niedziela, 15 lipca 2018

Jestem z siebie zadowolona. Mieszkanie jest czyściutkie, tylko okna i niestety materace do uprania zostały. Okna umyję sama, ale fotele, materace trzeba potraktować jakimś profesjonalnym sprzętem, bo są zasikane i mimo moich starań, szurowania tego, niestety zapach nie schodzi.
Ale zdecydowanie zdrowiej się mieszka w czystym otoczeniu. Jeszcze tak wyszło, że pomogłam w generalnych porządkach G. Naharowałam się wczoraj i dzisiaj, ale tak się dogadaliśmy, że on pomoże mi z kasą, a ja mu z mieszkaniem. Myślę, że jak najbardziej jesteśmy kwita. Dzięki tej kasie i tej, którą jeszcze miałam, mogłam opłacić mieszkanie. Natomiast resztę miesiąca przeżyję na karcie kredytowej. Dług w banku się pogłębia, ale może coś wymyślę, może coś się zmieni. Teraz mam chwilkę oddechu, bo wiem, że nie wiszę właścicielce za mieszkanie i czuję się z tym dojrzalsza.

Z G. wyszła dziwna sprawa tak w ogóle. Myślałam, że on zdecydowanie nie ma ochoty dzielić ze mną życia, a poza tym jestem dla niego stara i nieatrakcyjna. W piątek wszystko się skomplikowało.
Wcześniej, w tygodniu napisałam mu sms dotyczący moich odczuć odnośnie naszej relacji. Z wyrzutem wyznałam, że nie ma go wtedy, gdy go potrzebuję, a poza tym będąc w tak dramatycznej sytuacji finansowej nawet nie mogę liczyć na jego wsparcie. No i się zaczęło, ale długo by o tym pisać.

Mogliśmy się dopiero zobaczyć w piątek w nocy po jego pracy i porozmawiać jak ludzie. Byłam w stu procentach przekonana, że on naprawdę nic do mnie nie czuje i nawet niezbyt lubi spędzać ze mną czas. Postanowiłam postawić sprawę jasno. Powiedziałam mu, że jestem w nim w jakimś stopniu zakochana i to jest ten problem, który komplikuje naszą dotychczasową umowę i musimy się rozstać w zaistniałej sytuacji. Zastanawiałam się czy przyznać się do tego uczucia, czy nie. Uznałam, że po takim wyznaniu nie będę się wstydzić i obawiać odrzucenia. Czułam się odrzucona już od bardzo dawna. Chciałam tylko żeby wiedział dlaczego nie mogę w naszym układzie już trwać. Jego reakcja mnie zaskoczyła, bo powiedział coś stylu, że nie chce mnie stracić, ale bardzo boi się zmiany swojego dotychczasowego życia i nie wie co ma zrobić.

Jego przerażenie i jednocześnie jakaś rozdzierająca go od środka ambiwalencja uświadomiły mi, że decyzja jest dla niego w tym momencie nie do przeskoczenia. Bardzo mu współczuję i jeśli tak będzie dla niego lepiej, powinniśmy się rozstać. Zresztą, jeśli to pójdzie w kierunku, że mamy być razem, to i ja będę miała duży problem, bo również moje życie bardzo by się zmieniło. Ja też musiałabym się wielu rzeczy jeszcze nauczyć.

Martwię się o niego, o to, że tak wiele go to kosztuje, i że w ogóle musi decydować w tak ważkiej sprawie.
A ja, cóż. Nie mogę być z nim blisko. Nie mogę bo cierpię, a to mnie zabija i pogrąża w jakiejś przewlekłej rozpaczy. Moim zdaniem nie powinniśmy być ze sobą. Powinniśmy pozwolić sobie odejść. Może tak będzie lepiej.


6 komentarzy:

  1. Piszesz
    - napisałam mu sms dotyczący moich odczuć odnośnie naszej relacji. Z wyrzutem wyznałam, że nie ma go wtedy, gdy go potrzebuję, a poza tym będąc w tak dramatycznej sytuacji finansowej nawet nie mogę liczyć na jego wsparcie,

    i jednocześnie
    - Nie mogę być z nim blisko. Nie mogę bo cierpię, a to mnie zabija i pogrąża w jakiejś przewlekłej rozpaczy. Moim zdaniem nie powinniśmy być ze sobą.

    Czy Tobie to się nie kłóci jakoś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie kłóci. Chodzi o to, że gdy go nie ma, gdy staje się niedostępny, zaczynam cierpieć. To jego pojawianie się i znikanie powoduje we mnie wiele ambiwalentnych uczuć. To dlatego mimo, że go kocham, nie mogę trwać w czymś takim, co nie jest pełne.

      Usuń
  2. Hej, dziś odkryłam Twój bloog i pomyślałam że napiszę do Ciebie. Jest mi bardzo bliski jednen w wątków relacji z terapeutą. Jak poradziłaś sobie ze stratą? Czy twoim zdaniem, z perspektywy czasu takie przywiązanie do terapeuty jest normalne?
    Mam niestety podobnie i jestem na etapie jakim ty byłaś kila lat temu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poradziłam sobie z tym, ale było bardzo ciężko i trwało to kilka dobrych lat. Obecnie wiem, że mój terapeuta trochę nieumiejętnie zakończył tę terapię. Moje przywiązanie do terapeuty było zaburzone przez moje deficyty więzi wczesnego dzieciństwa. Dlatego tak bardzo tragicznie odreagowałam zakończenie terapii. Dzisiaj nie polecałabym osobom z tym problemem terapii psychoanalitycznej.

      Usuń
  3. deficyty wiezi a mozesz to rozwinać? Tak masz tylko z mężczyznami czy i kobietami?
    pytam, bo dla mnie zakonczenie/przerwanie terapii to jakby śmierć. zyję tylko terapia, wszystko inne przestało się liczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam Nie wiem czy jeszcze odpowiedź Cię interesuje. Przestały do mnie docierać powiadomienia o komentarzach, muszę to sprawdzić. Na obecną chwilę, mam kłopot jedynie z jednym mężczyzną, z którym się związałam silnie emocjonalnie. On jest niestety alkoholikiem, niedostępnym i chłodnym emocjonalnie. Wydaje się, że po tym jak terapeuta uciął naszą terapię, bo się uzależniałam, przeszłam długą drogę żałoby. Była niezgoda i ból, była złość, a potem już tylko obojętność. Ale kilka lat to trwało niestety. Dzięki temu zakończeniu terapii powchodziłam w relacje z ludźmi i było już tylko lepiej. Z tym deficytem więzi to może chodzi o relacje bardzo, bardzo bliskie. Obecnie tylko te z mężczyznami, czy mężczyzną, z którym jestem, ale właśnie próbuję się z tej relacji uwolnić. Piszę o tym w moim dzisiejszym wpisie.
      Ja prawdopodobnie nigdy nie poczułam się jako dziecko związana z rodzicami. Mama mnie nieświadomie odrzucała, ojciec był takim nieobecnym ojcem. Przez to moja osobowość ukształtowała się jakoś nieprawidłowo. To co być może teraz robię to nadal odtwarzam relację z dzieciństwa, bo innego wzorca miłości i bliskości nie znam.

      Usuń