środa, 22 lutego 2023

Telefon na infolinię dla osób zagrożonych samobójstwem

Cholera. Nie sądziłam, że aż tak można stracić wszelki sens. Mogę tylko powiedzieć, że dzisiaj zaliczyłam swój pierwszy telefon na infolinię dla osób zagrożonych samobójstwem. I bardzo było mi trudno siebie przekonać, że ma to jakikolwiek sens. 

Czuję wstyd, że się myliłam, że wierzyłam, że jeszcze będzie lepiej. Ale staram się trzymać argumentów, które wskazują jednoznacznie, że to tylko kryzys, który muszę przejść jak wszystko inne. I ten upadek wartości i znaczenia czegokolwiek to zwyczajnie jeden z elementów tego procesu. 

W poniedziałek idę do Centrum Interwencji Kryzysowej. Sama tego nie przejdę. Pani J. już nie chcę angażować i chcę naprawdę zakończyć tę terapię. Jednocześnie chwycić się kogoś przejściowego i spróbować jednocześnie wejść jakkolwiek w życie.

Właśnie załatwiam staż w fundacji. To a propos powrotu do pracy. Przeraża mnie powrót. Problem polega na braku jakiejkolwiek motywacji do życia. Czuję się przeważnie wyczerpana. Boję się, że nie podołam, że nie będę w stanie wykonać swojej pracy. Boję się, że zawiodę, że się ośmieszę. Boję się siebie, że ta zbuntowana część we mnie nie pozwoli mi podjąć tej próby powrotu do życia. A jest naprawdę silna. To ona przeważnie dyktuje warunki i mówi mi co warto, a co nie. 

Hm... Gdy tak to opisuję, coś mi mówi, że to jednak rzeczywiście kryzys. Czytam siebie i widzę tu po prostu swój autodestrukcyjny kawałek. Ale po co to jest? Co mam z tym zrobić? Mam coś sobie dać a nie daję? Albo ktoś? Wszystko czego chciałam, otrzymałam. Tam, gdzie nie było możliwe osiągnięcie czego chcę, przyszło zrozumienie i akceptacja. Czy może jednak siebie okłamuję?

Bardzo staram się chronić moje otoczenie przede mną. Różnie to wychodzi. Człowiek głęboko nieszczęśliwy i tak dramatycznie cierpiący potrafi być utrapieniem. Staram się jak mogę. Ale wyszukuję też ludzi z mojego otoczenia, którym mogę się do tego przyznać. To znaczy każdy wie i widzi tyle na ile oceniam, że jest w stanie ze mną ponieść mój ciężar. Jednak największe gówno poszło dzisiaj na infolinię i trzymam się tego, że są takie myśli i emocje, którymi powinni zajmować się specjaliści, a nie nasze otoczenie. Jednakże pamiętam o tym, że osobiste, bliskie relacje i możliwość bycia w nich autentycznym to podstawa zdrowia psychicznego. 

Samotność i nieautentyczność zabija. Zaczęłam też wyszukiwać jakichś treści egzystencjalistów, z którymi się identyfikuję. Jednak z czasem przyniosło to niezbyt pożądany skutek. Zaczęłam zapadać się jeszcze bardziej. Natomiast zbyt optymistyczne wypowiedzi rodzą we mnie ogromną niezgodę i złość. Zatem staram się szukać równowagi dla siebie. 

Człowiek w kryzysie jest szczególnie wrażliwy. Ciężko komuś takiemu pomóc. Naprawdę nie można czuć się winnym, że nie wie i nie umie się pomóc. Lepiej od razu przyznać się do tego przed bliską osobą w kryzysie i zachęcać ją do kontaktu ze specjalistą i wspierać ewentualnie w dotarciu do takiej osoby, ale nie doradzać, nie działać na własną rękę. Ewentualnie zapytać, czy można jakoś pomóc. Czy jest coś co mogłoby pomóc. Czasem, najczęściej to jest akceptacja, że ktoś przeżywa coś trudnego i obecność. 

Mam teraz przy sobie G., który właśnie w ten sposób mi pomaga. Zrobi zakupy, ugotuje, spędza ze mną czas. Jemu nie mówię aż tak wiele, ponieważ jest najbliżej i wystarczająco już dużo dźwiga. Ale wie, że jest mi ciężko. Gdy mam dzień, w którym cierpię szczególnie, mówię mu o tym, bo jest to absolutnie nie do ukrycia, ale staram się trzymać fason i nie rozpadać się, piszę za to więcej o tym, jak mi jest innym osobom. Wówczas każdy dostaje swoją, moją cegiełkę lub całkiem solidny kamień i tak moi bliscy pomagają mi przetrwać najgorsze. 

I to pomaga. Pomaga nie ukrywać się aż tak bardzo i nie odczuwać tak bardzo samotności z tym związanej. 

Ale największy mrok, taki, w którym tracę kontrolę i nie wiem już co komu mogę przekazać, by mógł być wsparciem, musi natychmiast być przekierowany do specjalisty. I tak było dzisiaj. 

Pani, która pojawiła się po drugiej stronie słuchawki właściwie nie musiała mówić zbyt wiele. Chciałam jedynie mieć pewność, że jestem w miejscu, w którym mogę przyznać się do wszystkiego co najgorsze. I miałam świadomość, że jest to właśnie takie miejsce. 

Jestem wdzięczna, że mogłam wypowiedzieć na głos to co dla mnie najtrudniejsze. Kluczyć, błądzić, rozpadać się, nie mieć nadziei i być jak ktoś bez jakiejkolwiek nadziei. Trudna, ciężka, mroczna. Głównie rozmawiałam sama ze sobą. Pani tylko chwilami, gdy robiłam pauzę, dodawała coś od siebie. Ale tak trafionego i na miejscu, że mogłam nadal się rozpadać. Być kompletnie bezsilna. To było kilkadziesiąt minut, gdy po raz pierwszy, od wielu lat oddałam kontrolę. Ostatni i jedyny raz mogłam to zrobić w terapii z moim pierwszym terapeutą. Kilkanaście lat temu. 

I to jest rzecz najistotniejsza w niesieniu pomocy osobie w głębokim kryzysie. Pokierować ją do osoby przeszkolonej i oddelegowanej do niesienia takiej pomocy.

W moim przypadku to szczególnie ważne, ponieważ mam duży problem z zaufaniem oraz przymus chronienia innych. To pozostałość po tym, gdy tego nie robiłam i ludzie cierpieli przeze mnie lub byli niejako zmuszani do przeżywania mojego życia za mnie. Odkąd zrozumiałam, co wyrządziłam tym osobom, zaczęłam obsesyjnie kontrolować swoje najmroczniejsze impulsy.

A zatem tak.  Bardzo dobrze, że odważyłam się zadzwonić na tę infolinię. Łał. To była rzeczywiście niesamowita ulga, w końcu przestać kontrolować siebie i innych. 

Może jednak nie dotarłam do ściany ale idę do przodu. Może to tylko ściana, która właśnie trzeba zburzyć, a nie faktyczny koniec.


3 komentarze:

  1. Jesteś bardzo mądrą osobą, bardzo wrażliwą, empatyczną. I silną.
    Pokonuj te ściany, one są do przejścia. Pozdrawiam Cię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Może się uda. A jak u Ciebie? Kiedy do mnie się odezwiesz? :)*

      Usuń
    2. Dzięki za pamięć, że miałam się odezwać... Jeszcze trochę, na razie zamknęłam się prawie na maksa.

      Usuń