niedziela, 2 lutego 2014

Wstyd i Perfekcja

 "Toksyczny wstyd - wstyd, który zniewala, subiektywnie odczuwany jest jako wszechogarniające poczucie własnej niedoskonałości, ułomności. Jeżeli ktoś odczuwa toksyczny wstyd, to czuje się bezwartościowy, przegrany, czuje, że nie stanął na wysokości zadania, jako człowiek. Toksyczny wstyd powoduje rozczepienie 'ja'. Rodzi poczucie izolacji i całkowitego osamotnienia."
(Źródło: Wikipedia)
Dzisiaj w ramach konfrontacji z czynnikiem ludzkim, znalazłam się w sytuacji, z którą nigdy przedtem się nie zetknęłam. To już druga z kolei. Obie jednak kosmicznie różne. Oczywiście nie wyszło tak jakbym chciała. Choć właściwie nie wiem jak miałoby to wyglądać.
   Co prawda uzyskałam zapewnienia od różnych osób, że naprawdę dałam radę i mało kto odnalazłby się w tak nietypowej sytuacji, a mimo to odczułam coś odwrotnego. Właściwie chodzi o to, że nie byłam dość dobra, a dokładnie, perfekcyjna.
   Gdzieś w środku postrzegam siebie inaczej, ale nie umiem jeszcze tego wyrażać na zewnątrz. Okropnie to przeżywam. Potrzebuję dłużej myśleć, a kontakt bezpośredni wymaga szybszych, zdecydowanych reakcji. Na tym etapie potrzeba mi dużo więcej miejsca na myśl, na ocenę, analizę i czerpanie z tej swojej części, która tak naprawdę posiadła tę umiejętność reagowania przy jednoczesnym dbaniu o własne potrzeby, pozostając w zgodzie ze sobą. To daje mniejszy, większy czy też zupełny komfort konfrontacji.
   Niestety, nie będę miała możliwości wypracować odpowiednich reakcji, jeśli będę chować się w czterech ścianach swojego pokoju i ograniczać do kontaktu z ludźmi przez internet i telefon. Muszę też pamiętać, że zawsze, niezależnie od moich umiejętności i wiedzy, może wydarzyć się coś zupełnie nieprzewidzianego. Jak wówczas reagować? Jak siebie chronić? Muszę to wszystko przemyśleć i naturalnie poruszyć w terapii.
   Cały tydzień od poniedziałku do piątku chodziłam na siłownię. Przygotowywałam do sesji z terapeutką. Zajęłam się szukaniem szkoły angielskiego i zapisałam na kurs. Po drodze wykonałam także wiele innych rzeczy. W ramach sympatyzowania z jedną z fundacji, szukałam mieszkania dla afgańskiego małżeństwa. Przeglądałam ogłoszenia, dzwoniłam, pisałam. Co dzień staram się wrzucać na strony, które prowadzę na FB, jakieś sensowne treści. Niekiedy, a właściwie przeważnie, potrzebuję sporo czasu by znaleźć, sczytać i wybrać stosowne informacje. Te, które w moim odczuciu mogą być dla kogoś ważne, ciekawe lub po prostu zabawne. To wszystko wymaga czasu ale tak naprawdę sprawia mi ogromną satysfakcję.
   Ten tydzień był bardzo sympatyczny. Nie było w tym, żadnego pośpiechu, ale co prawda wszystko zostało odpowiednio zaplanowane, rozpisane. Dosłownie pod kreseczkę, czyli tak jakbym chciała. Czułam, że tym razem naprawdę się postarałam.
   Za to dziś po tym wydarzeniu, zapominając o tym, co dobre skupiłam się tylko na tym jednym incydencie, który zaważył na moim całodziennym samopoczuciu. Czyż nie jest to jakieś okropne nieporozumienie? Zaraz po tym udałam się do cukierni, w wiadomym celu. To była kara. Koniec dobrych dni. Było to coś w rodzaju przekreślenia tej radości, odebrania sobie możliwości jej przeżywania. To tak jak z dzieckiem, które bawiąc się na słonecznej plaży, ulepiło wspaniały zamek, który po chwili został zniszczony przez jakiegoś wrednego łobuza.
Z drugiej strony, może właściwie nie ma się co dziwić. Może tak naprawdę całą energię i siły tracę na budowanie zamków z piasku...
    Są w mojej głowie takie obszary, które są spowite całkowitym mrokiem. Gęstwiną niezidentyfikowanych, niepoukładanych myśli, niesprecyzowanych informacji na swój temat. Brakuje mi podstawowej wiedzy, nie tyle o ludziach, co o sobie i o tym co, jak i dlaczego przeżywam, wchodząc w bezpośredni, nietypowy kontakt z drugim człowiekiem.
Mała iskierka, mały sukces, jakiekolwiek powodzenie, nie są w stanie przebić i rozświetlić tej masakrycznej plątaniny. Zbyt wiele niejasnych informacji, często ze sobą sprzecznych.
   To dążenie do bycia perfekcyjną w kontaktach z innymi wciąż mnie destabilizuje.
Jest wiele innych obszarów mojego życia, w których się nie realizuję, ale tam panuje zupełna jasność, która pozwala na identyfikację moich potrzeb, dążenie do nich lub rezygnację w poczuciu całkowitego porozumienia ze sobą. Jednak ludzie, te z nimi nie do końca sprecyzowane konfrontacje, na które nie jestem przygotowana są zmorą mojego obecnego egzystowania. Przyznaję, że to właśnie jest dla mnie najtrudniejsze.
   Wiecie jakie uczucia przeżywam najboleśniej? Upokorzenie, zażenowanie, wstyd, skrępowanie. To właśnie one informują nas, że nie osiągnęliśmy celu jaki sobie wyznaczyliśmy. Mój cel jest dokładnie sprecyzowany. Być perfekcyjną, znów muszę to powtórzyć. Tyle dobrego, że już to wiem. Muszę tylko wiedzieć jeszcze więcej, jeszcze lepiej, aż do kompletnego samopoznania, oświecenia. To już zakrawa na jakieś bóstwo. 
   Przecież jak wiecie muszę być doskonałym odzwierciedleniem Bytu, który zdominował moje przeżywanie. Gdybym nie wierzyła w Boga, pewnie modliłabym się właśnie do Niego...

2 komentarze:

  1. a empatycznie co to znaczy? chcesz od wszytskich by lepsza - nad tym pracuj; zawsze popatrz na czyich plecach budujesz pytanie: czy możecie mnie pochwalić, że daję radę?
    wszystkie Twoje wyścigi są z żywymi ludźmi - a może przeciw?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie muszę być lepsza od wszystkich. Wszyscy nie znaczą tyle co Ktoś. Nie wiem, do czego dążą "wszyscy" z pewnością nie w tym kierunku, w którym ja zmierzam. Niezależnie od tego co Ty przez to rozumiesz.
      Myślisz, że nie wiem, o czym piszę. A może nie wiesz o czym ja myślę. Opowiedz mi o swojej projekcji. W tym wątku w tamtym. Wybieraj! No, zapraszam.

      Usuń