie. Pewnie lekko nie będzie ale poddać się nie poddam.

Jutro wyjeżdżam do sióstr. Wieczorem wychodzimy potańczyć. Rzecz jasna alkohol też będzie. No i jaki sobie postawić cel? Nie pić wcale, czy wypić tyle by nie stracić filmu, bo i tak mi się zdarza.

Czy można przestać pić z dnia na dzień? A jak nie pić to co? Żreć jak świnia? A jak nie żreć i nie pić to co? Palić jak smok? Nałogi, nałogi w mojej głowie.

P. mówi, że mnie by się teraz przydała terapia behawioralna, żeby sobie wypracować nowe sposoby radzenia sobie z emocjami. No ale ja myślę, że ta grupa warsztatowa może coś wniesie, coś pomoże.
Liczę na to.
A w terapii byłabym analitycznej jakby wyszło z pracą jakąś. Bo ja w analitycznej czuję się jak ryba w wodzie i ładnie pracuję i do dobrych wniosków dochodzę. Uczę się w analitycznej sama sobą zarządzać, wyczuwać siebie, wsłuchiwać się w swoje emocje. Może wówczas bym usłyszała co pod tym całym alko siedzi. Może czort jaki, chochlik i tyle.

Coś mnie tam mocno uwiera, coś mierzi. Jakiś ból psychiczny. Gdybym mogła uronić choć jedną łzę, zapłakać jak człowiek. Gdybym potrafiła ból ten wyartykułować. Ale umiem tylko sięgać po jakieś acting outy.  Szkoda.

Dzisiaj wypiłam na mieście jedno piwo a potem doszedł atak bulimii. Jak już się tak pozbyłam wszystkiego z siebie to poczułam ulgę. Jakoś tak wyjątkowo. Tak jakbym potrzebowała właśnie coś wyrzygać, albo jakbym zwyczajnie nie mogła czegoś unieść.

Chciałabym móc szczerze porozmawiać z terapeutą o tym co się dzieje aktualnie w moim życiu. A tak troszkę po omacku błądzę. Nie wiem czy kiedy próbuję coś zmieniać, czy robię dobrze, czy źle. Na pewno z dnia na dzień jestem już coraz bardziej zmęczona. Nie wiem ile to jeszcze wytrzymam i o to właśnie martwi się moja lekarka.

Tak jestem zmęczona. Alkohol nie daje już wytchnienia.

Dobrze, umówmy się tak: Jutro postaram się nie pić. Powiedzmy, że zrobię to choćby po to, by wieczorem lub następnego dnia rano obwieścić tu Wam, że nie tknęłam alko. Umówmy się, że będziecie ze mnie dumni, a i może ja zacznę odczuwać satysfakcję, że jednak wytrzymałam z jakimś postanowieniem.




Hej!

Wymęczonam okrutnie dniem dzisiejszym. Poszłam ja na tę rozmowę. Co tam mówię poszłam. Taksówką pojechałam, bo ta firma na zadupiu jakimś, myślę nie będę szukać jak durna. To wsiadłam i pojechałam za ostatni grosz. Zajeżdżam ja do tej firmy a tam łomatko! Bida z nędzom. Nie to, że na korytarzu światła nie było i po ciemaku klamki do drzwi szukałam, to jeszcze wchodzę do środka a tam mieszkanie w bloku. Jakieś dwa pokoje, ludź na ludziu siedzi a między tymi ludziami stoi biurko a zza biurka tego spoziera na mnie no tak paskudna facjata, żem aż się wzdrynęła.

Macha ten jegomość do mnie żebym podeszła i siadła. Ja w płaszczu, ale on nic, żebym płaszcz ten zdjęła tylko zaraz jakieś pytania do mnie z dupy, że czym się różni wyszukiwarka od przeglądarki. Łolaboga myślę. Za kogo on mnie ma. On coś tam do mnie dalej gada, ale ja nie mogę tylko z odruchem wymiotnym na tę jego twarz i brudne obdarte ściany za nim. No nie wytrzymię myślę. Nie wytrzymię.

Czekałam ja tylko aż się ten mój interlokutor wypluje z wszelkiego plugastwa, które do mnie rzecze i huzia na józia do domu. Łomatko Przenajświętsza, Maryjko, czymże ja tak zawiniłam, że mnie takie bezeceństwa spotkały. Wyszłam stamtąd a w oczach łzy i złość mnie jakaś taka chwyciła i rozżalenie przeogromne. Myślę sobie no i już po dniu. Już po dniu całym. Znajdę ja otwarty przybytek jaki piwny i tam się zbunkruję, aż dojdę do siebie.

I już bliska byłam realizacji planu tego, aż niespodziewanie coś mnie natchło, żeby pójść do znajomego, co to się z nim dzień wcześniej umawiałam, że mnie przemagluje pod kątem rozmowy kwalifikacyjnej i feedbecka jakiego udzieli.

Kupiłam ja jakieś słodkości, bo myślę jak już pić nie będę to choć co zjem dobrego. No i dawaj jadę ja do kolegi tego. Zajeżdżam ja tam, i jak nie zacznę złorzeczyć zapyziałemu oblesiowi, co tom z nim miała tę wątpliwość wielką. Jak nie zacznę bluzgać i łzy przed nim wylewać a on do mnie ni stad ni zowąd czy ja u niego nie chcę pracować.

No i dogadaliśmy się tak, że we wtorek mam jeszcze porozmawiać z jego przełożonym i może i się stanie cud jaki i będę mieć robotę, ale to już musi być ino cud.

No a wieczorem wizyta u mojej doktórki. Tom jej jak na spowiedzi wszystko wyśpiewała czego i Wam tutaj nie piszę. Włos się zjeżył mojej doktór i kazała przyjść za dwa tygodnie natentychmiast, bo jej zdaniem mam się ku zagładzie.

No może i mam, ale ja tam już tego nie czuję. Już mnie tam wszystko jedno. Na tyle jedno, żem tak sobie humorystycznie opisać tu pozwoliła wszystko. Hej!


piątek, 5 października 2012

To co dalej?

 Muszę się wrzucić w ścisłe ramy czegoś. Granice, których się trzymałam stały się ruchome, właściwie przestały obowiązywać.

Najprostszą rzeczą, którą mogę zrobić to raz jeszcze zacząć planować każdy dzień, godzina po godzinie.

Alkohol. Wypijam go każdego dnia bardzo dużo. Dwa dni temu przyszły do mnie koleżanki. Spiłyśmy się okrutnie, wieczór spędziłam nad sedesem. Nie przeszkodziło to jednak, by następnego dnia znów sięgnąć po piwo.

Jedzenie. Zajadam nim jakiś dyskomfort psychiczny. Brak poczucia bezpieczeństwa, niepewność tego, co będzie jutro.

Papierosy. Wypalam paczkę dziennie. Palę z nudów. Palę, bo mam wrażenie, że opieram się o jakiś harmonogram dnia. Przeżywam dzień od papierosa do papierosa. I tak mi mija jakoś ten czas.

Dzisiaj mamy piątek. Idę na jakąś rozmowę o pracę. Zobaczymy. Jednak coraz mniej we mnie wiary, że cokolwiek się zmieni.

Dzisiaj idę do mojej lekarki. Po głowie mi chodzi myśl, że wykupię wypisane przez nią leki i najem się ich z nadzieją, że nie wykituję a znajdę się w szpitalu, gdzie będę mogła zatrzymać tę destrukcyjną siłę.

Pieniądze. Właśnie się kończą. Nie mam na opłacenie mieszkania. Nie mam na spłatę kredytu i rachunki. Coraz częściej myślę o wyjeździe do Anglii, byle się jakoś odbić. Byle spłacić 14 tysięcy długu, jaki zaciągnęłam w banku.

Dochodzi ósma. Idę na tę rozmowę, potem do kolegi, który jest dyrektorem w firmie doradztwa personalnego. Ma mnie przemaglować pod kątem rozmów kwalifikacyjnych. Poprosiłam go o to.

Wracam także do ścisłej diety. Niech to póki co będzie ramami, w których będę się obracać. Może da się w ten sposób wyeliminować alkohol. Może...








wtorek, 2 października 2012

Grupa ruszy!

Od 15 października ruszą prace nad organizacją grupy warsztatowej dla BPD.
Właśnie jest ustalany zespół prowadzących. Niebawem powstanie też oferta.

Wygląda na to, że się udało! :)

Zniżam lot

No i jest trochę spokojniej, lepiej, wolniej.
W pracy dowalili mi trochę roboty, bo sprzedaż to coś co mi wychodzi naturalnie, więc dostałam jeszcze jedną działkę. Szkoda tylko, że kasa za tym większa nie idzie ale coś czuję, że jeszcze znajdę coś dla siebie, gdzie będę wynagradzana za swoje umiejętności i pracę.

W niedzielę spotkaliśmy się z P. Wymieniliśmy kilka szczerych, w moim odczuciu trudnych myśli.
Dla mnie ta rozmowa była ważna i wiele wyjaśniła. Rozmowa była dość osobista. Dotyczyła dość trudnej tematyki. Myślę, że zarówno dla mnie jak i dla P. Pojawił się też pomysł rozstania się ale osobiście chciałabym o ten związek zawalczyć, choć to bardzo skomplikowana znajomość.

Ja nadal radzę sobie rozpraszaniem uwagi na innych, tj, korzystam z możliwych dostępnych znajomości, by radzić sobie z potrzebą posiadania P. więcej i częściej.

W sobotę wieczorem wybrałam się do koleżanek ze szpitala psychiatrycznego, w którym byłyśmy razem wiosną. Spędziłyśmy szalony, babski wieczór, co bardzo pomogło mi w ukierunkowaniu mojej energii. W niedzielę zaś mój siostrzeniec i jego dziewczyna zabrali mnie na Starówkę do bardzo fajnej restauracji na pyszne żarcie.

Dzisiaj wybrałam się na małe zakupy i spotkałam z kolegą, z którym przesiedziałam wieczór w knajpce pod moim domem. Nie zdążyłam nic powiedzieć o tym P. ale mam nadzieję, że się bardzo na mnie nie pogniewa.

Generalnie chodzi o to, że potrzebuję sporej liczby osób, na które będę mogła rozpraszać swoją uwagę, jednocześnie nie nudząc się i czerpiąc przyjemność ze spotkań z innymi. Dzięki temu P. może czuć się bardziej komfortowo, mając swoją przestrzeń tak dla niego ważną.

Ja zaś mam swoje upragnione zainteresowanie moją osobą. Czuję się akceptowana i co najważniejsze nie czuję ostatnio samotności. Przestałam tylko lubić swój dom. Mam dość mojego obskurnego pokoju. Marzy mi się jakiś miły, estetyczny pokoik z jakąś duszą, gdzie mogłabym przetrwać te cholernie nieprzyjemne, długie wieczory, które mnie czekają.

Mam nadzieję, że jutro też jakoś miło spędzę wieczór.