poniedziałek, 9 lipca 2018

Weekend pomógł mi się pozbierać trochę. Już w piątek znalazłam leżącą luzem tabletkę do zmywarki i to był ten zapalnik, by jednak zrobić porządek z brudnymi naczyniami jeszcze tego dnia. Resztę naczyń umyłam ręcznie. Potem zaległam w łóżku przed telewizorem ale nie spałam przez całą noc. Nie mogłam zasnąć. Byłam bardzo smutna. Beznamiętnie oglądałam w telewizji jakieś różne mniej i bardziej nieistotne programy.  Poziom beznadziei i smutku mocno zniechęcał do poszukiwania przyjemności z dogadzania zmysłom, więc jakoś przynajmniej nie pogrążyłam się z jedzeniem. Wreszcie jakoś koło ósmej rano podniosłam się, bo sen nadal nie nadchodził, za to przez balkon i okna zaczął wdzierać się nieprzyjemny upał.

Myślałam, że będę nieprzytomna i trochę byłam, ale poszłam do kuchni nakarmić koty i przy okazji postanowiłam opróżnić zmywarkę. Zirytował mnie brud i bałagan w szufladzie na sztućce. W ten sposób zabrałam się za porządki w szufladach, a potem szafkach i wszelkich koszach i pudełeczkach w pokojach i garderobie. Co jakiś czas polegiwałam na łóżku co prawda, ale dyskomfort wynikający z otaczającego mnie brudu konsekwentnie stawiał mnie na nogi, choć wiedziałam, że droga przede mną długa i kręta.

Pozbyłam się trzech kwiatów, z których Melisa wygrzebywała mi nieustannie ziemię a nawet potrafiła załatwić tam swoje potrzeby fizjologiczne. Próbowałam je ratować wielokrotnie, w końcu z bólem serca podjęłam decyzję o ich usunięciu. No i wreszcie zrobiłam porządek ze stosem prania, a właściwie prań, które piętrzyły się w sypialni. 
Trochę w międzyczasie potuliłam koty, poganiałam Melisę po domu, która lubi być ścigana, Zyźka wytuliłam i wynosiłam na rękach. W  końcu miały okazję troszkę być zauważone. Przeszła mi jakoś histeria związana z unoszącą się wszechobecną kocią sierścią, choć problem wcale nie zniknął. Na tak małej powierzchni przebywania kotów, tej sierści jest naprawdę ogrom.
Ugotowałam sobie nawet jakąś kaszę i poszłam na bazarek po warzywa. I tak tę kaszę z warzywami jadłam w sobotę i niedzielę. 

Telefon wyłączyłam zupełnie, zaczęłam się wyciszać. No a w sobotę dopiero zasnęłam koło północy. W niedzielę przysypiałam do 16-tej. Trochę to mnie zdołowało, ale sen był potrzebny. Nie robiłam już zbyt wiele w mieszkaniu, byłam rozlazła. No a dzisiaj rano wstałam i odkurzyłam mieszkanie. To bardzo odmieniło jego wygląd. Generalnie wyszłam do pracy w zupełnie innym stanie niż gdy wracałam z niej w piątek.
Nawet odważyłam się zerknąć na kilka ogłoszeń o pracę. Niestety nie mogłam przemóc w sobie myśli, że do niczego się nie nadaję. Poddałam się. 
Wracając z pracy zadzwoniłam do mojej mamy. W piątek też dzwoniłam, ale okazało się, że tak się fatalnie czuję, że nie jestem w stanie utrzymać rozmowy, a matka też nie była zbytnio rozmowna. Za to dzisiaj z zupełnie inną energią gadałam z nią jakieś pół godziny. 
Potrzebuję chyba jeszcze kilku dni samotności i robienia porządków zanim się podniosę. Tak podejrzewam. Na razie postanowiłam nie myśleć o pieniądzach. Jutro spojrzę na konto. Wierzę, że tym razem też sytuacja się rozwiąże. Może zamiast całkowitej zmiany pracy, podejmę się czegoś dodatkowo. Muszę się poczuć silniejsza fizycznie. Coś wymyślę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz