środa, 31 sierpnia 2011

Liczę straty, szukam zysków

Frunę, hm... jakoś od wczoraj. To moje pierwsze pogodne dni od jakichś kilku tygodni. Pierwsze dni na emocjonalnym haju. Świat jest piękny, ludzie są dobrzy, ja jestem w porządku. No. Czego tu jeszcze chcieć. W poniedziałek sesja. Wreszcie mój terapeuta wraca z urlopu.

Na początku chciałam mu pokazać jak to właśnie przez to, że mnie zostawił zniszczyłam wszystko. A teraz myślę, że to nie ważne. Że to już było. Teraz liczy się to, że będziemy już razem. Znów. Tylko ja i on. Znów będę najlepszą pacjentką na świecie. Będę mądra, będę błyskotliwa, będę robiła postępy.

Będę robić same dobre rzeczy. Nie będę już siebie krzywdzić. Nie będę się upadlać.
Dzisiaj pracowałam cały dzień. Pierwszy raz od miesięcy. Ach... jestem taka dobra...
I będę jeszcze lepsza. Wymażę wszystko co złe, wybielę grzechy... ach, ach, ach... frunę...

------
Ale po pięciu latach terapii trzecie oko widzi więcej. Pewne rzeczy się stały. Muszę się przyznać do słabości. Do tego, że w pewnych obszarach sobie nie radzę. Przykro mi, że wyrządziłam sobie tyle złego, moim bliskim także, bo zmuszałam ich do tego by oglądali mój upadek. Moje staczanie się.

W poniedziałek usiądę w gabinecie terapeuty i być może nie będę mogła znaleźć słów.
Głupio mi, że po pięciu latach wciąż mam tak niszczycielska siłę. Ale plusy są takie, że w rezultacie nie zerwałam, żadnych kontaktów, nie rzuciłam pracy, nie zrobiłam nikomu przykrości. Chyba nikomu. Starałam się być szczera. Cały świat zawirował na chwilę.

Miałam okazję oglądać realnych ludzi, którzy przyszli mi z pomocą.

Zyski... zyskałam dobre obiekty. Dobre powiązania. Być może kiedy mój terapeuta następnym razem pójdzie na urlop, będę miała właśnie ich. Tych którzy byli ze mną pod czas burzy, którą rozpętałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz