środa, 17 lipca 2013

Boso po trawie

Kiedy ostatnio chodziliście boso po trawie? Pamiętacie to uczucie?
Wystarczy jakiś skwer, park, inne miejsce. Naturalnie proszę uważać na psie kupy:) To odnośnie mieszkańców dużych miast.

W ostatnią niedzielę znów dopadł mnie paskudny lęk. Mam tak od jakiegoś miesiąca, może dłużej.
To taki histeryczny, paniczny i z lekka psychotyczny stan. Obrzydliwość. Doszło do tego, że mam pewnego rodzaju PTSD. Prześladuje mnie silny lęk przed napadem lęku. Dosłownie paranoja.

Według mnie lęk ma aspekt typowo psychologiczny. Dlatego, gdy to paskudztwo zaczęło wkradać się w moje życie coraz częściej, doszłam do wniosku, że gdzieś w mojej głowie na poziomie myśli i związanych z nimi emocji dzieje się coś niedobrego.

Pewnego dnia przedzwoniłam sporo poradni zdrowia psychicznego w celu znalezienia terapeuty, który pomógłby mi doszukać się przyczyn tej całej histerii.
Pierwszego dnia wykonałam może 10 telefonów do różnych poradni. Jednak dosłownie w każdej informowano mnie, że okres oczekiwania na wizytę do terapeuty to minimum 6 miesięcy.
Nie wiem jakim cudem się nie poddałam, bo następnego dnia, po wygooglaniu kolejnych poradni, w jednej z nich trafiłam na wolny termin właściwie od zaraz.

Ten termin wypada jutro. Nie mam pojęcia czy ta pani, bo jest to kobieta, będzie mogła mi pomóc.
Mam sporo obaw z tym związanych. Naturalnie w dalszym ciągu gdzieś głęboko w sobie pozostaję wierna mojemu terapeucie. Myślę jednakże, że mam na tyle dużo pokory, by móc się ewentualnie
otworzyć na kogoś nowego. Oczywiście jeśli obie dojdziemy do wniosku, że istnieje możliwość współpracy.

W jakimś stopniu domyślam się, co może być źródłem owego lęku. Moja sytuacja życiowa zmieniła się diametralnie. Długi okres braku aktywności zawodowej oraz wiele wiążących się z tym zmian. No i najważniejsze. Ogromna niezgoda na stan choroby, która kompletnie zdezorganizowała mi życie. To bardzo dziwne, ale po raz pierwszy w życiu doświadczam w sposób jawny potwornej złości, miewam napady wściekłości, bywam poirytowana. Dosłownie każda mało znacząca pierdoła potrafi doprowadzić mnie do szału. Wszystko to właśnie dlatego, że coraz częściej dociera do mnie, że moje życie nie będzie już takie jak kiedyś, a pobyty w szpitalu psychiatrycznym, staną się nieodłączną częścią mojego życia.

To bardzo dziwne odczuwać złość. Tak jawnie, bez rozgrywania jej na różne sposoby.
Mój terapeuta byłby pewnie zadowolony z takiego obrotu sprawy. Tłumienie złości kosztowało mnie w życiu bardzo wiele. Innych także. Również teraz, gdy jestem tak bardzo nadwrażliwa na wszystko, staram się nie narażać innych i siebie i chowam się trochę po kątach. Głównie unikam ludzi i sytuacji, które jakoś szczególnie sprawiają mi dyskomfort.

Postarałam się także o pewną strukturę dnia, by nie rozjeżdżał się jakoś tak bardzo. Pewne czynności, obowiązki, zobowiązania. Na tyle na ile jestem w stanie. Wygląda na to, że to pomaga, ale to za mało moim zdaniem. Ciągle czuję się winna, że to za mało...
Kolejna rzecz to taka, że chcę zadbać (poza wolontariatem, o który staram się w dwóch fundacjach) o jakieś dorywcze zajęcie. Być może już niebawem będę mogła się czegoś podjąć. Mam nadzieję, że parę godzin pracy w tygodniu wpłynie na mnie korzystnie. Owszem mam pewne obawy, bo czasem nie wiadomo, którą nogą wstanę. Czy będę snuć się jak cień, wściekać na niczego niewinnych ludzi, lub pikować w górę, bez kompletnej możliwości kontroli nad tym co się ze mną dzieje. Tak czy owak muszę spróbować.

Kiedy jest to możliwe spędzam czas na powietrzu. Głównie w parkach. I właśnie to chodzenie boso po trawie, moczenie nóg w jeziorku, wylegiwanie się na słońcu jest bardzo kojące. W stanach pobudzenia lub lęku, potrafię przejechać rowerem Warszawę w szerz i wzdłuż, a kiedy, jak mawia moja matka, wykręci mi się sprężyna, zjeżdżam do parku właśnie i tam próbuję doprowadzić się jakoś do porządku. Smutki natomiast chowam w łóżku pod kołdrą. Zamieniam się wówczas w dzikusa, który boi się nawet odczytać SMS, który właśnie nadszedł. Muzyka lub jakiś smętny, przydługawy film niosą ulgę w cierpieniu. Choć tępe gapienie się w sufit też ma swoje dobre strony:)

Trzymajcie się!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz