wtorek, 17 maja 2022

W króliczej norze

No i miała być historia, a tymczasem ona wciąż się pisze. Miałam inny bardziej romantyczny plan tego tu mojego powrotu, a tym razem jest dość prozaicznie. Choć dramatyzmu u mnie nie brak. 

Ale pokrótce. Zdiagnozowano u mnie CPTSD. Złożony zespół stresu pourazowego. To znaczy diagnozę jako pierwsza postawiłam ja, reszta specjalistów to potwierdziła. Konsultowałam się z czołowymi osobami w Polsce. Trochę to trwało i wymagało ogromnego samozaparcia, by dotrzeć do tych wszystkich ludzi. 

W Polsce CPTSD w diagnostyce, jako odrębna jednostka jeszcze nie funkcjonuje. Ma to zmienić ICD 11, którego jeszcze Polska nie wdrożyła. Mamy na to pięć lat. 

To, że diagnoza borderline została wycofana u mnie już kilka lat temu, o tym pisałam. Natomiast co jest ciekawe, również ChAD w obecnej sytuacji został postawiony pod znakiem zapytania. Złożone PTSD pokrywa się obecnie ze wszystkimi moimi objawami, a zaburzenia odżywiania, które nadal u mnie występują okresowo, są jego częścią. 

A jak to jest możliwe, że przez 26  lat mojego leczenia, licznych hospitalizacji, psychoterapii nikt nie zauważył objawów stresu postraumatycznego? Też o to pytałam ludzi, z którymi się konsultowałam. 

Odpowiedzi brzmiały: 

"Wystarczy, że jakiś autorytet postawi diagnozę i nikt już jej nie kwestionuje."

"Bo polska psychiatria nie jest jeszcze gotowa na pracę z traumami."

"Bo państwo często nie ujawniacie w wywiadzie doświadczenia traumy." 

Pozostawię te odpowiedzi póki co bez komentarza.

No cóż. Kiedyś byłam przeciwniczką diagnoz. Teraz okazuje się, że od tej diagnozy zależało całe moje życie i to jak powinna wyglądać moja terapia. Ponieważ traumę, szczególnie traumy wielokrotne, mili Państwo, leczy się kompletnie inaczej. No i nie, niestety NFZ takiego leczenia nie refunduje. 

To może tyle na ten moment. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz