środa, 8 maja 2013

Zmagania

Byle jak.  Byle jak...Tak mi było dobrze, spokojnie, a potem jeszcze spokojniej i... strasznie przygasłam. To dziwne, bo było naprawdę ok. Tylko ta pogoda. Ten parszywie ponury dłuuuugi weekend. Tak z pewnością pogoda. Okropieństwo!

W poniedziałek skończyłam 36 lat. Z tej okazji po południu wybrałam się na długi spacer po Nowym Świecie, Krakowskim Przedmieściu, dalej Starym Miastem aż nad Wisłę. Cóż, okoliczność sprzyjała jeszcze większej niż ta, co zwykle, refleksji i popłynęłam w tym rozmyślaniu poza tak mi ostatnio przychylne granice ładu, spokoju i porządku. (Pomijając naturalnie druzgoczący mnie psychicznie i finansowo syndrom urologiczny mojego kota Czestera).

Wieczorem byłam już tylko kłębkiem niepokoju. Ble... Nie róbcie tego w domu. Nie myślcie za dużo. Nie pozostawajcie zbyt długo sami. Trzeba coś robić, wychodzić do ludzi, planować. Próbować cholera jasna żyć! Wierzyć wbrew nadziei, jak pisała poetka.

Wczoraj po południu byłam już ugotowana. Nawet nie specjalnie chcę o tym pisać. Wstyd mi, bo myślałam, że nie szybko mnie dopadnie ta chandra. Myślałam, że wystarczy wszystko dobrze kontrolować. Ale przyznajcie, czy można kontrolować zrządzenia losu i piętrzące się zbiegi okoliczności? Można co najwyżej próbować ograniczać dość nieprzyjemne ich konsekwencje.

No cóż, owszem, zadzwoniłam dzisiaj do mojej nowej lekarki z Tworek. Opowiedziałam, że wczoraj... wczoraj po prostu było bardzo źle. Tak czy owak, podniosła mi antydepa.
Nie będę się rozpisywać o samopoczuciu, objawach, tudzież innych. Po pierwsze, dlatego że mi wstyd być słabą, kiedy tak bardzo usiłuję być silna. A po drugie co to da? Nic.

I dziś rano dotarłam do takiego momentu, kiedy po raz pierwszy w życiu chyba doświadczyłam motywacji wewnętrznej. Nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek musiała się zmusić do czegoś tak bardzo jak dzisiaj i zrobić coś, cokolwiek dla siebie, ze sobą. Otrząsnąć się z tego paraliżującego lęku i zachować się możliwie najdojrzalej. Zrobiłam. Nie pytajcie ile to mnie kosztowało.  Pod wieczór doprowadziłam się do jako takiego stanu równowagi psychicznej.

Najgorszy jest w tym wszystkim czas. Czas jest potrzebny na wszystko. Nawet wtedy, kiedy wydaje nam się, że czasu nie ma, to właśnie wtedy jest on niesłychanie ważny.

3 komentarze:

  1. tak, czas jest potrzebny, nie należy się poganiać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wychodzenie do ludzi, planowanie, tak planowanie jest najważniejsze, bo daje siłe i motywacje do dalszych działań, czym by bylo takie życie bez planów? Nie stawianie sobie żadnych celów to największy błąd, prosta droga do złego samopoczucia, bo nie ma po co wtedy żyć...
    Nie wyczytuje i dopytuje ile kosztowało, bo sama często wiem jak ile siły wymaga wychodzenie z lęku czy marazmu, życzę siły i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak się cieszę, że już nie ma hasła na blogu.

    OdpowiedzUsuń