poniedziałek, 2 marca 2015

Siostrzeniec

Siostrzeniec moj zachorowal. Na razie nie wiemy co to, ale jutro idziemy do lekarza psychiatry.
Moim zdaniem jest bardzo powaznie. Rodzina bagetelizuje problem i sprowadza go do zawodu milosnego oraz zbytniej wrazliwosci, to jest standardowo: "Daj spokoj i wez sie w garsc" "Tego kwiatu to pol swiatu" itp.
Moja siostra, a jego matka wyslala syna do corki i ciotki, by ogarnely jej dziecko, a ojciec niestety sam wymaga leczenia, choc mowi sie o nim (mowi moja siostra), ze to cwaniak i prostak i generalnie konczy na obrabianiu mu tylka. Sa rozwiedzeni, maja swoje gierki i poza tymi gierkami nie zdaja sobie sprawy, jaki dramat dzieje sie z ich dziecmi. Moja siostrzenica juz od wielu lat jest pod opieka lekarza psychiatry.

Ja zas uwazam, ze ich ojciec jest chory psychicznie, byc moze to takze dwubiegunowka, ale tego nikt nie stwierdzil, bo nie mial kto. Poniewaz to malomiasteczkowa mentalnosc, totez otoczenie zupelnie nie rozumie skali problemu, gdzie temat psychiki ludzkiej jest dosc kontrowersyjny. Takie tam, duzo by pisac, Bolesne jest dla mnie to, ze moja rodzina tak bardzo bagatelizuje tego typu sprawy, ze D. nawet nie powiedzial matce o tym, ze tak bardzo zle sie czuje.

Problem jest tego typu, ze procz silnego pobudzenia i stanow lekowych sa omamy. Omamy, o ktorych dowiedzialam sie latem zeszlego roku, podczas krotkiej rozmowy z D. To byla nasza pierwsza dluzsza rozmowa od lat. Nie wiedzialam jak go dalej o to podpytac. On przypadkowo powiedzial cos w zarcie. Ja jestem bardzo wyczulona, wiec zart, zartem, ale cos mnie w tym zdziwilo, zaczelam dopytywac no i sie przestraszyalm, ze to cos powaznego. Powiedzialam D., ze to brzmi niepokojaco, a nie zabawnie. Po reakcji zauwazylam, ze czuje sie skrepowany, wiec zmienilismy temat. Nie chcialam, by poczul sie zaatakowany. Powiedzialam pozniej mojej siostrzenicy, a jego siostrze, ktora mieszka tu w wawie, czego sie dowiedzialam. A. probowala delikatnie wypytac D. o "te rzeczy". Dosc enigmatycznie potwierdzil. No wiec wiedzielismy od lata w sumie we troje, ze jest cos na rzeczy. Nie moglam nic zrobic. Naciskac. A. tez nie. No a teraz jest bardzo zle.

Musze zajac sie jakos soba. Przez ostatni tydzien az do wczoraj byla u mnie moja przyjaciolka, ktora jest/byla w bardzo ciezkim stanie psychicznym. Wczesniej byl D. kolega, ktoremu tez pomagalam. Obawiam sie, ze to nie przypadek, ale moja ucieczka przed soba i przed swoimi sprawami. Tak czy owak, musze pomoc siostrzencowi. Niestety chyba jestem jedynym czlonkiem mojej rodziny, ktory i rozumie i traktuje powaznie tego typu sprawy.

Moja terapeutka wie o wszystkich moich interwencjach. Mowi, ze mam jakies kosmiczne mozliwosci kontenerowania emocji - wlasnych i ludzi. Pytalam ja, czy ona domysla sie po co mi te wszystkie emocje i wyglada na to, tak juz w polaczeniu z moja wlasna interpretacja, ze to po czesci potrzeba bycia akceptowana przez otoczenie w chwilach mojego niedopisywania. Prawdopodobnie probuje zasluzyc na to, by takze inni starali sie mnie chociazby tolerowac, gdy choroba sprawia, ze staje sie nieznosna, czy po prostu niewygodna.
Po dluzszym przemysleniu sprawy, uwazam, ze tak jest. Przygotowuje sie psychicznie do zakonczenia z koncem kwietnia drugiej terapii. Odtad zostana mi juz tylko ludzie, z ktorymi musze nauczyc sie tworzyc rowne relacje. Miedzy innymi brac, ale i dawac bez bawienia sie w terapeute.
To dosc zlozona sprawa. Zaczynam terapie grupowa 27 kwietnia. Boje sie, ze nie bede miala do kogo sie zwrocic, gdy naprawde bedzie ciezko, a przeciez nauczylam sie mowic o tym tylko lekarzom i tu na blogu. Najwyzej znow przeniose moje zycie emocjonalne tutaj wlasnie, a w terapii grupowej bede rownolegle pracowac i uczyc bycia z ludzmi - soba.

Boje sie polozyc spac. Dalam siostrzencowi mala dawke mojego leku przeciwpsychotycznego. Zasnal. W dzien dalam mu benzodiazepine, ktora co prawda spacyfikowala go na dwie godziny, ale po dwoch znow bylo duzo leku i bardzo duzego pobudzenia. No wiec na wieczor dalam mu te dawke antypsychotyka. Mocno go scielo i mocno stlumilo i wreszcie zasnal. Siedzialysmy przy nim z siostrzenica. A. pojechala juz do siebie, bo jutro do pracy, a ja siedze obok luzka, na ktorym spi D., ktory budzi sie co jakis czas. Za pierwszym razem zbudzil sie, zjadl cos, napil wody i znow polozyl i zasnal. Pytalam jak po tym leku sie czuje. Powiedzial, ze mysli nie ma juz tych strasznych. No a potem juz tak glebiej zasnal, ale od jakichs trzech godzin wybudza sie co jakis czas regularnie na krotka chwile, raz na jakies 30 minut. Mowi cos przez sen, albo pyta mnie o cos. Czasem z sensem, czasem bez.

Bardzo sie przejmuje, bo nie wiedzialam, ze on tak sie meczyl z tym wszystkim. Obawiam sie, ze moze sie skonczyc skierowaniem do szpitala. Nie bylo po nim widac, gdy widzielismy sie w piatek, ale tez jest tak, ze go nie znam dobrze. Dopiero gdy posiedzialam z nim dzisiaj od rana, zobaczylam jak ten chlopak cierpi psychicznie i fizycznie. Wtedy chwycilam za sluchawke i dzwonilam po wszystkich znanych mi lekarzach, zeby ktos go przyjal natychmiast. Jutro o 11stej idziemy do lekarki, ktora jest tez diagnosta.
Bardzo przezywam. Nie mialam pojecia jak z nim rozmawiac. Pytac, nie pytac. Nie wiedzialam co wlasciwie jest grane. Na ile moge sobie pozwolic w rozmowie z nim. A zauwazylam, ze D. przy calej swojej wrazliwosci jest bardzo skrepowany ta cala sytuacja.
Nie wiem czy polozyc sie spac, bo boje sie, ze gdy wezme swoja standardowa dawke na noc, to moge sie nie obudzic, gdy cos sie z nim bedzie dzialo. Zaluje, ze nie skontaktowalam sie w dzien z moja lekarka albo terapeutka. Przeciez, by mi poradzily co robic, a ja jakos tak na wlasna reke wszystko i strasznie glupio. Moze powinnam byla jechac z nim na Izbe Przyjec tu w Wawie, ale w sumie nie wiedzialam, ze jest tak zle. Oby teraz przetrwac do rana. Oby nie wydarzylo sie nic zlego do tego czasu.

Strasznie czuje sie winna. No nic. Trudno.

11 komentarzy:

  1. dobrze, że w ogóle sie przed kims otworzył i chce iść do lekarza.... a facetami to ciężko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bawisz sie nie tylko w terapeute, ale i w psychiatre... a to juz naprawde niebezpieczne.
    Pisze to nie po to, by Cie zdolowac, ale po to, bys zadala sobie pytanie czy nie przekraczasz granice zdrowego rozsadku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest ok. Psychiatra stwierdzila gleboka depresje z pobudzniem. Prosilam D. by powiedzial lekarce, ze dalam mu leki. Powiedziala, ze ok. Kiedy wychodzil z gabinetu podeszla do mnie i podala reke na przywitanie. W przyszlym tygodniu D. ma konsultacje z terapeuta. Moja znajoma zapisala go do poradni na nfz, ktorej jest szefem. Wypomopowana troche jestem.

    Rozumiem co masz na mysli chouette. Co do bawienia sie w psychiatre, to naprawde wyjatkowa sytuacja byla. Raczej drugi raz tego nie zrobie. Czuwalam przy nim cala noc. Powiedzial, ze po raz pierwszy od trzech tygodni przespal cala noc. Wczesniej spal max trzy godziny na dobe, No, ale w przyszlosci bede dzwonic po lekarzach. Co do bawienia sie w terapeute, to tak jak pisalam, sprawa dotyczy czegos glebszego. Poza tym mam naturalna wlasciwosc sluchania i bycia z ludzmi w trudnych sytuacjach. Nie zajmuje sie terapia. Nie robie nic za nikogo. Ale pomagam jesli cos jest w zasiegu moich mozliwosci. Nie wywieram presji, nie daje rad, ale tez miewam jakies zdanie na temat, ktorym sie dziele. Ktos kto sam borykal sie i boryka ze zdrowiem psychicznym, jest w stanie wczuc sie w polozenie drugiej strony. Dla mnie to nie problem. Temu zreszta sluza rozne grupy wsparciowe. Tak jak chocby nasza na FB.

    Nicka, masz racje, ciezko. Nawet mnie bylo ciezko z nim mowic o tym. Nie wiedzialam jak sie zachowac do konca. Najwazniejsze, ze D. jest juz teraz zaopiekowany. Jestem bardzo zmeczona. Musze zajac sie swoimi sprawami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przerazilo mnie, ze podalas komus leki, ktore sa wylacznie na recepte. Przy tym sama zaznaczylas, ze az tak dobrze go nie znasz, skoro nie da sie nawet otwarcie z nim porozmawiac (jak powiedzialby lekarz, "zebrac wywiad"). A gdyby cos mu sie stalo? Jakas nieprzewidziana reakcja organizmu? Co wtedy?
    Zreszta, skoro ma isc na zwykla konsultacje, i to dopiero w przyszlym tygodniu, widocznie psychiatra uznala, ze jego sytuacja wcale nie jest az tak desperacka, jak by moglo sie wydawac. Tzn. czy aby czasem nie dramatyzujesz zanadto? Bija dzwony, leca konie, a Ty rzucasz sie na prawo i lewo, chwytasz to, a potem tamto, biegniesz, biegniesz... slowem, zamet. Nie da sie tego jakos tak na spokojnie? :)
    Z tym bawieniem sie w terapeute mialam na mysli to, ze czasami Twoje akcje wygladaja ze strony jakbys cierpiala na lekka odmiane "syndromu ratownika". Jasne, ze to piekna cecha, ale bez przesady! Jak sama celnie zauwazylas, zajmujesz sie innymi, by nie zajmowac sie soba. Otoz to.
    Zaznaczam, ze wcale Cie nie znam, a wszystkie moje obserwacje wynikaja jedynie z tego, co sama tu piszesz. Dlatego bardzo mozliwe, ze sie myle. Ale blog bez interakcji to martwy blog.:)
    Pozdrawiam cieplo!
    P.S. Wieki jak nie uzywalam polskiego, wiec sorry za ewentualne bledy i literowki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no spoko. Nie ma sprawy. Ja przpraszam z brak polskich znakow. Co do interakcji to dzieki. Co prawda pisze dla siebie:) ale milo mi, gdy ktos cos doda od siebie.

      Nie przejmuj sie zbytnio. Wiem co robie. Powaznie.

      Usuń
    2. A tak w ogole to skad piszesz? Czy tez zmagasz sie z jakimis zaburzeniami psychicznymi?

      Usuń
  6. Mieszkam na zachodzie Francji. Jestem ze wschodu Rosji. Przedtem jakis czas mieszkalam w Krakowie, stad ten polski. Tez nie mam polskich znakow diakrytycznych na klawiaturze. Co do zaburzen - twierdzono, ze jestem DDA i borderline, ale... ponoc z borderline niekiedy sie wyrasta i po 40-ce 20% pacjentow juz nie prezentuje cech charakterystycznych dla tego zaburzenia. Zreszta, z klasyfikacja chorob i zaburzen zabawne jest, bo to zalezy od kraju: w Polsce DDA to wielki problem i sa, jak wiesz, specjalne osrodki, w ktorych nim sie zajmuja (sama zaczynalam terapie w jednym z nich), tutaj zas nie umialam wytlumaczyc ani swojemu terapeucie, ani psychiatrze o co chodzi. DDA jako odrebne pojecie tutaj po prostu nie istnieje. No wiec, oficjalnie to ja chyba juz zadnych zaburzen nie mam, a terapia w tej chwili to juz 1 spotkanie na 4-5 tyg (przedtem bylo 2, czasem 3 razy w tyg). Pozostaje mi jeszcze sofrologia, ktora pomaga radzic ze stresem i wyciszyc sie wewnetrznie, ale powoli ucze sie zyc zupelnie samodzielnie.
    Lubie czytac Twoj blog, bo wydaje sie, ze masz nie lada zdolnosci literackie, ale... szkoda, ze tyle energii idzie na marne, bo za duzy chaos panuje w Twoim zyciu. Wszystko w biegu, w biegu... az znowu upadniesz i nic, tylko chwytasz powietrze resztkami pluc. Jak odsapniesz, wstajesz, biegniesz dalej, ale juz w innym kierunku. Chaos. Totalny chaos. Tzn. takie sie odnosi wrazenie, czytajac Twoje wpisy (w rzeczywistosci wcale tak nie musi byc, rzecz jasna. Wiadomo, blog! :-) )

    OdpowiedzUsuń
  7. A co do pisania dla siebie - hej, nie oszukujmy sie! :))) Tutaj w tym serwisie blogowym jest opcja, dzieki ktorej wpisy moga byc widoczne tylko "dla autora". Wiem o tym, bo sama go uzywam, piszac wlasny.^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez uwazam, ze DDA nie jest jakims odrebnym bytem. Doskonale piszesz w jezyku polskim. Rosja, Polska a teraz Francja. Musisz byc bardzo interesujaca osoba. Co tam porabiasz?

      Wiesz, to pisanie moje, to jest dla mnie naprawde. Z tym, ze wiedzac, ze inni moga czytac co pisze, ja dzieki temu czuje sens wypisywania sie z emocji i wypuszczania ich niejako w eter. To mi bardzo pomaga. Nie wiem czy to rozumiesz.

      Co do mojego chaosu to nie wyglada to tak strasznie:) Owszem, bywam jednym wielkim chaosem. To jedna z moich czesci. Moj chad wykazuje glownie tendencje hipomanii, ale tez mam ogromny temperament. Mam silna osobowosc. Jestem bardzo energetyczna.

      Widzisz tylko chaos, bo ten blog wlasnie jest miejscem na chaos, na trudne emocje, na bol, na lek. Jestem bardzo silna, ale czasem i moja pojemnosc sie konczy. To miejsce stalo sie takim gabinetem terapeutycznym dla mnie. Gdybym pisala po to, zeby szukac tu jakiegos poklasku czy czegos podobnego, pisalabym o swoich sukcesach. Swoich zaletach, umijetnosciach, zyciu po prostu. Ale raczej nie uswiadczysz tu niczego takiego. Bardzo sie ciesze i wlasciwie nawet nie wiem jakim cudem, wypracowalam sobie taki nawyk i taki wentyl bezpieczenstwa, by pisac tutaj. To chyba przyzwyczajenie po terapii.

      Moj siostrzeniec znow poczul sie zle. Nie chce mi sie opowiadac. W kazdym razie rozmawialam z jego lekarka przez telefon dzisiaj wieczorem. Pozniej jeszcze ona dzwonila i do niego, i do mnie. Byc moze niezbedna bedzie hospitalizacja. Dlatego bedzie mieszkal u mnie przez najblizsze dni, tak by mozliwa byla interwencja, bo D. mieszka w woj. lubelskim.

      Co robilas w Krakowie?

      Usuń
  8. Krakow: studia + terapia (wpierw dla DDA, potem borderline).
    Zgadzam sie z Toba, ze blog to tylko blog, i nie nalezy wszystkich postow traktowac smiertelnie powaznie.
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń