środa, 25 maja 2011

Uznanie własnych ograniczeń.

Chciałabym w tym wątku poruszyć temat moich ograniczeń, z którymi właściwie dotąd się nie konfrontowałam. Taki temat zaniosłam wczoraj na moją sesję.

Chodzi o to, że zaczynam sobie zdawać sprawę z ogromu pragnień, które spycham gdzieś w nieświadomość od lat. Byłam w błędzie, myśląc, że z pewnymi rzeczami już się poukładałam.
Że zrozumiałam, że z wielu powodów nie czas i nie miejsce bym zastanawiała się nad tym czy owym. Nie czas na tęsknotę, nie czas na chcenie, na zajmowanie się tym co w obecnej mojej sytuacji wydaje się być nierozsądne.

Tak też wygląda na to, że spychałam wszystkie moje "chcenia", jedno po drugim. Coraz głębiej i głębiej, aż przestałam czuć cokolwiek.
Pytana o plany na przyszłość spotykałam się z jakąś czarną dziurą w mojej głowie. Kompletny brak jakichkolwiek przemyśleń. Żyłam w myśl zasady "nie czas i nie miejsce".

W którymś poście napisałam, że chcę zakończyć terapie. Wygląda, że dzieje się tak wówczas, gdy docieram do czegoś ważnego w sobie i nie mam odwagi stawić temu czoła. Mimo to jednak, z trudem, ale jednak odważyłam się.

Wiecie co najpierw zrobiłam? Od jakiegoś miesiąca tłukł mi się po głowie Kordian Słowackiego. Bagatelizowałam tę myśl, ale powracała, przywodząc na myśl jaką przemianę wewnętrzną. Ze szkoły pamiętałam monolog Kordiana na Mont Blanc. Odnalazłam ten fragment wczoraj w sieci i przeczytałam.

Kordian był postacią, która skonfrontowała się z pewnymi ograniczeniami, względem potrzeb i pragnień jakie posiadała. Spotkał się z ogromnym rozczarowaniem na wielu ważnych obszarach swojego życia i postanowił żyć inaczej.

"Uczucia po światowych opadały drogach...
Gorzkie pocałowania kobiety - kupiłem...
Wiara dziecinna padła na papieskich progach...
Nic - nic - nic - aż w powietrza błękicie
Skąpałem się... i ożyłem,
I czuję życie!
"

Niestety był bohaterem romantycznym, czyli od początku był skazany na klęskę smile
Mimo, że się "narodził" ponownie i postanowił, że jego życiu będą przyświecać inne cele, to jego niedojrzała struktura psychiczna w pewnym momencie zaznaczyła swoją obecność.

Wiecie co pomyślałam sobie? Że właśnie ja tak postąpiłam. Stwierdziłam, że życie nie ma nic dobrego do zaoferowania. Świat jest pełen przemocy, niemoralności, nieuczciwości, bezduszności, egoizmu. Wycofałam się z życia. Zamknęłam się szczelnie w jakiejś swojej skorupie. Zamknęłam się w gabinecie terapeuty, ucząc się próbować po prostu to jakoś wytrzymać. Zatrzasnęłam się przed światem w jakiejś fanatycznej wierze w Boga. Zastygłam w oczekiwaniu na inne życie, NA CZAS I NA MIEJSCE. Przestałam żyć.

Kordianowi nie udało się nowe życie. Tak jak ja wciąż ponoszę kolejne klęski. Chcę być kimś innym. Kimś kto nie ma nic wspólnego z tym światem, z tymi ludźmi. Stałam się odległą, samotną planetą, pełną kraterów niezrealizowanych pragnień.

Aż jakiś czas temu nieśmiało, z dużym lękiem zaczęłam przyglądać się temu co we mnie krzyczy. Krzyczy bulimią, psychozami, czy utratą kontroli nad pewnymi zachowaniami.

Wczoraj zaszłam do mojego analityka i spytałam czy możliwe jest żebym mogła to wszystko poczuć ale niekoniecznie od razu realizować. Powiedział, że to właśnie zwykło nazywać się dojrzałością. Wiem, uśmiejecie się, ale ja naprawdę nie do końca to rozumiem.

Czyli, że mogę czuć, chcieć, myśleć, marzyć! Ach... To cudowne, cudowne!

Ale zaraz... co z tym, czego mieć nie mogę? I wiecie co powiedział mój terapeuta?
Powiedział, że jeśli po przeanalizowaniu naprawdę okaże się, że coś jest nieosiągalne, bądź nierozsądne to należy przeżyć żałobę. Taką prawdziwą, najprawdziwszą żałobę po tym, bo naszej psychice jest to szalenie potrzebne. Takie świadome pogodzenie się ze stratą.

Być może zatem zajdę dalej niż Kordian. Być może nie będę musiała wyrzekać się siebie i swoich potrzeb, ale będę mogła świadomie uznać swoje ograniczenia i biorąc je pod uwagę zacząć wreszcie żyć. Tak jak to jest w obecnie możliwe. Być może to pogodzenie się ze sobą otworzy nowe możliwości, dotąd niedostrzegane. Być może... tego nie wiem. Ale wiem jedno, ZARYZYKUJĘ i spróbuję czuć to, czego od dawna sobie wzbraniam. Teraz muszę się tylko do tego dogrzebać. A potem zobaczymy co z tym zrobić. Być może niektóre z nich to całkiem akceptowalne dla mnie rzeczy smile Chciałabym...

3 komentarze:

  1. Jak ja to dzisiaj doskonale rozumiem.
    Jak rozumiem czego chcę. Chcę mojego terapeuty! AAAAAaaaa! Mam ochotę drzeć się i tupać nogami. Chcę! Chcę! Chcę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wracam do tego wpisu. Jest szalenie ważny i szalenie prawdziwy. Dzisiaj.

    OdpowiedzUsuń
  3. Znów trafiłam na ten wpis. To już ponad pięć lat od jego napisania, a po raz kolejny postawił mnie na nogi. Dobrze jest wracać do pewnych zdarzeń i miejsc.

    OdpowiedzUsuń