poniedziałek, 28 marca 2016

Święta

Jest poniedziałek wielkanocny. Skończyłam czytać książkę, którą zaczęłam wczoraj po południu.
Dostałam rano sms od A. "Mam coś dla Ciebie. Mogę Ci wrzucić do skrzynki?" Zadzwonił domofon, po południu wyjęłam książkę.

Chciałam te wolne dni przeznaczyć na odpoczynek, ale tak zapuściłam mieszkanie, że każdego dnia miałam "coś". Cztery prania, usychające kwiaty, bałagan w garderobie, brudne ubrania porozrzucane po krzesłach i fotelach. Dwa razy zmywarka, cztery worki śmieci na balkonie. Ciągle coś.

Wieczorami wychodzę nakarmić koty P. Mojego eks. Opiekuję się nimi, gdy P. wyjeżdża na święta. Zmuszam się do spaceru, bo najchętniej nie wychodziłabym przez wszystkie te dni.
No, ale w międzyczasie skończyłam dwie książki. Tak dla własnej przyjemności. Może nawet obejrzałam jakiś film, który leciał w tle. Laptopa nie włączałam, z jakiejś irracjonalnej obawy, a może, że wciągnę się w jakąś interakcję, a chcę koniecznie być dla siebie. Teraz, gdy inni są zajęci, wtedy mnie mniej. I ten przymus, mój własny nie tak dokuczliwy żeby być.

Gdy wczoraj szłam do kotów P. po drodze z różnych mieszkań dochodziły mnie odgłosy rodzinnego biesiadowania. Rozmowy, śmiech, odgłos sztućców uderzających o talerze. I tak mi się zdaje, pierwszy raz odkąd nie obchodzę świąt zatęskniłam za takim rodzinnym spotkaniem. Chciałabym znaleźć się przy takim rodzinnym stole. Naprawdę zatęskniłam.
A wieczorem, gdy zadzwonił P, opowiedział o rodzinnym spotkaniu w domu swojej babci, chyba pierwszy raz, może nawet w życiu, poczułam zazdrość z takiego powodu. Sama nie wiem, czy o posiadanie babci, czy o rodzinne spotkanie, które z tej opowieści wydało mi się żywe i zabawne.

A dzisiaj ta książka tak dobitnie obnażyła moją samotność. Nie tylko w ten weekend, ale taką od lat, a może nawet do zawsze. Płakałam. Jak zwykle za krótko.

Z jedzeniem radziłam sobie średnio. Od soboty wydałam 150 zł. To dużo. Pomyślałam, że te 150 zł, przydałoby mi się na pobyt w Liverpoolu, albo na tusz do rzęs, tusz i krem. Mogłabym też 15 razy, przez 15 poniedziałków pójść do Luny obejrzeć 15 filmów. Albo do tej klubokawiarni, którą odkryłam w czwartek na prawie 15 zielonych herbat. Mogłabym, ale pomyślałam dopiero teraz, gdy już tych pieniędzy nie ma.

No a teraz jeszcze odkurzyć mieszkanie, zetrzeć kurze, wyszurować kuchnię i łazienkę. O 16-tej idziemy z A. na mały spacer. Może wieczorem zajrzy G., mój Sąsiad. Muszę się spieszyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz