czwartek, 18 lipca 2013

Po wizycie

Byłam dzisiaj u, hm.. "nowej" terapeutki. Wydała się robić dobre wrażenie. W przeciwieństwie do kompletnie niekompetentnej babki z Ośrodka Interwencji Kryzysowej, u której niedawno chcąc, nie chcąc, wylądowałam.  Pani zdawała się słyszeć i rozumieć z czym do niej przychodzę. Troszkę mnie dziwi, że postanowiła podjąć się pracy ze mną od razu, bez tzw. "okresu próbnego". Często bowiem terapeuci zastrzegają sobie na początku 3-5 spotkań, po których zapada decyzja co dalej. To po to by między innymi ocenić czy pacjent przypadnie im do gustu :) I vice versa :)

Może to moje zdziwienie tym większe, że gdzieś z tyłu głowy, bałam się, że pani nie podejmie terapii, ze względu na moje rozpoznanie i mnogość objawów, zwłaszcza ostatnio.
Nie wiem dlaczego i skąd w ogóle takie domysły. Może, dlatego, iż w ostatnim czasie często myślałam o sobie, jak o beznadziejnym przypadku.

Tak czy owak, opowiedziałam pani z czym przychodzę. Jak widzę swoją obecną sytuację. Jakie mam pomysły na siebie. Opisałam krótko przebieg mojego dotychczasowego leczenia, w tym terapii. Żywo zareagowała na nazwisko prowadzącej mnie wcześniej lekarki. Spytała o sytuację zawodową i życie prywatne.

Na koniec przyznała, co mnie trochę zdziwiło, trochę skrępowało, że jest pod ogromnym wrażeniem, że przez wiele lat udawało mi się tak dobrze funkcjonować, mimo tak ogromnej chwiejności, silnych afektów i sytuacji życiowej w ogóle. Przyznałam, że wiele zawdzięczam terapii, na co Pani M. odparła, że właśnie dlatego w tym przypadku terapia jest tak ważna.

Bardzo bałam się jadąc na tę wizytę. Właściwie przez cały czas, gdy opowiadałam terapeutce o sobie, byłam bardzo wyczulona na to, jak się zachowuje, co mówi, jak postrzega moje wnioski.
Zależało mi na tym by znaleźć pomoc, która wyda się sensowna. Chciałam by ta kobieta zauważyła, że jestem świadomą pacjentką, że bardzo dużo wiem o sobie i rozumiem pewne zachowania oraz ich przyczyny. Po prostu czasem nie kontroluję wszystkiego, a pojawiający się w ostatnim czasie olbrzymi chaos przysłania moje zdolności poznawcze.

Spotkania z nową terapeutką mam ustalone co dwa tygodnie. Jest to dość znaczna odmiana w porównaniu do ilości sesji psychoanalitycznych. Jednak widzę w tym korzyść i sens. Szczególnie taki, że w tym przypadku terapia polegałaby na mojej samodzielnej pracy, a rola terapeutki pozostanie raczej naprowadzająca i wsparciowa. Tak przynajmniej to widzę i tak chciałabym by było.
To między innymi chroniło by mnie przed niezdrowym przywiązaniem i cedowaniem na terapeutkę odpowiedzialności za podejmowane przeze mnie w drodze terapii decyzje.

To tak bardziej na sucho o moim dzisiejszym spotkaniu. Emocje podczas wizyty zresztą mocno powściągnęłam. Przede wszystkim chciałam na wstępie, możliwie rzeczowo przedstawić moją sytuację oraz wnioski, do jakich doszłam w ostatnim czasie. Mam nadzieję, że coś wyjdzie z tych sesji, że polubimy się obie. To by znacznie ułatwiło mi sprawę :)

No a dalszą część dnia, po wyjściu z gabinetu Pani M. spędziłam pogrążona w smutku, że jest jakaś nowa pani, jakaś nowa terapeutka. Myślę jednak, że mój terapeuta, Mój Pan M. byłby ze mnie dumny, iż odważyłam się na taki krok.

Mój Terapeuta na zawsze pozostanie częścią mnie i to się raczej już nigdy nie zmieni. Osobą znaczącą, który mimo psychoanalitycznego dystansu, dał się poznać jako wspaniały człowiek. Wszystko to, czego mi użyczył, miało ogromny wpływ na moje dzisiejsze postrzeganie siebie i otaczającego mnie świata.

Pan M. każdego dnia towarzyszy mi w moich zmaganiach. Słyszę jego słowa, posługuję się jego językiem. Korzystam z jego rad. Dysponuję wieloma narzędziami, w które mnie wyposażył. Za wszystkie jestem mu niezmiernie wdzięczna. Choć wciąż pozostaje we mnie jakaś niezgoda, to jestem mu także wdzięczna za doświadczenie w postaci zakończenia terapii. I choć długo nie rozumiałam decyzji Pana M, dziś przyznaję za jego słowami, iż stała się ona w pewnym momencie zupełnie nieskuteczna i wręcz szkodliwa.

Tak na marginesie. Kiedyś moja dobra znajoma, będąca starszą, doświadczoną terapeutką, miała okazję na jednej z konferencji słuchać wykładu prowadzonego przez Pana M. Kiedy się spotkałyśmy skwitowała. "Teraz rozumiem co miałaś na myśli, to rzeczywiście ujmujący człowiek." I takim właśnie go pragnę zapamiętać.

Dobranoc Panie M...


3 komentarze:

  1. Niezmiernie się cieszę, że z tego spotkania wynikło tyle dobrych przemyśleń i mam nadzieję, że terapia przyniesie ci ulgę.

    OdpowiedzUsuń
  2. W borderline nie pomaga ani psychoterapia, ani farmakologia, nic nie pomaga. Sama się nakręcasz na różne stany, im teraz jest lepiej, tym później będzie gorzej. Z tego nie da się wyjść.

    OdpowiedzUsuń