wtorek, 21 lutego 2023

Kryzys rozwojowy i związek z G.

Zakończyłam terapię. To znaczy jeszcze zostały dwie sesje kończące. Ale kurczę zrobiła się dziwna rzecz. Przechodzę ogromny kryzys. Czuję się jak chomik, który wyszedł z kołowrotka. Kompletnie nie mam pojęcia co chcę zrobić ze swoim życiem. Do tej pory ciągle zajmowałam się swoim zdrowiem psychicznym i łączeniem kropek. 

Przez chwilę czułam się dobrze, bo wydarzyło się wiele dobrego. Zaskoczyła mnie relacja z G., która miała pójść w innym kierunku, to znaczy mieliśmy zakończyć znajomość na dobre. Oboje czuliśmy, że dotarliśmy już do jej końca.

Po kilku miesiącach znów nawiązaliśmy kontakt i wówczas dotarło do mnie, że jesteśmy w przedziwnej relacji, która opiera się na cyklach, w które wpisane jest burzliwe odchodzenie, zupełny brak kontaktu i namiętny powrót. 

Pani J. podrzuciła mi informację o opowieściach o miłości Roberta Sternberga, amerykańskiego psychologa, który przez lata badał pary. Zauważył, że niektóre z nich, które zgłaszają się na terapię z problemami w związku nie poddają się typowym interwencjom psychologicznym, a wręcz przeciwnie problemy, które zgłaszają są główną siłą napędową ich związku. Zaczął się temu uważnie przyglądać i badać to zjawisko i w ten sposób zauważył, że ludzie wiążą się ze sobą na zasadzie swojej opowieści o miłości. Są to ich sposoby przeżywania miłości. 

Poczytałam o tym i wówczas stało się zupełnie jasne, że ja i G. również mamy swoją opowieść. Podrzuciłam linki G., pogadaliśmy. On też przyznał, że wszystko to jest bardzo logiczne. I tu właśnie pojawiło się pierwsze zaskoczenie. A to dlatego, że przywykłam już gonić króliczka, a tymczasem króliczek przestał uciekać, a wręcz przeciwnie został, zaangażował się i nigdzie się nie wybiera.

Oczywiście to też efekt naszych rozmów i przyjrzenia się temu co nas łączy, a co nas niszczy. Zastanowiliśmy się nad tym, czy potrzebujemy kłótni, dramatów i rozstań, czy może wystarczą kontrolowane przerwy, odpoczynek od siebie, schowanie się od czasu do czasu w swojej jaskini oraz przestanie się siebie czepiać, zaspakajanie w miarę możliwości swoich potrzeb, jednocześnie inaczej podtrzymując namiętność. 

Złożyło się tak, że G. czasowo zamieszkał ze mną, co było wynikiem zupełnie innej kwestii nie związanej z nami. Pierwszy tydzień był trudny. Nie miałam się dokąd schować. Czułam się przesycona jego obecnością. Przeszłam kryzys dwudniowy, po czym wszystko jakoś mi się poukładało i od tej pory nastąpił zupełny spokój. 

Teraz funkcjonujemy jak zwyczajna para, z tym, że cały czas mamy na uwadze nasze ograniczenia i potrzeby. Kiedy zauważyłam, że on został, co naprawdę było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, zaczęłam się zastanawiać czy aby na pewno tego chciałam. Bo chciałam na pewno wyrównania krzywdy z 2019 roku, w wyniku, której rozstaliśmy, a ja przeszłam załamanie, a gdy mi to teraz dał, zwrócił mój honor i godność, naprawdę nie byłam przekonana, czy chcę jeszcze od niego czegokolwiek. 

Uznaliśmy oboje, że nie będziemy zbyt wiele myśleć o przyszłości. Żyjemy tym, co tu i teraz. Oboje potrzebujemy siebie tu i teraz. Wspieramy się, dając sobie akceptację naszych ograniczeń, tych cech i kwestii, które wcześniej były polem walki. 

Jest to zupełna nowość w naszym związku, a to rodzi intymność i zaangażowanie. Również namiętność, która ma swoje przełożenie na nasze satysfakcjonujące życie seksualne. Dzieje się na tym polu bardzo wiele, co także przekłada się na bliskość i zaangażowanie w tę relację. Jestem jednak przekonana, że ta relacja żeby istnieć musi mieć swoje zwroty akcji lub po prostu swój pazur. Z tą różnicą, że nie zamierzamy teraz występować przeciw sobie lecz wychodzić na przeciw naszym potrzebom. A wydaje się, że ten wachlarz jest dość interesujący do zagospodarowania dla nas obojga.

I tak koniec terapii plus spokój, który zapanował w relacji z G. sprawił, że sprawy, którymi żyłam latami przestały domagać się uwagi. Mało tego, przestały istnieć.

Pani J. uprzedziła mnie, że może pojawić się w związku z tym duży kryzys i potrwa przez jakiś czas. Tym razem to kryzys rozwojowy. Coś naturalnego, przez co przechodzi wiele osób. Dzieje się to wówczas, gdy jakiś kluczowy, ważny etap życia dobiega końca i stajemy przed ogromną niewiadomą tego co dalej. 

Przyznam jestem potwornie zagubiona i przeżywam głębokie stany depresyjne z tym związane. Czuję się jak uczeń, który w swojej klasówce życia, wylosował zupełnie inne zadania niż większość. Rozwiązał je i zostało mu jeszcze bardzo dużo czasu do dzwonka. 

Tak myślę o swoim życiu, potrzebach, aspiracjach, zainteresowaniach. O swojej wrażliwości, inteligencji i świadomości. Mam w tej chwili wrażenie, że nic więcej w tym życiu mnie już nie woła. A to co mnie pasjonowało i zajmowało właśnie się dopełniło. 

Mam nadzieję, że to rzeczywiście tylko kryzys rozwojowy, i że w końcu minie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz