wtorek, 20 sierpnia 2013

Wspominki

Jestem kompletną ignorantką jeśli chodzi o dotyczące mnie patologie. O zaburzeniu osobowości a dokładnie na czym polega, dowiedziałam się za sprawą mojego męża, który pewnego dnia wydrukował mi gruby plik materiałów, chcąc dać mi do zrozumienia, że moje zachowanie jest chore. Informacje zawarte w materiałach były z mojego punktu widzenia tak niedorzeczne, że uznałam, iż to mój mąż ma jakiś problem. Owszem, miałam wypis z kliniki z diagnozą bpd, wiedziałam, że to jakaś chwiejność emocji, i że rzeczywiście tak właśnie mam, ale żebym była jakąś psychopatką. A tak próbował mi dać do zrozumienia mój mąż.

Często mówię o tym, że ja nigdy nie reagowałam napadami wściekłości czy złości, ale z moim mężem, rzeczywiście tak było. Wszystkie inne relacje były rozgrywane w bardziej wyrafinowany sposób. Na M. to jest mojego męża, potrafiłam rzucić się z rękami tylko dlatego, że nie mogłam zwyczajnie na niego patrzeć.

Któregoś dnia M. skontaktował się z naszą wspólną znajomą, która była wieloletnią terapeutką i opowiedział jej o tym co się ze mną dzieje. Pamiętam, że na jakimś spotkaniu towarzyskim G. podeszła do mnie i poprosiła o krótką rozmowę. Pamiętam jak powiedziała mi bardzo stanowczo, że rozumie jak jest mi ciężko i z jakim trudem radzę sobie z tak silnymi emocjami, ale absolutnie nie mam prawa by podnosić na kogokolwiek rękę, i że każda przemoc jest przestępstwem. W związku z tym albo sama zgłoszę się do psychiatry i podejmę odpowiednią terapię albo M. będzie interweniował inaczej.

Zawsze bardzo ceniłam G. Była dla mnie wzorem do naśladowania. Szalenie ciepła, serdeczna i zaangażowana w swoją pracę jak mało kto. Całe życie poświeciła ludziom i ich problemom. Zarówno jako człowiek i jako terapeutka. Kiedy usłyszałam z ust G. te słowa nie tolerujące sprzeciwu, przeraziłam się, jednocześnie byłam zaskoczona. I to była wówczas moja pierwsza konfrontacja ze sobą. Pomyślałam - Boże, chyba rzeczywiście mam problem.

Mój wcześniejszy chłopak próbował przez nasze pięć lat życia radzić sobie ze mną reagując powszechną akceptacją na wszystko cokolwiek zrobiłam. Nie czułam się tłamszona, więc agresywne reakcje nie miały miejsca. Nie zauważyłam tylko, że z każdym miesiącem coraz więcej pił i przesiadywał przed komputerem grając w gry.  To właśnie z tego powodu odeszłam od niego, choć już planowaliśmy ślub i nasze rodziny były o tym poinformowane. Pomyślałam sobie, że nie chcę spędzić życia z alkoholikiem i dzieciuchem grającym w jakieś durne strzelanki.

Smutne, prawda?
 
Byli też inni w moim życiu, ale to były już tylko tzw. "epizody" dla smaczku, dla adrenaliny, dla dowalenia sobie. W zależności od potrzeby.

W każdym razie dopiero słowa G. zaważyły na tym, że podjęłam się leczenia. G. poradziła mi ośrodek, do którego jej zdaniem warto było się zgłosić. To w nim po kilku miesiącach spotkań z lekarzem psychiatrą i terapii grupowej poznałam mojego terapeutę, do którego skierowano mnie na indywidualną terapię. I tak się to wszystko zaczęło.

c.d.n.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz