wtorek, 13 czerwca 2017

Drugi tydzień urlopu.

Cały czas siedzę w domu. G. pracuje na drugą zmianę, więc kontakt znów mamy bardzo ograniczony.
Mam całkiem poważny problem, wydaje się. Otóż, mimo, że z G. poszliśmy bardzo do przodu, to zaskoczenie, że przerzucili go na popołudniowy projekt, akurat, gdy poszłam na urlop, z nadzieją, że będziemy mogli spędzić ten czas jakoś aktywnie, zbiło mnie z tropu.
G. kończy pracę w nocy, więc już drugi tydzień siedzę sama. Z jednej strony przez lata przyzwyczaiłam się do tego, a gdybym chciała gdzieś z kimś się wybrać, to pewnie nie miałabym kłopotu z towarzystwem. Sęk w tym, że nie mam na to ochoty. Chce mi się regularnego życia w związku.
No i problem, o którym chcę napisać to taki, że gdy G. stał się niedostępny w jakimś sensie, ja zapadłam się w swoją samotnię, bez jakichkolwiek uczuć do niego. Próbowałam je włączyć, ale jestem w środku martwa. Wygląda mi to na syndrom porzucenia, ten związany z dzieciństwem, gdy moje starsze rodzeństwo z dnia na dzień wyprowadziło się z domu, lub gdy liczne grono moich wakacyjnych kuzynów i kuzynek, wracało do swoich miast, a ja znów zostawałam w domu sama z rodzicami. Do tego pewnie da się dołożyć inne odejścia/samotnie i moje psychika płata mi właśnie takiego figla. Zamyka mnie przed światem, zabiera tęsknotę, oczekiwanie, przyjaźń czy miłość.

Wciąż jestem pogrążona w żałobie po stracie Nokii i Czesia. To chyba najbardziej dotkliwa, świadoma strata w moim dorosłym życiu.
Jestem wybrakowana i jestem.... pusta w środku, tak jak w przypadku osób z zaburzeniem borderline. Nie czułam tej pustki całe lata, na pewno nie w takim stopniu. G. odczuł mój dystans i chłód. Znów nie jestem w stanie się przytulić, dotknąć, z seksem jest mi bardzo ciężko i wiem, że to nie zabrzmi dobrze, ale robię to czasem dla niego...

Mam nadzieję, że to minie. Chciałabym. Na razie nie wiem czy jestem w stanie się z tego wyleczyć.
Może to dlatego moje rozstanie z terapeutą było tak trudne. Bałam się utracić tych ludzkich cech.
Tęsknoty, przywiązania, bliskości.

Pojutrze wylatujemy z G. do Liv. To prezent ode mnie dla G. z okazji jego urodzin, które obchodził w kwietniu.

Och... tyle chciałabym napisać. Wypłakać, wyżalić się. Muszę jakoś się ratować. Nie wiem czy ratować nas, ale ratować siebie. Na razie jestem tylko ludzką powłoką. Nie ma mnie w środku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz